Zważywszy na to, że w większości europejskich lig zakończyło się już okno transferowe, transfery ekstraklasowych ekip także lekko wyhamowały. Wiadomo, nikt nie będzie sprzedawał swoich piłkarzy bez możliwości sprowadzenia zastępstwa. Niemniej jednak wciąż zostają transfery wewnątrz naszego podwórka, a tutaj już odbyło się kilka całkiem ciekawych ruchów.
Zmiana nastawienia
W tym oknie widzieliśmy naprawdę jakościowe transfery wewnętrzne. Zagłębie Lubin wzmocniło środek obrony Ławniczakiem i Kopaczem. Legia Warszawa sprowadziła Sokołowskiego, aby pomógł im w powrocie do czołówki. Jagiellonia starła się wzmocnić bramkę rezerwowym piłkarzem Lechii – Zlatanem Alomeroviciem. Wygląda na to, że polskie kluby w końcu wykształciły w sobie sztukę negocjacji. Narracja mówiąca, że nie można oddać nawet kompletnie nieużywanego zawodnika swojemu rywalowi, bo jest on bezpośrednim konkurentem, powoli zanika. Jest to zjawisko pozytywne, dokładnie tak działa rynek w dużo lepszych ligach.
Uciekamy od tendencji do sprowadzania mało jakościowych piłkarzy zza granicy. Wszyscy prezesi ekstraklasowych klubów zawsze byli zgodni – „transfery Polaków są zdecydowanie zbyt drogie”. To właśnie przez ten fakt wykształciła się idea sprowadzania kultowych już „starych Słowaków” do naszej ligi. Były to opcje, które w teorii nie odstawały jakością od niektórych polskich ligowców, a dało się ich wyciągnąć za atrakcyjne pieniądze. Niemniej jednak obecne okno transferowe dość dosadnie pokazuje, że tak wcale być nie musi.
Polacy wciąż są stosunkowo drodzy. To tendencja całkiem normalna, taki sam, a nawet głębszy problem mają kluby z Premier League w kwestii angielskich zawodników. Jak się jednak okazuję dla chcącego nic trudnego. Przy odpowiednio prowadzonych negocjacjach, nauce w osiąganiu kompromisów da się przeprowadzać całkiem ciekawe transfery na wewnętrznym podwórku. Warto nadmienić, że nie opierają się one na handlu piłkarzami, którzy są już po drugiej stronie rzeki. Wręcz odwrotnie – średnia wieku transferów wewnętrznych w Ekstraklasie wyniosła w tę zimę jedynie 25 lat.
Mimo tego młodego wieku wciąż dało się wyciągać solidnych piłkarzy za kwoty wprost promocyjne. Idealnym tego przykładem jest Michał Kaput, który zamienił Radom na Piast Gliwice za skrajnie niewielką kwotę odstępnego. Wyniosła ona bowiem jedynie 370 tyś złotych. Jest to relatywnie mało, patrząc na inne transfery ekstraklasowych ekip. Zapewne znajdą się w naszej lidze zawodnicy, którzy jeżdżą samochodami o większej wartości.
Zagłębie Lubin – nauka na błędach
Nowy dyrektor pionu sportowego oraz trener Piotr Stokowiec rozpoczęli w Lubinie nowe porządki. Z klubu odeszło kilku totalnie niesprawdzonych środkowych obrońców. Mowa tu oczywiście o Simiciu, Panticiu i Solerze. Niemniej jednak lukę po nich trzeba było kimś zastąpić.
Zamiast postawić po raz kolejny na brylanty np. z ligi słowackiej postanowiono poszukać trochę na własnym podwórku. Do klubu sprowadzono duet sprawdzonych już na ekstraklasowych boiskach, polskich obrońców w postaci Kopacza i Aleksa Ławniczaka.

Ławniczak to wciąż stosunkowo młody zawodnik, który jak najszybciej chciał uciec z Warty Poznań. Trudno mu się dziwić. Choć „Zieloni” to klub z pięknymi tradycjami w obecnym sezonie idzie im relatywnie słabo. Zajmują miejsce w strefie spadkowej i wszystkie znaki na niebie pokazują, że prędko z niej nie wyjdą. Dla młodego, chcącego się ciągle rozwijać obrońcy nie było to zbyt atrakcyjne miejsce do gry. Mówiło się o nim w kontekście poznańskiego Lecha i chociaż byłby to niewątpliwie ogromny awans sportowy, to zapewne zostałby on sprowadzony w roli zawodnika numer 4. Na to także nie mógł sobie on pozwolić.
Z pomocną dłonią przyszło Zagłębie Lubin. „Miedziowym” również bliżej do spadku niżeli gry o najwyższe cele, ale wciąż wydają się być lepszym miejscem do rozwoju niż Warta. Sprowadzając 22-latka ekipa z Lubina działa dodatkowo w duchu swojej rzekomej polityki transferowej, czyli sprowadzaniu zawodników do 23 roku życia i późniejszej ich sprzedaży. Warta nie miała zbyt silnej pozycji negocjacyjnej i puściła swoją perełkę do drużyny, która być może bezpośrednio zagrozi im utrzymaniu.
Pamiętajmy jednak o tym, że Ławniczak to zawodnik, który lubi mieć obok siebie kogoś nieco bardziej doświadczonego. Właśnie w tym kontekście ściągnięto do klubu Bartosza Kopacza. Były zawodnik Lechii wrócił na stare śmiecie w roli kapitana drużyny. Jest to wielka odpowiedzialność, ale po raz kolejny widzimy piłkarza, który pokazał nam już, że potrafi dawać jakość na poziomie Ekstraklasy. Jest to pewnego rodzaju gwarancja sukcesu.
Raków – Warta – Z czego wynika ta współpraca?
