Wisła Kraków 0:1 Stal Mielec – „Quo vadis” Wisło?

Wisła Kraków niezbyt dobrze weszła w tę rundę wiosenną. Dwa mecze, dwie porażki. Kibice „Białej Gwiazdy” są rozgoryczeni, a trener Gula ma coraz mniej stabilną pozycje w klubie. Wszyscy zadają sobie pytanie dokąd to wszystko zmierza, co gorsza nikt nie zna na nie odpowiedzi.

Dziś przy Reymonta zmierzyła się dwie ekipy, których gra pozostawia wiele do życzenia. Aktualna Wisła jest złożona w dużej mierze z piłkarzy, którzy jeszcze nie zdążyli się ze sobą ograć. Z drugiej strony zawodnicy, którzy mają doświadczenie w barwach „Białej Gwiazdy”, są często w jeszcze gorszej formie. Jeżeli chodzi o gości z Mielec, u nich kwestia kadrowa wygląda chyba jeszcze gorzej. Nie dość, że pozbyli się wszystkich nominalnych napastników, to Mak, który miał zająć ich miejsce, doznał ciężkiej, sercowej kontuzji. Trener Majewski nie pracuję aktualnie jako szkoleniowiec, ale jako krawiec, który jest zmuszony do ciągłego łatania dziur. Krótko mówiąc pojedynek na poziomie.

Połatana stal dalej dobrze szyje grę

Jeżeli chodzi o skład Stali, to z meczu na mecz wygląda to coraz gorzej. Każdy przewiduje im nagły spadek formy, ale czy rzeczywiście tak jest? Owszem, nie zagrali dobrych zawodów z Górnikiem, ale Zabrzanie postawili bardzo ciężkie warunki. Sama Stal tydzień temu także potrafiła rozgrywać. W pierwszym kwadransie dzisiejszego spotkania było bardzo podobnie.

Mimo że Stal na pozycji napastnika grała Maksymilianem Sitkiem, który wyróżnia się przede wszystkim dynamiką, nie grali oni leniwie. Mogli postawić na granie prostych piłek, skupić się na kontratakach i wykorzystać motorykę ich młodzieżowca. To jednak nie jest w ich stylu. Goście woleli rozgrywać piłkę, powoli przesuwać się na połowę przeciwnika. Po jednej z takich akcji sprokurowali rzut rożny, który zdołał zamknąć głową Grzegorz Tomasiewicz i tu warto się na chwile zatrzymać.

Obrona Wisły była w tym spotkaniu makabryczna w odbiorze. Cechowała się niezwykle nikłym zaangażowaniem. Tak naprawdę nie kwapili się zbytnio do tego, aby nakładać jakąkolwiek presje na ofensywę Stali. Przy wspomnianym rożnym doszło do egzaltacji tych wszystkich rzeczy.  Defensorzy gospodarzy nie zdołali pokryć pomocnika Stali, który strzelił bramkę. Co najśmieszniejsze był on najniższym zawodnikiem na boisku. Tomasiewicz ma bowiem zaledwie 1.67 m. Jest to niemal 20-centymetrowa przebitka co do środkowych obrońców Wisły – Colleya i Frydrycha.

Wiślacka ofensywa

Skoro ustaliliśmy już, że Wisły nie domagała w defensywie, to może powiemy sobie coś o ich graczach ofensywnych. Może oni nadrabiali błędy kolegów? Nic bardziej mylnego. O ile Hugi, który w końcu dostał szanse w pierwszym składzie, wyglądał relatywnie dobrze, tak reszta zawodziła na całej linii.

Zarówno kibice, jak i my zastanawiamy się czemu Skvarka wciąż dostaje szanse w pierwszym składzie. Wiemy, że kiedyś już współpracował z trenerem Gulą. Może posiada jakieś obciążające go taśmy? Naprawdę ciężko znaleźć jakiś sportowy powód zaufania, jakim darzy go trener Wisły. Jako „10” powinien teoretycznie nadawać tempo całym akcją i w sumie to zadanie wychodziło mu całkiem nieźle. Wraz z nim cała ofensywa Wisły była powolna, anemiczna i po prostu nieudolna. Zagrał on wybitnie słabo, ale przecież nie jest sam na boisku. Jego koledzy także się nie popisywali. Jan Kliment – czeski napastnik gospodarzy praktycznie nie istniał na boisku. Owszem, napastnik żyje z podań, ale mógłby chociaż pokazywać się do gry. Zamiast niego można byłoby postawić średnio rozgarnięty kołek i w sumie nie poczulibyśmy jakiejś znaczącej różnicy.

