Mówi się, że Boże Narodzenie to najspokojniejszy czas w ciągu całego roku. Najwidoczniej taki zwyczaj nie działa w Portugalii. Gdy wesoło zajadaliśmy się świątecznym barszczem, wybuchł prawdziwy medialny armagedon wokół naszego selekcjonera – Paulo Sousy. Jak się okazuje, był on w pełni uzasadniony, ponieważ trener biało-czerwonych rzeczywiście ma chrapkę na dezercje.
Wszystko zaczęło się już kilka ładnych dni temu. Wtedy najrzetelniejsi polscy dziennikarze na czele z Tomaszem Ćwiąkałą informowali o możliwym odejściu Paulo Sousy do brazylijskiego Flamengo. Inni za to zapewniali, że temat nie istnieje, a selekcjoner nigdzie się nie wybiera. Wybuchła nam prawdziwa medialna wojenka w akompaniamencie świątecznych kolęd. Ciężko było w stu procentach zaufać jakiemukolwiek ze źródeł.
Sytuacja wyklarowała się nam o wiele szybciej, niż moglibyśmy się tego spodziewać. Co prawda w między czasie pojawił się jeszcze temat przenosin do innego klubu z Brazylii – SC Internacional. Wszystkie znaki na niebie wskazują jednak, że nie było to nic poważnego.
Więcej o tym tutaj:
Sousa na celowniku Internacionalu – najnowsze doniesienia
Dziś zostałem poinformowany przez Paulo Sousę, że chce rozwiązać za porozumieniem stron kontrakt z @pzpn_pl z powodu oferty z innego klubu. To skrajnie nieodpowiedzialne zachowanie, niezgodne z wcześniejszymi deklaracjami trenera. Dlatego stanowczo odmówiłem.
— Cezary Kulesza (@Czarek_Kulesza) December 26, 2021
Dziś od rana odbywa się najprawdopodobniej finał tej całej akcji. Doszło bowiem do spotkania prezesa PZPN-u, Cezarego Kuleszy, z samym zainteresowanym. Paulo Sousa miał poinformować o planach rozwiązania kontraktu. Kulesza uznał jednak, że jest to skrajnie nieodpowiedzialne i nieetyczne zachowanie z jego strony, więc odrzucił jego prośbę nie pozwalając na zerwanie umowy. Nie wiadomo, jakie będą dalsze losy naszego selekcjonera, ale z pewnością wśród stracił wiele w oczach polskich kibiców. Smutne, że nie miał on ambicji, aby dokończyć jego misje z naszą kadrą narodową i powalczyć o awans na mundial.
Sousa najpewniej „grał na dwa fronty”. Z jednej strony uspokajał nas za sprawą sowich asystentów, z drugiej za to prowadził rozmowy z potencjalnymi nowymi pracodawcami. Ciężko wymagać teraz od niego pełnego zaangażowania w ten projekt. Bardzo możliwe także, że w najbliższym czasie trzeba będzie szukać potencjalnej alternatywy/zastępstwa za jego osobę.