Były skaut Liverpoolu i Burnley, obecnie Manchesteru United. Jak mało kto potrafi ocenić potencjał młodych piłkarzy. Naszym gościem był Maciej Herba, z którym porozmawialiśmy sobie na temat struktur skautingowych zarówno w Anglii, jak i w Polsce.
Może zacznijmy od tego, jak w ogóle Polak stał się skautem piłkarskim w najlepszej lidze świata?
Nie wiem… dobry jestem (śmiech). Długa historia, sięga to ok. 2014 roku. Poznałem jednego gościa, wówczas skauta Boltonu. Pewnego dnia zapytał się, czy może zobaczyć jednego z moich chłopaków. Zareagowałem ochoczo:
„Tak, przyjdź, zobacz go, bo to jest zawodnik, którego naprawdę warto wziąć do akademii”. Po kilku chwilach był nim zachwycony i zapytał mnie, czy może skontaktować się z jego rodzicami. Dogadali się, po czym oznajmił mi „Wiesz, że straciłeś serce swojej drużyny?”. Odpowiedziałem mu, że jestem tego świadom, ale nie ma to dla mnie znaczenia, skoro dzieciak będzie w stanie się lepiej rozwinąć gdzie indziej. Zdziwiony powiedział „Rzadko się zdarza, że trener ma takie podejście do rozwoju swojego zawodnika”. Wiedziałem, że w porównaniu do akademii nie jestem w stanie dać mu zbyt wiele.
Kiedyś do mnie zadzwonił i zapytał „Ty mi mówiłeś Maciek, że chciałbyś być skautem”. Potwierdziłem, a on zaproponował mi pomoc w tym temacie. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że bycie skautem wiąże się ze staniem na zimnie podczas deszczu itp. Teraz jestem już tego w pełni świadomy. Tak to krótko ujmując wyglądało. Potem gdy pracował w Burnley zaprosił mnie do siebie i tak to się wszystko zaczęło.
Ile Pan jest już skautem piłkarskim, ile to będzie lat?
Dwa lata w Burnley, dwa lata w Liverpoolu i od września w Man United. Łącznie 4,5 roku.
Szmat czasu. Jaka jest różnica w jakości skautingu zestawiając ligowego średniaka, jak Burnley i wielkiego hegemona pod postacią chociażby Manchesteru United?
Wiadomo, każdy klub chciałby mieć jak najlepsze warunki do sprowadzania nowych graczy. Każdy klub chciałby mieć jak najlepszych zawodników. Patrząc natomiast na strukturę tych największych zespołów a Burnley, to troszeczkę się różni.
Zapewne troszeczkę tak. A ile w tym momencie skautów zawiera cała siatka, sztab „Czerwonych Diabłów”?
Zależy o jakim roczniku bądź miejscu na świecie rozmawiamy. Na pewno jest to wielka, przepotężna struktura.
Mówimy już o setkach?
No tak, z pewnością w setkach. W samym roczniku 5-8 liczba skautów powoli podchodzi pod 100.
Chciałbym zahaczyć o ostatnio dość burzliwy temat – struktury skautingowe w Polsce.
Myślę, że takowych jeszcze nie ma, a ludzie w niektórych klubach nie mają zielonego pojęcia, co robią.
Tak? A te kluby, które szczycą się wysokiej jakości akademiami typu: Lech Poznań, Zagłębie Lubin, czy też ostatnio Legia Warszawa?
Nie mam takich informacji, natomiast mogę dać pewien przykład. W tym roku byłem na wakacjach i odezwał się do mnie jeden znajomy, który od jakiegoś czasu wysłał mi filmiki z jego dzieciakiem. Chłopak wyglądał całkiem fajnie. Wiadomo jednak, że z filmu można spróbować coś wynieść, wyrobić jakąś statystykę, ale najlepiej danego zawodnika zobaczyć na żywo, szczególnie jeżeli mówimy tu o młodzieży. W przypadku piłkarzy dorosłych sprawa wygląda nieco inaczej. Przy dzieciach należałoby prześledzić dokładnie całe jego zachowanie, od momentu wyjścia na boisko, aż do zejścia do szatni.

Przechodząc jednak do meritum. Byłem, obejrzałem jego synka i jeszcze jednego chłopaka. Naprawdę fajnie to wyglądało. Zapytałem się więc, gdzie jest jakaś najbliższa akademia i okazało się, że znajduje się ona dosłownie kilometr od miejsca, w którym trenowali. Zapytałem się więc skoro o nim wiedzą, to czemu nie przychodzi na treningi? W odpowiedzi usłyszałem, że najprawdopodobniej o nim nie wiedzą. Jakim cudem o nich nie wiedzą, o dwóch dobrych, młodych piłkarzach, którzy trenują dosłownie kilometr od ich boiska akademickiego? No tak to mniej więcej wygląda w Polsce. Nie wiem, jak jest we wskazanych klubach, kieruję się tym, co sam widziałem.
