Niewielu jest piłkarzy, którzy w ciągu kilku dni są w stanie poznać metody treningowe dwóch nowych trenerów. Taki przypadek spotkał Matty’ego Casha, świeżo upieczonego reprezentanta Polski, który dodatkowo musi liczyć się ze zmianą trenera w klubie. Zasłużonego dla Aston Villi Deana Smitha zastąpił bowiem Steven Gerrard i prawdę mówiąc jest to prawdopodobnie jedna z najbardziej ekscytujących decyzji w światowym futbolu ostatnich tygodni. Ale czy Matthew Cash, prawy wahadłowy polskiej reprezentacji, ma się czym ekscytować?
Martwy punkt
Tak. To powinna być odpowiedź na powyższe pytanie. Wydaje się, że drużyna Aston Villi pod wodzą Deana Smitha znalazła się w położeniu analogicznym do Manchesteru United Ole Gunnara Solskjaera. Ekipa z Villa Park zwyczajnie nie wyglądała na zespół głodny, a bardziej przypominała najedzone lwy, które za nic nie mają ochoty ruszyć się z miejsca. Co gorsza, pomimo całej pracy jaką wykonał Smith z klubem z Birmingham (awans do Premier League, utrzymanie, a potem 11. miejsce), od lutego tego roku sytuacja wygląda co najmniej beznadziejnie. To od wtedy drużyna Aston Villi musi sobie radzić bez Jacka Grealisha, który wpierw doznał kontuzji, a następnie odszedł do Manchesteru City. To oczywiście przyniosło efekty w wynikach: Aston Villa to zespół z największą liczbą porażek w 2021 roku (ex aequo z Southampton), zespół przegrał każdy z ostatnich 5 meczów w lidze, a na horyzoncie nie widać szans na poprawę. The Villans znaleźli się w martwym punkcie, co oznacza, że nie idą do przodu. A gdy nie idziesz do przodu, niestety się cofasz.
Dobra zmiana?
I właśnie po to został ściągnięty Steven Gerrard. Umówmy się, że Aston Villa to dla niego miejsce idealne: każdy wie, że prędzej czy później wyląduje on na Anfield, więc każdy wie, że Villa Park to dla niego przesiadka (o ile wszystko pójdzie zgodnie z planem). Jednocześnie Stevie G otrzymuje grupę naprawdę zdolnych piłkarzy, którzy potrzebują nowego bodźca, bo coś ewidentnie się w klubie z Birmingham wypaliło. Co jeszcze istotniejsze, Aston Villa to w żadnym przypadku nie jest klub, gdzie warunki będą cieplarniane. Steven Gerrard nie przychodzi jak Xavi do Al Sadd, które w lidze katarskiej może robić co chce. Gerrard przybywa do klubu, gdzie trzeba wprowadzić nową filozofię, lepsze wyniki, a co więcej zdobywać punkty i awansować w tabeli ligowej. Miejsce Aston Villi ma być w górnej połowie tabeli. Wie o tym zarówno zarząd klubu jak i kibice, więc Gerrardowi nie pozostaje nic innego jak zasuwać na 110%.
Co może wprowadzić Steve G do The Villans?
Elementów do poprawy w drużynie Aston Villi jest całkiem sporo. Skoncentrujmy się jednak na tym, co przede wszystkim Steven Gerrard usprawnił w Rangersach.
Każdy wie o tym, co The Gers zrobili w ubiegłym sezonie. Cały sezon bez porażki. Zwieńczony mistrzostwem Szkocji w pięknym stylu: powstrzymali oni Celtic przed zobyciem 10 tytułu z rzędu. To wiadomo powszechnie, ale mało kto pamięta o tym, że Rangersi tak naprawdę nie tracili goli. Oczywiście, ich model expectedGoalsAgainst wskazywał na większą liczbę goli, które powinien stracić zespół Gerrarda, jednak nie zmienia to faktu, że 10 (!) goli straconych w 33 meczach ligowych to wynik kosmiczny. Takich wyników nikt nie oczekuje od Gerrarda tu i teraz w Aston Villi, ale z pewnością prędzej czy później (raczej później) trzeba będzie zacząć rozliczać legendę Liverpoolu z tego, jak spisuje się jego zespół w obronie.
