Wielkie nazwiska na polskim podwórku

Zakontraktowanie Jewhena Konoplyanki przez Cracovię odbiło się szerokim echem w środowisku. Zawodnik, który wyceniany jest przez portal transfermarkt na 25 mln euro powinien wnieść do ligi sporo świeżości. Wielkie nazwiska na polskim podwórku to zjawisko rzadkie, ale nie całkowicie martwe. Można by napisać, że to rzecz trochę pożądana, bo im więcej piłkarzy o wysokich umiejętnościach, tym lepiej dla całych rozgrywek. Tacy zawodnicy podnoszą rangę i przede wszystkim prestiż ligi. Generalnie mając kilku piłkarzy z mocnym CV, można tworzyć podwaliny pod silną ligę. Tylko, czy oni nadają się do tego, aby za ich pomocą PKO Ekstraklasa stała się konkurencyjna w skali Europy?

Dlaczego Ukrainiec wzmocnił Cracovię?

Zanim skupimy się na meritum, trzeba wyjaśnić bardzo istotną kwestię. Konoplyanka był (jest?) znakomitym zawodnikiem, o którego zabiegało pół Europy. Przyspieszenie, drybling, strzał z dystansu. Jewhen skupiał w sobie wszystkie cechy nowoczesnego skrzydłowego. Skoro jest on taki dobry, to dlaczego trafił do PKO Ekstraklasy? To pytanie nasuwa się jako pierwsze po zakontraktowaniu Ukraińca przez „Pasy”. Wiadomo, że jednym zagraniem jest on w stanie przechylić szalę zwycięstwa na korzyść swojej drużyny. Wiadomo, że obrońcy nie będą mieli z nim łatwego życia, bo zawodnik ten to gwarant jakości. Tak, w naszej lidze taki piłkarz to poczucie osiągnięcia pewnego poziomu. Ale czy na pewno? Podobnie było z Danijelem Ljuboją, ponieważ Serb dołożył sporą cegiełkę do zdobycia Pucharu Polski w 2011 roku przez Legię. Z tą różnicą, że Ljuboja wiedział, że w Warszawie będzie grał o najwyższe cele. Wielkie nazwiska na polskim podwórku powinny walczyć tylko o mistrzostwo.

Należy przyznać szczerze, że gdyby nie to, że Konoplyanka grał w Dnipro Dniepropietrowsk przeciwko Lechowi Poznań w IV rundzie el. LE w 2010 roku, to zapewne nawet by nie wiedział, że w Polsce organizowane są profesjonalne rozgrywki piłki nożnej. Ta teza może być dla nas bolesna, bo my przecież emocjonujemy się tą ligą. Ale taka jest niestety prawda. Największą rolę w tym transferze odegrał aspekt finansowy. Gdyby Ukrainiec nie otrzymał solidnej pensji, na pewno nie pojawiłby się w grodzie Kraka. Trzeba się zastanowić, czy to słuszna droga? Żeby kontraktować zawodnika na sporą sumę, który niby w ułamku sekundy samemu wygra mecz. Nikt z nas tak na poważnie nie wie, w jakiej dyspozycji jest Jewhen. Wielkie nazwiska same nie grają, zwłaszcza na polskim podwórku. Wzięcie takiego piłkarza to duże ryzyko, bo on będzie traktował naszą ligę albo jako trampolinę do normalnej piłki, albo jako ciepłe miejsce, w którym będzie postacią wiodącą.