A czy miał Pan kiedyś taką sytuację, że podczas oglądania jakiegoś dzieciaka zachłysnął się Pan jego talentem i powiedział sobie „Tak, to jest to, musimy go mieć!”?
Na pewno jednego zawodnika, którego wyskautowałem rok temu. Podpisał on kontrakt z Liverpoolem. Zobaczyłem dzieciaka, który podobno grał wówczas drugi raz w drużynie, a sprawiał wrażenie kompletnego. Wielki talent, patrząc na to, jak chodzi, jak się rusza no to super. Wówczas oglądało go kilku skautów z różnych klubów i każdy prosił trenera o jego dane po meczu. Poza nim miałem jeszcze paru takich zawodników.
A jeżeli już Pan widzi taką perełkę, to ile osób musi „klepnąć” taki ruch, aby piłkarz znalazł się w szkółce?
Jeżeli napiszę raport i piłkarz jest dobry to dostaje zaproszenie do szkółki. Nie dostaje się jednak od razu do akademii. Najpierw przechodzi do specjalnych ośrodków treningowych, w których znaczy swój trial, jeżeli się na nim sprawdzamy, powiedzmy przez te 4-6 tygodni mogą go przerzucić do wyższej grupy. To wszystko zależy od skali talentu, wieku zawodnika i kilku innych czynników.
A dokładnie, z jakimi grupami wiekowymi Pan pracuje?
W tym momencie moim priorytetem jest 5-8 lat, ale jeżdżę i sprawdzam zawodników nawet do 14 roku życia. Później wygląda to trochę inaczej. Zawodnicy na kontraktach, czyli od ok. 9 roku życia, aby awansować do najwyższej elite group, muszą być naprawdę wyjątkowi. Czasami takie ruchy opiniuję 3-4 różnych skautów.
A tak z ciekawości. Czy w szkółkach Manchesteru United znajdują się aktualnie jakieś nazwiska z Polski?
Tak, jest ich kilku. Przychodzą na testy, ale nie mogę powiedzieć, ilu jest na kontrakcie.
Generalnie widać w nich potencjał, wybijają się?
Generalnie, to jeżeli mówimy o całym wschodnim bloku Europy, mamy jeden mankament – nasze dzieci dojrzewają nieco później. Jeżeli chodzi o Polaków, to było kilku na kontrakcie, powiedzmy przez 1-2 lata, po czym dostali zielone światło. Mogli odejść lub dołączyć do tzw. Shadow Team, czyli grupy B, grupy, w której mogą się doszkalać. Wówczas trenują oni w mikrogrupach po 4-8 osób pracując nad swoimi wszelakimi wadami.
Nasi chłopcy nawet do 15-tego roku życia są o wiele gorsi fizycznie, mniejsi. Przez to kluby często im dziękują i trafiają do akademii z niższej kategorii. Porównując, aktualnie mam na treningach indywidualnych zawodnika, który ma 13 lat i 192 cm wzrostu.
Nowy Lukaku?
Mniej więcej. Chłopak jest naprawdę wysoki, jak na swój wiek. Gdy zobaczyłem go po raz pierwszy to pomyślałem, że jest z rocznika u17-18. Nie chciałem uwierzyć, jak powiedział mi, że ma 13 lat. Jest ode mnie wyższy o głowę.
Jaką rolę ma rozmowa z rodzicami danego piłkarza odnośnie jego przyszłego transferu?
Stworzenie więzi? Ogromną. To rodzice decydują o losach ich dziecka, gdzie ma przejść i się dalej rozwijać. Gdy byłem skautem Burnley podczas turnieju przyszedłem do rodzica jednego z wyróżniających się chłopaków. Podobał się praktycznie każdemu, a ja podszedłem do jego ojca jako jeden z ostatnich. Powiedziałem mu, że jego syn ma potencjał i chciałbym go wypróbować. Popatrzył się na mnie i powiedział : „mój dzieciak jest już w City i United, po co mu Burnley?”.
W takim razie skaut musi ”mieć gadane”, aby dobrze wykonywać swoją pracę?
Tak, to jest cały proces. Do rozmowy z rodzicem nie można podejść po macoszemu. Skaut w pewnym sensie musi być dla danego dzieciaka wsparciem. Jest niepisana zasada, zwyczaj, który kultywują kluby z PL. Skaut powinien być na pierwszym treningu danego dziecka w zespole, aby wprowadzić go w jakiś sposób w te całe struktury. Tak też jest w Manchesterze United. W końcu skaut to osoba, która ma pierwszy kontakt ze zawodnikiem i jego rodzicami. Dla dziecka jest to nowe środowisko, więc może czuć się niepewnie, nawet obecność jednej znajomej twarzy może pomóc mu poczuć fajną atmosferę. Akademia zwraca na to wielką uwagę, aby przywitać danego chłopaka w jak najlepszych warunkach.
Dziękuję Panu serdecznie za udzielenie wywiadu!
Cała przyjemność po mojej stronie.
Autorzy: Łukasz Budziak, Robert Stec