Wadas: Djurgardens nie będzie się murować.

Najważniejszy mecz polskiej drużyny w europejskich pucharach w XXI wieku zbliża się wielkimi krokami. „Kolejorz” zmierzy się z szwedzkim Djurgardens i będzie walczył o ćwierćfinał Ligi Konferencji Europy. O rywalu Lecha porozmawiałem z Markiem Wadasem, prowadzącym bloga „Futbol po skandynawsku”.

Mateusz Dukat: Jakiej gry powinniśmy się spodziewać po Djurgardens? Raczej murowanie bramki, gra na 0:0, czy ruszenie od początku?

Marek Wadas: Murowanie bramki to chyba za duże określenie. Raczej nie spodziewałbym się aż takiego catenaccio ze strony Djurgardens. Jednak mimo wszystko będzie to raczej gra defensywna – w ostatnim meczu pucharowym na pozycji defensywnego pomocnika był testowany Hampus Finndell. To wszystko przez to, że zawieszony jest nominalny defensywny pomocnik – Rasmus Schuller. Spodziewałbym się gry z kontrataku i przede wszystkim dośrodkowań, bo właśnie z tego znane jest Djurgarden. Będą także próbować zakładać wysoki pressing na połowie Lecha, co zdało egzamin chociażby w ostatnim meczu Pucharu Szwecji. Djurgardens nie będzie chciało dominować, wynik 0:0 będą uważać za udany.

MD: Czy dużym atutem zespołu Djurgardens jest to, że rewanż będą grali na wyjeździe?

MW: To niby taki frazes, ale rzeczywiście jest prawdą to, że w zasadzie każda drużyna chciałaby ten drugi mecz grać u siebie. Jako przykład można podać dwumecz Lecha z Bodo, kiedy to „Kolejorz” w pierwszym meczu skupił się raczej na tym, żeby nie stracić bramki, a dopiero w drugim meczu się otworzył. Więc wydaje mi się, że zespół Djurgardens zdecydowanie cieszy się, że pierwszy mecz grają na wyjeździe, a ten rewanżowy i decydujący u siebie.

MD: Drużyna Djurgardens jest praktycznie w stu procentach złożona ze Skandynawów. Wynika to raczej z filozofii klubu, czy braku finansów na sprowadzenie zagranicznych zawodników? 

MW: Nie jest to żadna filozofia klubu, chociaż pojawił się ostatnio taki motyw, że Djurgardens sięga po piłkarzy z tej samej ligi. Po pierwsze jest to tańsza opcja, a po drugie bardziej pewna i sprawdzona. Co ciekawe, prężnie działa skauting Djurgardens chociażby w Afryce. Właśnie stamtąd do Sztokholmu przybył Edward Chilufya, który obecnie gra dla Midtyjlland. Do Djurgardens przyszedł za grosze, a do Danii odszedł za całkiem niezłą sumę.

MD: Jaki jest najbardziej wyróżniający się zawodnik Djurgardens? Kogo Lech powinien się najbardziej obawiać? 

MW: Trudno wskazać największą gwiazdę drużyny. Djurgardens to bardzo wyrównana drużyna i jest to jej atut. Aczkolwiek po ostatnim meczu pucharowym z Brommapojkarna wydaje jestem zdania, że Magnus Eriksson jest największą gwiazdą zespołu Djurgardens. Są jeszcze oczywiście Joel Asoro, Marcus Danielson czy Victor Edvardsen – oni także zasługują na wyróżnienie. Jednak Eriksson to kapitan drużyny, większość akcji ofensywnych przechodzi właśnie przez niego, ma świetne uderzenie z dystansu, którym 2 razy popisał się w ostatnim meczu w Pucharze. Jeśli Lech go wyłączy, to cały zespół będzie grał słabiej. Nie jest to piłkarz najszybszy, ale świetnie odnajdujący się z piłką przy nodze.

MD: Czy Djurgardens to na papierze przeciwnik łatwiejszy dla Lecha niż Bodo, czy jednak Szwedzi pokażą więcej od swoich sąsiadów? 

