Wszystko jest już pewne. Michniewicz pożegna się z reprezentacją 31 grudnia. Nie będzie to rozstanie przyjemne, bo odbywa się w atmosferze konfliktu z dziennikarzami, kibicami i po części także zawodnikami. Selekcjonera zwiodła arogancja, przesadna wiara we własne możliwości i obłuda. Jakie były więc grzechy główne, które popełnił Czesław Michniewicz podczas swojej kadencji?
1. Brak wyjaśnień w sprawie afery korupcyjnej.
Zacznijmy od początku. W styczniu tego roku, po dezercji Paulo Sousy, Cezary Kulesza postawił na Czesława Michniewicza. Wybór okazał się logiczny, chociaż do końca padało nazwisko Adama Nawałki jako następcy Portugalczyka. Ale po kolei – mamy potwierdzenie, że to Michniewicz będzie kierował samolotem o nazwie „reprezentacja”. Pierwsza konferencja prasowa i jak bomba pada pytanie Szymona Jadczaka o niejasną przeszłość selekcjonera. Na sali zaczyna się robić nerwowo, pada słynna formułka „to nie temat konferencji”. Trzeba przyznać – nie najlepsze pierwsze wrażenie. Co wtedy należało zrobić? Po prostu – pokazać swoją niewinność i to, że nie ma się nic do ukrycia. Tymczasem Michniewicz postanowił uciekać od tematu zostawiając opinię publiczną z niewyjaśnioną sprawą.
2. Szpila wbita w Jacka Kurowskiego po meczu ze Szwecją.
Wszyscy się cieszą, wygrywamy ze Szwecją 2:0 po naprawdę dobrym meczu i jedziemy na upragniony mundial w Katarze. Selekcjoner wychodzi na wywiad po meczu, spodziewamy się raczej pochwały zespołu i może jakiejś dedykacji sukcesu. Tymczasem co robi Czesław Michniewicz? Zaczyna kłócić się z reporterem TVP Sport, który ewidentnie nie ma na to ochoty i praktycznie wyśmiewa selekcjonera. Mógł być idealny wieczór, ale nie skończyło się bez łyżki dziegciu w beczce miodu. I chociaż wszyscy kładliśmy się wtedy spać w świetnych humorach, to kwas pozostał.
3. Fatalny styl gry.
Przenieśmy się już do tego, co było głównym celem Czesława Michniewicza czyli mundial w Katarze. Od początku listopadowego zgrupowania nic nie szło tak jak miało iść. Awaria Stadionu Narodowego spowodowała, że towarzyski mecz z Chile stał się zupełnie niepotrzebny – rozgrywany na fatalnej murawie stadionu Legii. Z Chile wygraliśmy, chociaż w tym meczu to nie wynik był najważniejszy. Po spotkaniu mówiło się praktycznie tylko o stylu gry reprezentacji, który był – delikatnie mówiąc – nieatrakcyjny do oglądania. Później była pamiętna wypowiedź Grzegorza Krychowiaka, który powiedział, że reprezentacja nie będzie grała ładniej, tylko pod wynik. Tak więc bezpośrednio przed mundialem atmosfera nie była najlepsza. Obawy kibiców potwierdził mecz z Meksykiem, który mogliśmy przegrać. Od porażki uchroniła nas praktycznie tylko świetna dyspozycja Wojtka Szczęsnego. W meczu z Arabią lepszy był wynik, ale gra wciąż taka sama – długie piłki w ataku i bronienie się przez większość meczu. Spotkanie z Argentyną to już istna katastrofa jeśli chodzi o styl gry. Był awans, ale nasz los zupełnie oddaliśmy Saudyjczykom, którzy na szczęście strzelili bramkę w końcówce i zapewnili nam awans. Pamiętam w moim życiu 7 selekcjonerów (Smuda, Fornalik, Nawałka, Brzęczek, Sousa, Michniewicz) i od razu przypomniała mi się kadra Franza, która wyglądała podobnie jak Michniewicza – pragmatyczna i bez pomysłu.
4. Brak umiejętności przyznania się do błędu.
Kolejna kompetencja miękka, której zabrakło Czesławowi Michniewiczowi. Na konferencjach selekcjoner cały czas bronił stylu gry kadry. Uważał, że wyniki są najważniejsze, i że w ogóle to dziennikarze się czepiają. Michniewicz myślał, że wszyscy kupią te tłumaczenia, jednak to już nie lata siedemdziesiąte, gdzie można bronić się przez 90 minut, strzelić jedną bramkę i być noszonym w piłkarskiej lektyce. Żeby przykuć uwagę widzów, trzeba zrobić coś ponad, nieprzeciętnego taktycznie, a o tym selekcjoner ewidentnie zapomniał. Nikt nie daje się już nabrać na słynną „włoską sztuczkę” drużyn Michniewicza.
5. Fatalna komunikacja mediami i pyskówki z dziennikarzami.
Selekcjoner był obecny na prawie wszystkich konferencjach prasowych w Katarze. I chwała mu za to, nikt tego nie kwestionuje. Jednak to, co działo się na tym ringu słownym przechodziło wszelkie schematy. Codziennie otrzymywaliśmy przepychanki Michniewicza z dziennikarzami, ze strony postronnego kibica wyglądało to na niezłe talk-show. Stwierdzenia typu „niepotrzebnie tworzycie drugą rzeczywistość”, czy „chcesz ze mnie durnia zrobić” były na porządku dziennym podczas mundialowych konferencji. Kolejnym gorącym punktem stykowym pomiędzy Michniewiczem, a mediami było luźne (chociaż zdecydowanie atmosfera nie była spokojna) spotkanie z dziennikarzami po meczu z Meksykiem. Do mainstreamu przeszło już stwierdzenie „najadłeś się musztardy” wypowiedziane do Radosława Przybysza. Selekcjoner atakował dziennikarzy, wdając się z nimi w jeszcze większy konflikt. Michniewiczowi zabrakło zwykłego, ludzkiego taktu i wyczucia momentu. Podobno w demokracji media to czwarta władza. W przypadku selekcjonera można jednak powiedzieć, że to właśnie relacje z mediami, opinią publiczną i dziennikarzami ostatecznie zadecydowały o pożegnaniu się z Michniewiczem.
6. Afera premi(er)owa.
To jest już w ogóle jakaś paranormalna sytuacja. Selekcjoner umawia się bez wiedzy związku z premierem Morawieckim, ustala podział publicznych pieniędzy w przypadku awansu. Potem ustala podział tych środków pod osłoną nocy w hotelu razem ze starszyzną kadry. To pokazuje, w jak ciemne rewiry wdarł się PZPN. O aferze napisano już wiele, nie wiadomo co jest prawdą, a co nie. Jednak wiemy na pewno jedno – to po prostu nie miało prawa się wydarzyć.
7. Niejasne relacje z częścią drużyny.
Kolejny temat, o którym wiemy niewiele. Jednak możemy się domyślać, że części – o ile nie większości – drużyny nie podobał się styl gry reprezentacji. Widać, a raczej słychać to było w wypowiedziach po meczu z Francją. Szczególnie mocno wybrzmiały słowa Lewandowskiego i Zielińskiego, którzy otwarcie powiedzieli, że gra w defensywie nie daje im radości, a to jest w piłce najważniejsze. Tak więc można było odnieść wrażenie, że na końcu już nawet zawodnicy zaczęli wbijać szpileczki w selekcjonera. To po prostu nie miało prawa dłużej działać.