Ostatnimi czasy widzimy pełno transferów i wypożyczeni na linii Warta Poznań – Raków Częstochowa. Już 4 zawodników w tym oknie poddało się podobnej operacji. Dlaczego?
Odpowiedziom na to pytanie jest tylko i wyłącznie jedna osoba – Robert Graf. Były dyrektor sportowy Warty Poznań, który obecnie pełnił tę funkcję w Rakowie. Niektórzy mówią, że gdy przychodzi się do drużyny rywalizującej z twoim poprzednim pracodawcą, trzeba oddzielać sentymenty grubą kreską. Czasami może i mają rację, ale zdecydowanie nie w tym wypadku. Współpraca Roberta Grafa i obecnego dyrektora Warty – Radosława Mozyrko rozkwita w najlepsze. Można się kłócić, argumentować, ale nic nie zmieni faktu, że spory wpływ na nią ma przeszłość Roberta Grafa.
Były dyrektor sportowy Warty podobno sam wychodził z inicjatywą wypożyczenia niektórych piłkarzy Rakowa do swoje byłego klubu. Owszem, byli to zawodnicy raczej mało potrzebni ekipie Marka Papszuna, ale wciąż jakościowi na poziom Ekstraklasy. Nie rozpatrywałbym tego w kontekście podrzucania komuś świni. Raczej w roli koleżeńskiej współpracy, która może potrwać jeszcze długo, jeżeli wypali w tym momencie.
Na tej kolaboracji zyskuje każdy. Piłkarze, bo mają miejsce do regularnej gry. Warta, bo wzmacnia się stosunkowo jakościowymi zawodnikami, którzy mogą pomóc w walce o utrzymanie. Raków, gdyż pozbywa się zawodników, co do których ma jeszcze sporę nadzieję, ale brakuje im ogrania. Poza tym nie działa to tylko w jedną stronę. Do Rakowa trafił młody Szymon Czyż, który także ma szanse być wartością dodaną w ekipie zdobywcy Pucharu Polski.
Częstochowski zaciąg w Poznaniu
Skoro wspomnieliśmy już o współpracy Rakowa z Wartą, należałoby w jakiś sposób scharakteryzować te ruchy.
Zacznijmy może od Daniela Szelągowskiego, który do Warty przyszedł jako część transferu Szymona Czyża do Rakowa. Nie jest on może bezpośrednim zastępcą byłego piłkarza Lazio, ale jako młodzieżowiec wygląda wciąż bardzo atrakcyjnie. We wszystkich rozgrywkach tego sezonu zaliczył ponad 500 minut. Potrafił zdynamizować grę swojego zespołu, gdy wchodził z ławki. Nie grał tylko i wyłącznie z tego powodu, że maił on zdecydowanie zbyt wielką konkurencję. Do Warty przychodzi udowodnić swoją wartość, ponieważ tam nietrudno przebić się do pierwszej jedenastki.
Drugim zawodnikiem, który trafił do Poznania, jest Jordan Courtney-Perkins. Tak naprawdę ciężko go jakoś szerzej scharakteryzować, ponieważ w Rakowie był postacią skrajnię marginalną. Łącznie zagrał jakieś 90 minut. Nie było one ani złe, ani dobre – po prostu średnie. Jako Australijczyk stanowi on zdecydowaną mniejszość w Ekstraklasie. Takich zawodników nie mieliśmy zbyt dużo w historii całej ligi. Niemniej jednak jest on środkowym obrońcą, a takich nigdy za wiele, gdy gra się trójką. Pamiętajmy, że z Warty odszedł kluczowy Aleks Ławniczak, więc musieli ściągnąć kogoś na zastępstwo i to najlepiej budżetowego. Można powiedzieć, że dali radę.
Trzecim, ostatnim, jak na razie wypożyczaniem z Rakowa do Warty jest Miguel Luis. Portugalczyk wydaję się być niesamowicie jakościowym piłkarzem. Nawet na warunki Rakowa w teorii powinien mieć pierwszy skład. Niemniej jednak nawet on nie wytrzymał tej rywalizacji. Ma na koncie wiele występów dla młodzieżowych kadr Portugalii. Przeszedł przez wszystkie szczeble szkolenia w Sportingu Lizbona. Grał w Lidze Europy przeciwko Arsenalowi, a teraz będzie walczył o utrzymanie w Ekstraklasie. 22 lata, a zjazd na poziomie zapomnianej gwiazdy futbolu. Ma on także świetny przegląd pola i technikę użytkową. Sam o transferze do Warty wypowiada się jednak stosunkowo pozytywnie.
– Jestem zadowolony z tego, że trafiłem do Warty Poznań. Chcę pokazać swoje umiejętności i pomóc drużynie w osiągnięciu wspólnego celu na ten sezon. Uważam, że jestem typem zawodnika, który ma dobrą wizję gry, niezły strzał z dystansu i lubię stwarzać kolegom sytuacje do strzelenia gola – powiedział Luis w rozmowie z oficjalną stroną Warty.
Podsumowanie
Fakt, iż coraz częściej mamy do czynienia z zaciągami piłkarzy z ligi do jednego, konkretnego klubu jest bardzo pozytywny. Wskazują na to, że Ekstraklasa zdrowieję pod tym względem. W innych cywilizowanych rozgrywkach jest to na porządku dziennym, transfery z klubu do klubu są w miarę częste, a u nas zdarza się wciąż w roli wyjątku. Niemniej jednak cieszy zdecydowana tendencja wzrostowa takich ruchów. Kluby z Ekstraklasy typu Warta, czy też Zagłębie pokazuję, że da się inaczej. Czy wyjdzie im to na dobre? Zobaczymy pod koniec sezonu.
Czytaj też: