Ten mecz zapowiadany był jako spotkanie, gdzie w ostatnich 10 meczach tych ekip jedynie raz wygrywał gospodarz. Dzisiaj wszyscy fani Tottenhamu liczyli na przełamanie. Bo Koguty były siódme, a Wilki ósme, więc był to mecz bezpośrednich rywali. Finalnie, dzisiaj gospodarze również trzech punktów nie zdobyli. Wolves dali popis gry w defensywie, cierpieli jeden za drugiego, i dowieźli wynik. Z tego wzięło się 2:0 i awans na pozycję siódmą, tuż za Ligą Europy. Jak przebiegało to spotkanie?
Jak ma się czuć zwykły szary chłopak?
Wyżej postawiony wers to oczywiście nawiązanie do „Patoreakcji” Maty. Jednakże równie dobrze można go dopasować do uczuć Antonio Conte. Włoch dołączył do Tottenhamu jako jeden z najlepszych trenerów świata. W każdym klubie, czy to Juve, czy Inter, czy Chelsea, Conte przychodził i wygrywał mistrzostwo. Wnosił piłkarzy na nowy poziom. Oczywiście, nikt mistrza po Conte w Tottenhamie nie oczekiwał, zresztą wpływ Włocha na zespół Kogutów jest widoczny gołym okiem. Ale jednocześnie Antonio jest fachowcem jeśli chodzi o prowadzenie zespołu w kierunku wybitnej gry w defensywie. A w Tottenhamie kompletnie tego nie widać, lecz być może jest to nie wina trenera, a piłkarzy?
Bo jak ma się czuć mistrz gry defensywnej w starciu z zespołem, który gra najlepiej w obronie w Anglii? Jasne: ktoś może powiedzieć, że świetne jest City, wybitna Chelsea, jednak w niskiej obronie nikt nie gra tak dobrze jak Wolverhampton Bruno Lage’a. Jeszcze pół biedy, gdyby obie drużyny grały równie dobrze w defensywie. Wtedy co najwyżej byłoby 0-0. Ale jeśli jedna ze stron popełnia tak kuriozalne błędy, jak Spurs w starciu z Wilkami to nie ma o czym mówić. Już w piątej minucie powtórzyły się pomyłki z meczu z Southampton: wtedy bardzo dużo miejsca na przedpolu bramki Llorisa miał choćby James Ward-Prowse, który swoimi centrami dobił Tottenham.
Nie grajcie w obronie jak Tottenham!
Tym razem, już w szóstej minucie, mnóstwo przestrzeni na oddanie dobrego strzału z dystansu miał Ruben Neves, którego próba została odbita przez golkipera gospodarzy. Ponadto, Lloris musiał interweniować jeszcze raz, ale już przy trzecim uderzeniu był bezradny. Gdzie byli obrońcy Tottenhamu? Dlaczego Jimenez miał nawet czas żeby przyjąć sobie piłkę, a później uderzyć celnie? Na te pytania odpowiedzi nie znamy.
https://twitter.com/nicpipi/status/1492891202009587719
Jednakże prawdziwa kombinacja błędów nastąpiła w 18 minucie, gdy Dendoncker podwyższył na 2:0. Nawet nie chcę próbować tłumaczyć jak to się stało. Powiedzmy że Belg zdobył gola wynikającego z pomyłki w wyprowadzeniu piłki przez Llorisa. Ale najlepszą próbą wytłumaczenia będzie wideo. Jak ma się czuć stojący przy linii Antonio Conte, który poniekąd jest odpowiedzialny za wyniki jego zespołu? A wynik mówił jasno: Wolves prowadziło już 2:0 w 18 minucie spotkania.
only Tottenham could concede a goal like this 🤣🤣😭https://t.co/2UPoYsKSWZ
— adz (@k1zcfc) February 13, 2022
Przecież na takie pomyłki on nic nie poradzi. Aczkolwiek wciąż nie zmienia to faktu, że Spurs przegrywali 2:0 już po niewiele ponad kwadransie. Ciężko jest z tego później wyjść na zwycięską ścieżkę.
