Właściciel polskiego klubu nie łatwe ma życie

Wszyscy wiemy, co się wydarzyło w tym tygodniu w Motorze Lublin. Skandaliczne zachowanie portugalskiego szkoleniowca- Goncalo Feio- nie przeszło bez echa. Jednak w o wiele gorszym świetle postawił się właściciel II-ligowego klubu- Zbigniew Jakubas. Jego wtorkowa konferencja prasowa z pewnością przeszła do historii. Prawdopodobnie osiągnął swój cel, ale nie tak, jakby tego chciał, bo zapisał się w dziejach polskiego futbolu w kontrowersyjny sposób. Niemniej nie jest to pierwszy włodarz piłkarskiego klubu nad Wisłą, który bawi się w odstawianie kabaretu. Było kilku przed nim i to w nie tak odległej przeszłości. Przypominam kilku sterników naszych zespołów, którzy przez działalność w piłce stracili kontakt z rzeczywistością.

Dariusz Mioduski jako samodzielny właściciel Legii

Na pierwszy plan wysuwa się prezes ostatniego polskiego klubu, który zagrał w Lidze Mistrzów. Bez wątpienia sukces ten był budowany m.in. dłońmi Dariusza Mioduskiego. Właściciel Legii od 2012 roku zasiada w zarządzie „Stołecznych”, a od wiosny 2017 roku samodzielnie nią kieruje. I od tamtej pory „Wojskowi” kompletnie nie przypominają drużyny, która w latach 2013-2016 budowała swoją pozycję w Europie. Na początku były zawirowania z trenerami. Jesienią 2017 roku pracę stracił Jacek Magiera, który zajął 3. miejsce w grupie LM. Na jego miejsce przyszedł Chorwat- Romeo Jozak. Człowiek ten zauroczył Mioduskiego tym, że był „szkoleniowcem z uniwersytetu”, a prezes Legii takich ludzi lubi. Jozak nie wytrzymał na stanowisku nawet do końca sezonu. Następnie zespół przejął jego asystent- Dejan Klafurić, a później Aleksandar Vuković. Oboje nie spełnili wymagań, więc na ich miejsce wskoczył krnąbrny Portugalczyk- Ricardo Sa Pinto. Jak się zakończyła ta przygoda, wszyscy wiemy.

Jeśli ktoś przypuszczał, że po erze Sa Pinto właściciel Legii spokorniał, to się grubo pomylił. Nadszedł początek sezonu 2021/2022, do którego „Wojskowi” przystępowali jako mistrzowie. Czesław Michniewicz, który był ówcześnie opiekunem drużyny, wprowadził zespół do fazy grupowej LE. Jednak ten awans odbił się na postawie w lidze, bo Legia wylądowała na ostatnim miejscu w tabeli. To spowodowało, że Dariusz Mioduski częściej udzielał się medialnie. Niestety dla niego nie były to ani fortunne, ani poważne i merytoryczne wypowiedzi. Oskarżanie o sytuacje w Ekstraklasie całego sztabu szkoleniowego, wywiad, w którym prezes zapewniał, że sprowadzi do klubu Marka Papszuna (czym rozsierdził Michała Świerczewskiego), czy brak reakcji na zachowanie kibiców za pobicie piłkarzy w autokarze w Książenicach. To tylko niektóre ze słynnych występów Mioduskiego. W Legii uspokoiło się, gdy wydarzyły się dwie rzeczy: do klubu wrócił „Vuko”, a właściciel usunął się w cień.

Janusz Filipiak. Prezes spośród kibiców

Kolejną personą, która pełni najważniejszą funkcję w jednym z polskich klubów, jest prezes Cracovii. Głównym włodarzem ekipy z Krakowa jest od 2004 roku. Od tamtej pory „Pasy” kilka razy spadały z Ekstraklasy, ale to nie zniechęciło profesora do inwestowania w klub. Przeciwnie, prezes ani myślał opuszczać to miejsce, bo jest związany z tym miastem. Jego największym sukcesem jest zdobycie Pucharu Polski w 2020 roku. Jednak najgłośniej się o nim zrobiło 3 lata temu podczas meczu derbowego z Wisłą. Mówiąc delikatnie, Filipiakowi podczas tego spotkania puściły nerwy. Widowni bardzo nie podobały się decyzje podejmowane przez sędziego- Daniela Stefańskiego (m.in. nieodgwizdany rzut karny dla Cracovii). Emocje na trybunach sięgały zenitu, bo właściciel klubu aż kipiał ze złości. Zdecydowanie przekroczył granicę, bo kierował w stronę arbitra bardzo niecenzuralne słowa. Starcie odbywało się bez udziału publiczności, więc kamery telewizyjne bez problemu wyłapały epitety wypowiadane przez samego Filipiaka.

