Real Madryt mógł się obawiać spotkania z Granadą. Brak Benzemy, brak Viniciusa: łącznie około 40 goli w tym sezonie i dwóch postaci kluczowych dla ofensywy Los Blancos. Przy tym mecze z rywalami takimi jak Granada często madrytczycy mieli ostatnio kłopoty. Jednakże jak tutaj nie wygrywać, skoro jest Marco Asensio? Liderzy La Liga umacniają się na pierwszym miejscu i wygrywają 1:0 w przekonującym stylu. Jak przebiegało to spotkanie?
Real i zmartwienia
Można było mieć obawy przed tym meczem z perspektywy fana Realu Madryt. W ostatnich tygodniach ekipa Ancelottiego wpadła w wyraźny dołek: porażki z Athleticiem w Copa del Rey czy nieprzekonujące starcia z Elche czy Getafe powinny martwić. Ponadto, dodając listę nieobecnych, na której znajdują się tacy zawodnicy jak np. Vinicius, Karim Beznema, Casemiro czy Lucas Vazquez, kibice Los Blancos mogli się martwić. Tym bardziej, że Granada to zespół raczej z gatunku tych, które na Bernabeu przyjeżdżają, by się bronić. A Real z takimi ma często problem.
Próby, próby, próby
Pierwsza część meczu mogła udowadniać, że faktycznie obawy były dość uzasadnione. Albowiem goście już od pierwszych minut nie tylko sprawiali Realowi spore kłopoty w agresywnym doskoku, ale też wiedziała, jak zaskoczyć gospodarzy z kontry. I to właśnie z kontrataku padł pierwszy strzał w tym meczu. Już w czwartej minucie przy strzale kata Barcelony, Antonio Puertasa, musiał wykazać się interwencją Thibaut Cortois. Minutę później groźny strzał z rzutu wolnego oddał Alex Collado.
Jednakże im dłużej trwała pierwsza część spotkania, tym większą Real miał kontrolę nad tym starciem. Mimo niskiej i bardzo zwartej obrony Granady gracze Ancelottiego dochodzili do strzałów. I warto docenić różnorodność. Bo szanse pojawiały się po klepkach, z dystansu, po stałych fragmentach gry, i tak można by wyliczać w nieskończoność. Mógł imponować żywotnością duet Rodrigo wraz z Marcelo po lewej stronie. Aktywny na fałszywej dziewiątce był Isco, który często w bardzo charakterystyczny dla siebie sposób dogadywał się w grze kombinacyjnej z Asensio. Natomiast zagrania Toniego Kroosa na prawą stronę do Carvajala zakrawały o poezję. I to przełożyło się na sytuacje strzeleckie dla Realu, lecz za każdym razem wybitnie interweniował Maximiliano. Jednakże swoje okazje miała też Granada: minutę po poprzeczce pod swoją bramką zawodnicy Moreno sunęli na bramkę Realu, ale znów fantastycznie zachował się Thibaut Cortois. Pierwsza połowa mogła porwać. Było w niej wszystko: akcje na dwa kontakty, dryblingi. Aczkolwiek brak było bramek.
Carlo Ancelotti i 1001 energetyków
Nie wiadomo, co zdarzyło się w szatni Los Blancos w przerwie. Zazwyczaj Carletto to trener dość spokojny, z wielką klasą. Jednak jego zawodnicy po przerwie wyszli na murawę 30 razy bardziej energetyczni niż dotychczas. Czy Włoch zaserwował im typowe dla Italii espresso? Może każdemu z piłkarzy kazał wypić po 10 energetyków? Nie wiemy. I się nie dowiemy. Ale Roberto Moreno, menedżer Granady, mógł żałować, że żadnej z szans się nie udało wykorzystać przed przerwą. Albowiem po zmianie stron to lider tabeli objął prowadzenie. Widać było, że gracze z Madrytu nie chcą liczyć na końcówkę i nerwowe szukanie zwycięskiej bramki podczas ostatnich minut meczu. Od razu po przerwie widać było, że piłkarze Ancelottiego chcą po prostu zdobyć gola.
Mnożyły się próby uderzeń z dystansu np. ze strony Marco Asensio. Na boisko został wpuszczony Fede Valverde, który miał przede wszystkim wzmocnić bezpośredniość w ekipie gospodarzy. I poniekąd to się udało: już osiem minut po wejściu Urugwajczyk sunął na bramkę Granady, ale wtedy Mateu Lahoz odgwizdał faul. Jednak co się odwlecze to nie uciecze. Już minutę później Real zabawił się w polu karnym rywali jak Barca za najlepszych lat Guardioli. Piłka zagrana przez Rodrygo doszła do wbiegającego Alaby, który po okiwaniu dwóch piłkarzy wystawił ją do Modricia. Chorwat zbyt długo przekładał piłkę i finalnie skończyło się na zablokowanym strzale. W przeciągu kolejnych pięciu minut dwukrotnie uderzali jeszcze Rodrygo oraz Marco Asensio, ale za każdym razem wręcz heroicznymi popisami w bramce ratował Granadę Maximiliano.
Que golazo!
I tak się ten mecz toczył. Real próbował nieustannie, mogły podobać się kombinacyjne próby Jovicia czy Hazarda, którzy także pojawili się na murawie. Przede wszystkim jednak Los Blancos umiejętnie zamknęli rywali na ich połowie. Wysoko odbierane piłki tuż po stracie pozwalały nie wypadać z rytmu graczom gospodarzy. Finalnie właśnie to doprowadziło do strzelenia bramki przez Real. Tomasz Ćwiąkała, ekspert Canal+Sport od La Liga niegdyś powiedział, że Marco Asensio zdobędzie Złotą Piłkę. Rzecz jasna sprawy potoczyły się tak, że teraz to bardziej żart. Ale gdyby Hiszpana oceniać jedynie po momentach to faktycznie można byłoby taką nagrodę mu przyznać. Zwłaszcza, gdy Asensio zdobywa gole takie, jak te dzisiaj.
https://twitter.com/XEY0H_/status/1490440026378887183
Wysoki odbiór Militao i golazo Asensio. Nic więcej dodawać nie trzeba. Oni dzisiaj byli najlepsi i to oni de facto zadecydowali o wyniku. Real wygrywa po królewsku i ma już sześć punktów przewagi nad drugą w tabeli La Liga Sevillą.