Pościg
Aczkolwiek gdybyśmy wzięli pod uwagę okres meczu od 20 minuty do samego końca, Tottenham włączył tryb gonienia. Zarówno piłkarze, jak i sam Conte zdawali sobie sprawę, że nie ma co oszczędzać sił na później, skoro już trzeba gonić wynik. I to przeciwko zespołowi, który ma liczby w defensywie na poziomie takich zespołów jak Manchester City mimo tego, że jest dużo słabszy kadrowo. Dlatego też Ryan Sessegnon został zmieniony jeszcze przed upływem 30 minuty, by na boisku mógł pojawić się Dejan Kulusevski, bardziej ofensywny wahadłowy. Ponadto, kto jak kto, ale Tottenham na stracone gole potrafi reagować jak mało kto. Z tych powodów nie powinno nas dziwić to, że to właśnie Koguty coraz mocniej naciskały. Wpierw były to próby nieśmiałe, później coraz śmielsze. Mnożył się Harry Kane, który najpierw próbował z głowy, później z rzutu wolnego, a następnie wcielił się w rolę kreatora gry: dowodziły tego świetne podania do Sona czy Bergwijna.
Antonio Conte has lost consecutive home league games as a manager for the first time since November 2009 when he was in charge of Atalanta.
❌ 2-3 vs Southampton
❌ 0-2 vs Wolves“The level of Tottenham is not so high” 👀 pic.twitter.com/TIHf7WHPS3
— Squawka (@Squawka) February 13, 2022
Do tego warto dodać dużo lepszą grę w doskoku po stracie Tottenhamu. Choćby z tego wziął się np. strzał Winksa w słupek. W drugiej połowie cała gra de facto toczyła się na połowie bronionej przez Wolves, którzy już nie byli tak chętni, by kontratakować. Ale jest to logiczne. Skoro bronisz tak doskonale, masz dobry wynik, po co ryzykować? Zwłaszcza, że faktycznie Wilki, mimo licznych uderzeń Tottenhamu, nie pozwalały na oddawanie jakościowych strzałów przez drużynę Antonio Conte. Dość powiedzieć, że ich xG mimo niższej liczby strzałów, wciąż było lepsze od atakujących Kogutów. Ani razu gospodarze nie mieli komfortu przy oddawaniu strzałów, wyróżniał się Conor Coasy, Roman Saiss czy Ruben Neves. Na swoim, wybitnym poziomie zagrał Jose Sa, golkiper Wolves. Bo nawet w ostatnich 10 minutach Tottenham miał naprawdę doskonałe okazje. Ale za każdym razem a to ktoś strzał Kane’a zablokował. A to świetnie spisał się Sa.
To są właśnie te detale
Wilki dzisiaj wyglądały jak drużyna Mourinho, dajmy na to, FC Porto, Chelsea czy Inter w primie. Satysfakcja z gry obronnej. Dzisiaj, choć nie bez błędów, to Wolverhampton dało pokaz cierpienia na boisku. Można ich porównać do zespołów The Special One albo Atletico Diego Simeone. Jednak każdy wie o co chodzi. Wolverhampton dało popis gry obronnej. A Tottenham? W angielskiej nomenklaturze powstał już przymiotnik „spursy”, który oznacza skład z kilkoma niezłymi, dobrymi piłkarzami, ale brak odpowiedniej siły mentalnej i tendencję do popełniania głupich błędów. Zresztą nieprzypadkowo jest to pochodna słowa „Spurs”. Zatem nie będzie błędem zdanie: „Spurs byli dzisiaj spursy”. Bo właśnie tak było. Tottenham przegrał swoimi błędami, ale na wielkie brawa zasługuje Wolves. Chapeau bas, Wolverhampton!