Podejście Konoplyanki do PKO Ekstraklasy

Jeśli faktycznie Jewhen podejdzie do sprawy profesjonalnie, to Janusz Filipiak będzie z niego zadowolony. Ale w takim wypadku nie mogłoby być inaczej, bo piłkarz ten ma umiejętności przerastające naszą ligę. Jeśli wybierze taką drogę, bezapelacyjnie będzie gwiazdą PKO Ekstraklasy. Tym samym otworzy sobie wrota do silnych, europejskich lig. Pytanie brzmi, co Konoplyanka chce osiągnąć? Czy jest już syty, czy może jeszcze głodny sukcesów? Przekonamy się niebawem, ale nasza liga jest nieprzewidywalna. Często w negatywnym tego słowa znaczeniu. Potrafi bardzo mocno rozpieścić każdego zawodnika, bo wymaga niewiele, a oferuje sporo. Jeśli Ukrainiec „zarazi się” przeciętnością naszych rozgrywek, będzie to oznaczać, że ma on już dość futbolu. A także to, że wielkie nazwiska na polskim podwórku też jej w żaden sposób nie zbawią. Bardziej zadziała to w drugą stronę, bo okaże się, że taki dobry zawodnik nie poradził sobie z polską szarzyzną.

I właśnie szarzyzność PKO Ekstraklasy będzie największą przeszkodą dla Konoplyanki. Paradoks polega na tym, że słabość tej ligi ma być okolicznością sprzyjającą dla Jewhena. Ale wcale nie jest powiedziane, że tak się stanie. Wielkie nazwiska na polskim podwórku już się o tym przekonały. Świetnym przykładem jest Olivier Kapo. Facet ma w swojej karierze takie kluby jak Juventus, a w Koronie Kielce sobie nie poradził. Sytuacja Francuza była bardzo podobna do Konoplyanki, bo on też znalazł się na zakręcie. Po roku spędzonym w naszym kraju Kapo spakował manatki. Dobrego wrażenia też po sobie nie pozostawił. Czy Ukrainiec podąży jego ścieżką? Nie wiadomo, bo wszyscy oczekują nie tyle jego debiutu, ile regularnej gry. Jednak na ten moment nie ma podstaw, żeby twierdzić, że Jewhen nie pójdzie w ślady Kapo. Może będzie miał kilka fajnych meczów? Może zauroczy nas kilkoma fantastycznymi zagraniami? Wątpię jednak, żeby dał Cracovii tyle, ile Ljuboja Legii.

Co ten transfer oznacza dla Cracovii?

Marketingowo to oczywiście strzał w dziesiątkę. Piłkarz, dzięki któremu klubowe koszulki i gadżety będą się lepiej sprzedawać. O karnety i bilety też bym już się nie martwił, bo każdy będzie chciał ujrzeć Ukraińca w akcji. Nie ma w Polsce drużyny, która nie zakontraktowałaby Konoplyanki. A już na pewno, gdy zawodnik ten będzie w optymalnej formie. Ale musimy też zdać sobie sprawę z tego, że sam zawodnik nie podniesie poziomu naszej ligi. Nawet jeśli byłby mistrzem świata. A idealnym przykładem na to jest Lukas Podolski. Jego transfer spowodował, że o Górniku Zabrze zrobiło się głośno na całym świecie. Nawet amerykańskie media pisały o przenosinach Niemca na Śląsk. Sęk w tym, że on naszej ligi nie traktuje poważnie, bo grę w Górniku łączy z występami w niemieckiej telewizji. Nie wierzę, żeby Janusz Filipiak zgodził się na taki układ z Ukraińcem.

Jego nowy klub piłkarski to taki ligowy średniak, który może sprawić niespodziankę i pokonać najlepszych, ale zdarzały się też sezony, w których „Pasy” drżały o ligowy byt aż do ostatniej kolejki. Nie jest to klub stabilny, który miałby konkretny plan np. na 5 lat i konsekwentnie go realizował. Tym bardziej dziwi fakt, że Ukrainiec zdecydował się na przyjazd do Krakowa. Może to oznaczać, że Jewhen jest całkowicie pod formą i będzie potrzebował wiele czasu, żeby powrócić na falę wznoszącą. Czy ktoś w Cracovii wziął to pod uwagę? Czy może któryś z działaczy kluby otrzymawszy telefon od managera Ukraińca, tak się zagotował, że polskie podwórko przyciąga kolejne wielkie nazwiska i po prostu „zgłupiał” bezmyślnie go kontraktując? Znając rzeczywistość naszej piłki, jest to realne. A nawet prawdopodobne. Ile Cracovia zyska na przyjściu Konoplyanki dowiemy się za kilka tygodni, ale wcale nie jest takie pewne, że będą to kokosy.

