Taką Cracovię aż chce się oglądać. Brawa dla Jacka Zielińskiego!

Przez kilka lat narzekaliśmy na Cracovię prowadzoną przez Michała Probierza. Nie widzieliśmy postępów, w kadrze dużo obcokrajowców, mało zawodników, z którymi kibice mogą się utożsamiać. Ostatecznie Probierza pogoniono, zatrudniono Zielińskiego i na efekty nie trzeba było długo czekać. Drugi mecz „Pasów” w rundzie wiosennej, drugi przeciwko czołówce i drugi raz fani mogą oklaskiwać swoich ulubieńców. Kapitalny mecz krakowian, dużo jakości, wysoki pressing, no i co najważniejsze – zwycięstwo.

 

Jacek Zieliński zupełnie odmienił Cracovię

 

Jeśli chodzi o sam mecz, to „Pasy” imponowały nam bardzo wysokim pressingiem i umiejętnym przejściem z obrony do ataku. Bardzo często krakowianie przejmowali piłkę na połowie Lechii i dzięki temu błyskawicznie dochodzili do sytuacji podbramkowych. Już po pierwszych pięciu minutach gospodarze powinni prowadzić 2:0, ale najpierw Siplak strzelił minimalnie nad poprzeczką, a potem, po wielbłądzie Dusana Kuciaka, piłki do siatki nie skierował Rakoczy. Wówczas z linii bramkowej wybił futbolówkę Michał Nalepa.

 

Później Lechia przejęła pałeczkę, zaczęła dominować nad rywalami, którzy ograniczali się jedynie do szybkich wypadów. Jednak mimo większego posiadania piłki i posiadania kontroli nad samym spotkaniem, to Cracovia była konkretniejsza w tworzeniu akcji podbramkowych. Jakub Jugas nie wykorzystał sytuacji sam na sam, strzelając w nogę bramkarza gdańszczan, a po kombinacyjnej akcji „Pasów”, Jakub Myszor nie zdołał dograć do Rakoczego, bo jego podanie przeciął Maloca. Gdyby nie stoper Lechii, młodzieżowiec gospodarzy miałby przed sobą, po raz drugi, pustą bramkę.

 

Warto też wspomnieć o Lechii

 

Oczywiście goście nie pozostawali dłużni. W poprzeczkę przymierzył Durmus, Gajos prawie zaskoczył Niemczyckiego z rzutu wolnego, Conrado ustrzelił gołębia, przelatującego akurat nad stadionem… To wszystko w I połowie, bo w drugiej „Pasy” kompletnie zezłomowały środkowych pomocników Lechii. Kubicki, Gajos i Biegański wyglądali jak amatorzy i co chwila tracili piłkę. Po jednej z takich strat padła pierwsza bramka w tym spotkaniu. Tym większe uznanie dla Jacka Zielińskiego, że nastawił zespół nieco bardziej ofensywnie, tak by starał się konstruować złożone akcje, a nie wrzutka na pałę i a nuż się uda.

 

I to przeciwko tak chwalonej Lechii, która przecież bardzo pewnie pokonała Śląsk Wrocław tydzień temu.

 

Druga połowa to był już koncert Cracovii

 

Tutaj należy się szacunek szczególnie dla dwóch młodzieżowców. To jest kuźwa skandal, że oni dostawali tak mało szans od Michała Probierza, bo ten wolał w pierwszym składzie Rivaldinho. Jakub Myszor i Michał Rakoczy to były bez wątpienia najjaśniejsze postacie w ofensywie „Pasów”. Obaj próbowali, byli bardzo aktywni, przejmowali piłkę, dochodzili do sytuacji. Jednak tylko temu drugiemu udało się zwieńczyć świetny występ golem. Strata Kubickiego, który został osaczony przez trzech (!) piłkarzy Cracovii na połowie Lechii (!!!). Rasmussen przejął piłkę, podprowadził ją, idealnie dograł do Rakoczego, a ten w końcu pokonał Kuciaka.

 

Piszemy w końcu, bo warto wyróżnić również słowackiego bramkarza, który dwoił się i troił, by Lechia tego meczu nie przegrała. Ostatecznie jednak koledzy z przodu nie pomogli. Ostatecznie goście przegrali ten mecz dwoma bramkami, bo w samej końcówce gola dołożył jeszcze Cornel Rapy. Duża w tym zasługa Rafała Pietrzaka i Michała Nalepy, którzy nie pokryli kolejno strzelca i asystenta gola (Pelle van Amersfoorta). Ogólnie bardzo przeciętny mecz defensorów Lechii, szczególnie w II połowie.

 

Wydaje się, że zbyt wcześnie zaczęliśmy pompować gdańszczan i zastanawiać się, czy nie sięgną po mistrzostwo. Nie chcemy też zaraz mówić, że zaczął się kryzys w zespole z Trójmiasta, ale po prostu – wydaje się, że europejskie puchary to max, co może wycisnąć z drużyny Tomasz Kaczmarek. Zobaczymy, jak będzie wyglądać to wszystko w najbliższych spotkaniach – będzie wtedy łatwiej określić, o co tak naprawdę gra Lechia.

 

A co czeka Cracovię w najbliższej przyszłości?

 

Wydaje się, że dużo dobrego. Już abstrahując od formy „Pasów”, która naprawdę jest bardzo dobra, to przecież tuż przed meczem zaprezentowany został nowy nabytek. Nowym zawodnikiem Cracovii został, dobrze znany z występów dla Sevilli, Schalke, Dnipra czy reprezentacji Ukrainy, Jewgen Konoplanka. Widząc to, co dzieje się przy Kałuży pewnie nie żałuje, że tu trafił – choć z drugiej strony – wygryźć tak kapitalnie grających na początku rundy wiosennej Rakoczego i Myszora będzie niełatwe.

 

Teraz przed drużyną Zielińskiego najtrudniejsze zadanie. Nie jest trudno osiągnąć dobrą dyspozycję i rozegrać dobry mecz. Zdecydowanie trudniejszym zadaniem jest utrzymanie dobrej formy na kolejne spotkanie i jeśli Cracovię nie czeka nagły spadek formy, to śmiało można ich wymieniać w kontekście faworytów do europejskich pucharów. Aktualnie w tym klubie zgadza się wszystko – zawodnicy dostają miejsce w składzie za to, jak wyglądają, a nie jakie mają konotacje rodzinne, nie ma problemów finansowych, grają młodzi, związani z miastem. Nic, tylko cieszyć się, że Cracovia Probierza odeszła do lamusa.

 


21. kolejka PKO BP Ekstraklasy
Kraków (stadion Cracovii)

Cracovia 2-0 Lechia Gdańsk
Michał Rakoczy 68, Cornel Rapa 90

Cracovia: Niemczycki – Kakabadze, Rapa, Rodin, Jugas, Siplak (67 Pestka) – Myszor (85 Knap), Rasmussen, Lusiusz, Rakoczy (75 Loshaj) – Van Amersfoort.

Lechia: Kuciak – Koperski, Nalepa, Maloca, Conrado (46 Pietrzak) – Ceesay (64 Clemens), Kubicki (84 Sezonienko), Gajos, Terrazzino (23 Zwoliński), Durmus – Flavio Paixao (64 Biegański).

żółte kartki: Nalepa, Clemens.

sędziował: Szymon Marciniak (Płock).

 

Udostępnij:

Facebook
Twitter