MW: Nie da się jednoznacznie porównać Bodo i Djurgardens. Co prawda grają taką samą formacją 4-3-3, ale Bodo to jest drużyna, którą miło się ogląda – chociażby z Arsenalem w Lidze Europy. Djurgardens łatwiej dostosowuje się do przeciwnika, w tym są lepsi od Norwegów. Ja bym jednak powiedział, że Djurgardens jest drużyną o mniejszym potencjale niż Bodo, co nie znaczy, że Lech stoi przed łatwiejszym zadaniem.

MD: Kim Bergstrand jest szkoleniowcem zespołu Djurgarden od 2019 roku. Czy w obliczu występów w Lidze Konferencji szkoleniowiec ten cieszy się dużym zaufaniem kibiców i zarządu, tak jak ma to miejsce w przypadku trenera van den Broma? 

MW: Zacznę od tego, że Djurgardens nie ma jednego szkoleniowca. Trenuje ich duet Kim Bergstrand & Thomas Lagerlöf. Obaj panowie pracują w Djurgardens od 2019 roku, już w swoim pierwszym sezonie zdobyli mistrzostwo. Cieszą się niesamowitym zaufaniem zarządu, kibiców i generalnie całego środowiska wokoło Djurgardens. Wszyscy widzą, że ten duet to najlepsze, co mogło spotkać drużynę. Co prawda brakuje kolejnego mistrzostwa, ale myślę, że jeśli ten projekt będzie się dalej tak rozwijał, to tytuł jest kwestią czasu.

MD: Czy drużyna Djurgardens przez to, że sezon rozpocznie dopiero w kwietniu jest zupełnie poza swoją optymalną formą fizyczną – miał miejsce jakiś obóz przygotowawczy przed najważniejszymi meczami w Lidze Konferencji? 

MW: Tak, sezon ligowy w Szwecji zaczyna się na początku kwietnia, niemniej Djurgardens ma za sobą już mecze o stawkę, bowiem rozegrali całą fazę grupową Pucharu Szwecji. Te rozgrywki są trochę inne niż w Polsce, bo na początku jest faza grupowa z czterema drużynami (tylko jedna przechodzi dalej), a później faza pucharowa (ćwierćfinały, półfinały i finał). Za Djurgardens są już 3 mecze fazy grupowej, które były wygrane (6:1, 2:1, 2:1). Nie są to jednak drużyny, które jakkolwiek wyznaczają poziom czy dyspozycję drużyny. Było też zgrupowanie za granicą, trochę sparingów u siebie w Szwecji także drużyna jest pod prądem, ale prawdziwy sprawdzian przyjdzie w czwartek w Poznaniu.

MD: Kogo najbardziej z drużyny Lecha obawiają się kibice Djurgarden? Raczej Szwedów, których kojarzą (Karlström i Ishak) czy może jednak kogoś innego? 

MW: Aż tak dużo się o tym wbrew pozorom nie mówi, chociaż mimo wszystko tematem numer jeden jest Jesper Karlström, który był przecież kapitanem Djurgardens i sięgnął po mistrzostwo w 2019 roku. Szwedzi mają także świadomość umiejętności Mikaela Ishaka i tamtejsze media dokładnie śledzą jego poczynania. Mimo wszystko Ishak, Karlström i Dagerstal są najbardziej „na języczkach”. Po pierwsze są Szwedami, a po drugie wracają do ojczyzny zagrać mecz przeciwko „swoim”. Lech jest szanowaną marką w Szwecji – chociażby przez mecz z Hammarby w eliminacjach do Ligi Europy wygrany przez „Kolejorza” 3:0, ale także przez to, że Szwedzi widzą u siebie w reprezentacji Ishaka, Dagerstala czy Karlströma, także Lech ma szacunek w Skandynawii. Ogólnie rzecz biorąc Djurgardens cieszyło się z wyniku losowania i podobnie do Lecha traktuje ten dwumecz jako spotkania z rywalem z podobnej i równej sobie półki.