Co ciekawa posiadanie piłki gospodarzy w pierwszej połowie było o wiele wyższe od przeciwnika. Nic jednak z niego nie wynikało, ponieważ mimo tego, że Wisła miała futbolówkę przy nodze, to nie była w stanie jej wykorzystać.

https://twitter.com/jakubbialek/status/1492510580002983937

Tonący brzytwy się chwyta

Trener Gula musiał zmienić coś w grze Wisły. Kibice byli coraz bardziej rozjuszeni, a jego posada po potencjalnej porażce ze Stalą była lekko mówiąc… mało stabilna. Szkoleniowiec gospodarzy postanowił porotować trochę wyjściowym ustawieniem i w sumie wyszło mu to całkiem zgrabnie.

Na boisku po przerwie zameldował się młodzieżowiec Wisły – Konrad Gruszkowski. Młody, boczny obrońca miał dać jakość w defensywie i pomagać swoim kolegą w ofensywie. Generalnie można powiedzieć, że całkiem dobrze poradził sobie z tym zadaniem. Nie zmienił całej optyki tego spotkani, ale dawał w ataku trochę dynamiki, której zdecydowanie brakowało jego kolegą.

Na murawie zawitał także nowy nabytek Wisły Luis Fernandez. Miał on stanowić kolejną opcję do rozegrania akcji w ataku i także nie wyszło mu to źle. Widać było, że ofensywa Wisły wygląda nieco lepiej niż w pierwszej połowie. To jednak nie wystarczało. Zwykłe „nieco” patrząc na to, jak fatalny był atak gości w pierwszej części spotkani to po prostu zbyt mało. Musiało być dużo, dużo lepiej, aby Wisła miała szansę wyciągnąć jakiekolwiek punkty z tego spotkania. Trener Gula dobrze o tym wiedział i w pewnym momencie postawił wszystko na jedną kartę. Praktycznie od 60 minuty, po wejściu na boisku Zdenka Ondraska Wisła grała trzema nominalnymi „9”.

Adrian Gula – każdy ma swoją cierpliwość

Trener Wisły mógł starać się korygować grę swoich podopiecznych podczas spotkania. Czasami jednak to nie wystarczy. Mimo że Wisła częściej była przy piłce to kompletnie nie kontrolowali tego co dzieje się na boisku. Stal pozwalała na rozgrywanie piłki swoim przeciwnikom. Wisła po raz kolejny odnotowała dość wstydliwą porażkę i w tym momencie należy zadać sobie pytanie: Czy już nie pora powiedzieć stop?

Odkąd Adrian Gula został trenerem krakowskiej ekipy ciężko doszukiwać się w niej szerszych perspektyw. Owszem, czasami szkoleniowcy potrzebują trochę więcej czasu, ale obecny trener „Białej Gwiazdy” nie dał kompletnie żadnego argumentu, aby zasłużył na jeszcze jedną szansę. Spotkanie ze Stalą może przelać czarę goryczy. Są pewne granice frajerstwa, na które kibice Wisły są w stanie pozwolić. Dwa razy trener Gula miał szanse na to, aby idealnie dopasować kadrę do jego stylu gry. Dwa razy skończyło się na tym, że do klubu zostali sprowadzeni zawodnicy przeciętni. Jeżeli jutro rano w mediach ukaże się informacja, że Adrian Gula nie będzie pełnił już obowiązków pierwszego trenera Wisły, chyba nikt nie będzie polemizował z tą decyzją.

Gole: Grzegorz Tomasiewicz 12’

Wisła Kraków: Biegański; Ring, Frydrych, Colley, Szot, Fazlagić, Kuveljić, Hugi, Skvarka, Savić, Kliment.

Ławka: Kieszek, Sadlok, Młyński, Ondrasek, Hanousek, Szota, Gruszkowski, Fernandez, Starzyński.

STAL MIELEC: Strączek; Żyro, Flis, Czorbadżijski, Kasperkiewicz, Getinger, Hinokio, Tomasiewicz, Urbańczyk, Domański, Sitek.

Ławka: Primel, Granlund, Seweryn, Matras, Wrzesiński, Kłos, Kort, Wawszczyk, Szczutowski.

Czytaj też:

Taką Cracovię chcemy oglądać! Brawa dla trenera Zielińskiego 

Udostępnij:

Facebook
Twitter