Oczywiście na tym cała sprawa się nie zakończyła, bo Cracovia postanowiła wydać oświadczenie w kwestii derbów. Ewidentnie oskarżała w nim rozjemcę meczu za stratę punktów. Dostało się też innym sędziom za to, że według „Pasów”, hamują oni prawidłowy rozwój klubu. Znalazły się również tam informacje (sprzeczne), jakoby żona Stefańskiego była fanką Wisły Kraków, a jego syn grał w juniorach tego klubu. Cracovia łapała się byle czego, aby wyjść z całego położenia z twarzą. Komunikat z ul. Kałuży poszedł w świat, a sam właściciel został zaproszony do programu Liga+ Extra w celu wyjaśnienia całego zajścia. Stwierdził tam, że nie widzi nic złego w swoim zachowaniu, bo prezesi największych klubów na świecie też w taki sposób niekiedy reagują. Filipiak i jego zespół jedyne, co wtedy ugrali, to tytuł „oświadczenia roku”, bo było ono szeroko komentowane w całym środowisku. Dzięki temu prezes Cracovii zapisał się w historii.

Józef Wojciechowski i cyrk w Polonii Warszawa

W odróżnieniu od dwóch jego opisanych poprzedników, Wojciechowskiego już w polskiej piłce nie ma. Od ponad dekady. Właścicielem „Czarnych Koszul” był w latach 2006-2012. Jego Polonia Warszawa należała do czołówki ligi, ale zawsze czegoś jej brakowało do sukcesu. Prezes miał swoją wizję futbolu i przez to często nie dogadywał się z trenerami. Do tego stopnia, że zwalniał ich co 3 mecze! Cała Polska swego czasu żartowała, że niebawem u Wojciechowskiego szkoleniowcy będą pracować po kilka razy. Postanowił zatem sprowadzić trenerów z zagranicy. Pierwszym był Jose Maria Bakero, który wytrzymał w klubie kilka miesięcy. Pojawił się tam również nieżyjący już Theo Boss. Holender przepracował z Polonią cały zimowy okres przygotowawczy, po czym na początku rundy wiosennej stracił pracę. Żeby było śmieszniej, zwolnił go dziennikarz, a Boss obiecał, że opowie o tym w swojej ojczyźnie. Brak szacunku do zawodu trenera nie było jedyną cechą wyróżniającą Wojciechowskiego.

Drugim sposobem, dzięki któremu piłkarze z Konwiktorskiej stali się sławni, było utworzenie „Klubu Kokosa”. Nazwa wzięła się od Daniela Kokosińskiego, który nie chciał rozwiązać kontraktu, więc za karę musiał codziennie biegać po całej Warszawie przez 8 godzin z osobistym trenerem. W ten sposób właściciel Wojciechowski chciał wymusić na zawodniku zmianę decyzji. Jednak w tym zacnym gronie znaleźli się też m.in. Artur Sobiech i Euzebiusz Smolarek. Sprawa była na tyle poważna, że zainteresowała się nią nawet FIFA. Opisała całe zajście na swojej oficjalnej stronie internetowej, gdzie mocno potępiała takie postępowanie. Wojciechowskiemu nie udało się zdobyć z Polonią żadnego trofeum. Dla niego bardziej liczył się prestiż i medialny rozmach. Choć piłkarze, którzy byli mu posłuszni, nie mogli na nic narzekać, bo mieli sowite gaże. Gdy sprzedawał klub, powiedział, że nie wie, czy jeszcze powróci do futbolu. Do dziś się nie pojawił, ale jak widać, ma godnych następców.

Właściciel polskiego klubu? Zbigniew Jakubas spełnia te wymogi

Właściciel klubu z Lubelszczyzny dał do zrozumienia, że Motor to jego klub i będą tam obowiązywały jego zasady. Czy to dobrze, czy źle pokaże czas. Jednak wątpię, aby z tej sytuacji wyszło coś pozytywnego. Zarówno prezes Tomczyk jak i rzeczniczka prasowa- Paulina Maciążek- mieli w strukturach klubu ludzi, którzy ich popierali. Dlatego usunięcie ich z II-ligowca może pogłębić podziały w drużynie. Poza tym trener Feio otrzymał sygnał, że wolno mu robić w tym miejscu, co chce. Bez żadnych konsekwencji. Z tej mąki raczej chleba nie będzie. Może decyzja Jakubasa o Portugalczyku jest kontrowersyjna i trudna do zrozumienia, ale wpisuje się w logikę polskiej ligi. Nie pozostaje nam nic innego jak się do tego przyzwyczaić i czekać na kolejne.