Zwłaszcza, że sposób w jaki dominowali rywali Rangersi może pozwalać marzyć kibicom The Villans. Najniższy wskaźnik PPDA (średnia liczba podań rywali od straty do przechwytu: określa intensywność pressingu) w całej lidze może wskazywać na pomysł Gerrarda na futbol pasujący do największych firm w światowym futbolu. Od razu mogą nasuwać się skojarzenia z Liverpoolem Kloppa, który tłamsi rywali na ich połowach porównywalnie do The Gers w ubiegłym sezonie. Ponownie, tak jak w przypadku stabilności w defensywie: nie można oczekiwać, by Gerrard był w stanie zaimplementować element tak szybkiego doskoku błyskawicznie i skutecznie. Z pewnością jednak jest to coś, czego można się po spodziewać po Aston Villi Steviego G.
Ponadto istotnym i tak naprawdę kluczowym elementem dla tego artykułu jest podejście Stevena Gerrarda do bocznych obrońców. James Tavernier i Borna Barisić stanowili tak naprawdę główne postaci w ofensywie The Gers w ubiegłym sezonie, a miało to miejsce za sprawą dość nietypowego podejścia do taktyki stosowanego przez Gerrarda.
Jak widać na zamieszczonym wyżej obrazku, najczęściej Rangersi byli ustawieni w kształcie 4-3-3. Aby być w 100% precyzyjnym trzeba dopowiedzieć, że na 192 mecze, w których zespół z Ibrox prowadził Stevie G, jego ekipa była ustawiona domyślnie w systemie 4-3-3 111 razy.
Jednak 4-3-3 to papier, a papier przyjmie wszystko. Podczas gry dochodziło do całej masy rotacji, zmian i przemieszczeń poszczególnych zawodników.
- Środkowi obrońcy ustawiali się szerzej.
- Między nich wbiegał defensywny pomocnik.
- Boczni napastnicy schodzili bliżej centrum boiska.
- Boczni obrońcy przesuwali się wyżej.
- Dwójka środkowych pomocników bardzo często asekurowała wolne strefy boczne.
To ostatecznie owocowało takim ustawieniem:
Zatem co takiego wyczyniali w ofensywie boczni obrońcy Rangers?
Tak naprawdę Tavernier i Barisić grali de facto jako skrzydłowi, a system gry Rangersów przypomina nieco to, co w Liverpoolu propaguje Jurgen Klopp. Co by jednak nie mówić: boki obrony u Gerrarda to podstawa. Wystarczy przytoczyć liczby obu wahadłowych The Gers w ubiegłym sezonie:
James Tavernier | Borsa Barisić | |
Gole | 19 goli | 5 goli |
Asysty | 16 asyst | 14 asyst |
Udział przy golu co | 112 minut | 223 minuty |
Tavernier to ewenement na skalę europejską. Udział przy golu co 112 minut? Takim wskaźnikiem chciałby pochwalić się niejeden skrzydłowy, być może nawet napastnik, ale nikt nie spodziewał się takich wyników po bocznym obrońcy. Z drugiej strony jest Barisić – piłkarz być może nie tak efektywny jak Tavernier, ale prawdopodobnie gdyby nie był w cieniu najlepszego piłkarza Szkocji ostatnich lat spływałoby na niego więcej pochwał. Tak czy inaczej, jeśli ktoś wie, jak włączać wahadła do gry w ofensywie to właśnie Steven Gerrard.
A jak ma się do tego Matty Cash?