Czy pojawią się kolejni?

Danijel Ljuboja, Eduardo da Silva, Milos Krasić, Lukas Podolski, Olivier Kapo. Nie, to nie początek składu wyjściowego na mecz fazy pucharowej LM sprzed kilku lat. To wielkie piłkarskie nazwiska, które pojawiły się na polskim podwórku. Wszyscy wymienieni wybrali naszą ligę nie dlatego, że chcieli, bo nie jest ona atrakcyjna pod względem sportowym. A już na pewno nie dla takich zawodników. Do takiego kroku skłoniły ich pieniądze. Różnie potoczyły się losy tych piłkarzy. Większość z nich odgrywała ważne role w swoich klubach. Inni okazali się niewypałami sportowymi, bo cel marketingowy spełnili. Widać jak na dłoni, że w kwestii sprowadzania piłkarskich „emerytów” nie mamy dobrej passy. A takie postaci są potrzebne w PKO Ekstraklasie. Ich boiskowe obycie, wiedza, doświadczenie mogą być bardzo przydatne. Szczególnie do pracy z młodzieżą, bo tacy zawodnicy mają swoich fanów na całym świecie. Nie jeden młody adept futbolu chciałby wymienić parę słów z takimi piłkarzami.

Szkoda, że polskie kluby nie korzystają z usług tych zawodników po zawieszeniu butów. Parę lat temu Legia coś „przebąkiwała”, że współpracuje z Ljuboją, bo dzięki niemu rozszerzyła swoje kontakty. Ile w tym prawdy? Nie wiadomo. Być może tacy zawodnicy chcieliby zajmować się piłką po skończeniu kariery? Zwiedzili sporo krajów, mają wiele znajomości. Polskiej piłce jest to potrzebne na wagę złota, bo chociażby szkolenie młodzieży nie jest idealne. Co prawda sprzedajemy młodych zawodników za spore sumy, ale to nie oznacza, że dobrze szkolimy. W Polsce szkolenie młodzieży rozwinęło się tylko dlatego, że na całym świecie poszło ono do przodu. My czerpiemy wzorce zza granicy, bo piłkarzy w ligach TOP5 mają Węgrzy, Bułgarzy, Austriacy, Słowacy. My nie zrobiliśmy kroku do przodu w szkoleniu, tylko poszliśmy z nurtem. A wielkie nazwiska na polskim podwórku udowodniły, że wiedzą, o co chodzi w tym sporcie. I powinniśmy ich wiedzę wykorzystać na wiele sposobów.

Czy Konoplyanka będzie „kozakiem”?

Chcielibyśmy widzieć w PKO Ekstraklasie zawodnika, który nie boi się wyzwań tych rozgrywek. Bez wahania wchodzi w drybling, ekwilibrystycznie zagra, pokaże nieco finezji. Potrzebujemy zawodników, którzy „wciągną tę ligę nosem”. Taką drogę obrali, chociażby na Cyprze kilkanaście lat temu, co spowodowało niesamowity rozwój futbolu na małej wyspie Morza Śródziemnego. Może właśnie tędy droga do rozwoju naszej piłki klubowej? Należy pamiętać o tym, aby takim zawodnikom stworzyć odpowiednie warunki do bytowania, ale nie kłaniać się przed nimi. Nie wolno traktować ich jak bogów piłki nożnej, bo to się bardzo szybko zemści. Oczywiste jest, że wielkie nazwiska na polskim podwórku będą się czuły jak profesorowie wśród studentów. Ale na to powinniśmy przymknąć oko, bo na boisku duże ego pomaga. Jewhen Konoplyanka powinien o tym pamiętać nie tylko, gdy będzie wychodził na mecz. PKO Ekstraklasa rządzi się swoimi prawami i lepiej dla Ukraińca jak szybko zda sobie z tego sprawę.

Udostępnij:

Facebook
Twitter