Po absolutnym hicie 21 kolejki, czyli meczu Arsenal – Manchester City, fani Premier League mieli szansę obejrzeć nieco więcej „przyziemnego” futbolu. Tottenham dość długo kazał nam czekać na emocje i gole w starciu z Watfordem, ale ten kto oglądał mecz do końca nie może narzekać. Davinson Sanchez zapewnił zwycięstwo Spurs Antonio Conte w samej końcówce, tak jak zrobił to Rodri we wcześniejszym starciu City na The Emirates. Znów gole w końcówce. Jak wyglądało spotkanie Watford – Tottenham?
Zabalowali
Jeśli ktoś mocno przepracował sylwestra, dzisiaj zapewne miał kłopoty z normalnym funkcjonowaniem. Delikatnie rzecz ujmując, wydaje się, że zawodnicy Watfordu i Tottenhamu wczoraj dość intensywnie spędzili ostatni wieczór 2021 roku. Bez obrazy, ale obie ekipy weszły na murawę bardzo sennie, bez werwy, co pasowało Watfordowi. Zespół Szerszeni przegrał ostatnie pięć spotkań, więc dzisiaj gracze Ranieriego od samego początku prezentowali włoską szkołę futbolu. Piątka z tyłu, cattenaccio, na zero z tyłu: to był plan The Hornets na ten mecz. A Tottenham? Mimo faktu, iż Antonio Conte rewitalizuje i zmienia zespół Spurs, a zawodnicy Kogutów grają coraz bardziej w jego stylu, Koguty w pierwszej części meczu dalekie były od swojej dyspozycji z meczu choćby z Liverpoolem. Tam była pasja i ogień, tutaj jedynie przebłyski. Choć Tottenham dominował i przeważał, co widać po liczbach (73% posiadania piłki, osiem strzałów, trzy celne), gracze gości nie byli w stanie pokonać Bachmanna. A jeśli ktoś oglądał to spotkanie na kacu, nie powinno być to problemem. I tak nie działo się dużo.
Coraz groźniej
Jednakże druga połowa wyglądała dość podobnie do pierwszej. Przynajmniej na początku. Bo im dłużej, tym lepiej dla Spurs. Swoje trzy grosze w ofensywie zaczęli coraz częściej dokładać wahadłowi. Sergio Reguilon na spokojnie mógł kończyć ten mecz z golem, a grający z drugiej strony Emerson powinien był zaliczyć asystę. Aczkolwiek z jednej strony piłkarze tacy jak Son nie potrafili zamienić dogodnych sytuacji na gole (np. po podaniu wyżej wspomnianego Emersona), a z drugiej wybitnie w bramce The Hornets spisywał się Bachmann. Natomiast okresy dominacji narzuconej od początku przez Tottenham skutecznie przerywał od czasu do czasu Watford, który był bliski objęcia prowadzenia po wybitnej próbie z dystansu Josha Kinga. Ponadto, kosmiczną akcją popisał się Joao Pedro. Nie zmienia to jednak faktu, że to Tottenham coraz mocniej naciskał.
Chwile grozy
Na Vicarage Road już raz w tym sezonie oglądaliśmy przerwanie meczu z powodów zdrowotnych kibica. Podobnie było w jednym meczu Kogutów. Tutaj oglądaliśmy połączenie tych dwóch faktów i w 85 minucie spotkanie zostało przerwane. Jeden z fanów potrzebował pomocy medycznej i, jak poinformowało BBC, już został przetransportowany do szpitala i ma się dobrze. Jednakże wspomniana przerwa w grze stanowczo pomogła zawodnikom Antonio Conte. Tottenham zachował spokojną głowę i w samej końcówce zatrwożył całe Vicarage Road. Po chwilach grozy związanej ze zdrowiem kibica nadeszły chwile grozy jeśli chodzi o Watford. Gdy wydawało się, że zespół Ranieriego dowiezie na spokojnie 0-0 do końca nastąpiło najgorsze. Analogicznie do meczu City z Arsenalem, Tottenham zdobył bramkę na wagę zwycięstwa w doliczonym czasie gry. Rzut wolny. Son centruje. A Davinson Sanchez, będąc kompletnie nieobstawiony w polu bramkowym rywali, wbija piłkę do pustej bramki. 1:0. Szaleństwo Conte przy linii bocznej. Trzy punkty jadą do północnego Londynu. A Antonio Conte jako trener Tottenhamu jest wciąż niepokonany.
◎ 0-0 vs Everton
◉ 2-1 vs Leeds
◉ 2-0 vs Brentford
◉ 3-0 vs Norwich
◎ 2-2 vs Liverpool
◉ 3-0 vs Palace
◎ 1-1 vs Southampton
◉ 1-0 vs WatfordAntonio Conte’s unbeaten record in the Premier League for Tottenham extends to eight games. 👏 pic.twitter.com/F3UFVWfiEU
— Squawka (@Squawka) January 1, 2022
Tottenham w Lidze Mistrzów?
Patrząc na tabelę: sytuacja Watfordu wygląda beznadziejnie. 13 punktów, o dwa więcej od Burnley, które ma o dwa mecze mniej. Dzisiaj zespół Szerszeni powinien był zremisować ten mecz, ale skoro zostawia się zawodnika samego sobie w swoim polu bramkowym w 96 minucie? Można mieć pretensje tylko do siebie. Z drugiej strony jest Tottenham, który – podobnie jak City – zyskuje mentalność. To jest w futbolu najważniejsze. A wygrywając właśnie taki mecz, w końcówce, gdzie uśmiecha się do Ciebie szczęście, widać, że jesteś w gazie. Zaczynasz wierzyć w siebie. A Tottenham ma ku temu powody. Piąte miejsce, dwa punkty mniej od Arsenalu i dwa mecze zaległe. Dobry bilans. Szansa na Ligę Mistrzów jest coraz to bardziej realna, a kto wie, czy nie na trofeum? Przecież już w środę Spurs mierzą się z Chelsea w półfinale Pucharu Ligi. Gdzie zajdzie Tottenham z Conte? Tego nie wie nikt, ale takimi meczami buduje mental absolutnie potrzebny do zdobywania trofeów. A tego w północnym Londynie potrzeba.