Dawno nie było takiej euforii w polskich kibicach oczekujących na debiut jakiegokolwiek piłkarza w kadrze jak właśnie na Matty’ego Casha. Każdy patrzył z niecierpliwością na to, jak zaprezentuje się „Mateusz Gotówka”, większość osób wyobrażała sobie gracza Aston Villi jako kogoś z niebotyczną wręcz jakością, w końcu Premier League. Wiadomo już, że oczekiwania minęły się nieco z rzeczywistością, ale jak to mawiają: pierwsze koty za płoty, nie było też wcale aż tak tragicznie (może poza wejściem w meczu z Węgrami, gdzie Cash powinien wylecieć z boiska). Mimo wszystko wydaje się, że na ten moment jest to piłkarz do pierwszego składu reprezentacji Polski, niezależnie z kim zagramy w barażach. To w końcu po to procedury były przyśpieszone, to dlatego miał zadebiutować w listopadzie. Teraz zapoznanie, pierwsze wrażenie, potem mają być konkrety. I akurat o ile teraz wiele osób całkiem niezasadnie spodziewało się nie wiadomo czego ze strony gracza The Villans, o tyle za pół roku już takie oczekiwania powinny być normą.
Czy Steven Gerrard zamierza skopiować system z Rangersów do Aston Villi? Tego nie wiemy, przekonamy się już niedługo. Jednak zważając na to, jak Gerrard trenował The Gers i to, co mówił tak naprawdę od momentu zakończenia swojej kariery piłkarskiej o wizji trenerskiej, jaką ma, można oczekiwać wiele. Obecnie zespół Aston Villi to drużyna najszybciej kontratakująca w Premier League. Z kolei Gerrard pragnie spokojnego, kontrolowanego utrzymania się przy piłce, coś podobnego do Paulo Sousy w reprezentacji Polski. Obaj pragną, by to ze skrzydeł płynęło największe zagrożenie zespołu. Obaj chcą dominować i zapewne dogadaliby się w kwestiach taktycznych.
To daje nadzieje na rozwój Casha przede wszystkim z piłką przy nodze: Polak jest oczywiście piłkarzem solidnym, nawet dobrym na tle Premier League jeśli chodzi o granie w defensywie, jednak w ofensywie nie wygląda imponująco przede wszystkim ze względu na niezbyt częste podłączanie się do akcji zagrażających bramce rywala.
Wciąż jednak można oczekiwać wiele: Cash jest wybiegany, dynamiczny i absolutnie nie ma problemu z wytrzymaniem tempa meczu w Premier League. Ba, on nawet często to tempo nadaje. Jeśli tylko trener zmieni nieco wytyczne i poświęci więcej uwagi na rozwój Matty’ego w ofensywie (a prawdopodobnie to czeka wszystkich piłkarzy Aston Villi) można spodziewać się wymiernych skutków. Być może nawet nie chodzi o samą grę w ataku, a o generalnie poruszanie się z piłką przy nodze. Nie można oczekiwać natychmiastowej przemiany Casha w taką maszynkę, jaką był Tavernier. Najpewniej w lidze angielskiej jeśli są piłkarze zdolni wykręcać takie liczby to nie należy do nich Matty Cash. Wciąż jednak Gerrard umie ustawić zespół zarówno w obronie, jak i ataku. I nic tylko liczyć na rozwój Polaka pod skrzydłami legendy Liverpoolu.
Prawdopodobnie, choć nie jest to pewne, Steven Gerrard wyrządzi przysługę reprezentacji Polski. Jeśli wprowadzi system analogiczny do tego, który mogliśmy oglądać w Rangersach nie pozostanie nic na przeszkodzie, by Matty Cash rozwijał się już nie jako prawy obrońca, a bardziej jako prawy wahadłowy. I co by nie mówić, ten rozwój jest wskazany, i to najlepiej już. Wahadło w klubie, wahadło w reprezentacji. To może się udać. A w zasadzie musi, bo co jak co, ale w marcu, w barażach, wymówek już nie będzie.