W mijającym tygodniu polskie zespoły rozegrały swoje mecze w ramach III rundy eliminacyjnej europucharów. Na przełomie lipca i sierpnia cła Polska pękała z dumy z wyników osiąganych przez nasze kluby. Teraz już tak kolorowo nie było, bo nie trafiliśmy na rywali z Litwy, Kazachstanu, czy Irlandii Płn. Pre-eliminacje się zakończyły i wszyscy nasi reprezentanci się o tym przekonali. O to, co wiemy przed zbliżającymi się rewanżami.
Nie wszystkie kluby są przygotowane do gry w pucharach
Niestety, ale taka jest prawda, a najbardziej to widać na przykładzie Pogoni Szczecin. Nie mam zamiaru się pastwić nad „Portowcami”, bo to i tak do niczego nie doprowadzi. Zastanawiające jest, że klub, który jest czwartą siłą PKO Ekstraklasy, należy od kilku lat do czołówki ligi i może sporo namieszać w naszych rozgrywkach, nie wykazuje chęci występu w europejskich pucharach. Chociażby z tego względu, że szczecinianie latem nie specjalnie wzmocnili zespół. Władze klubu doskonale wiedziały, że w lipcu rozpoczynają sezon od eliminacji do Ligi Konferencji Europy. A najgłośniejszym transferem jest zakontraktowanie greckiego napastnika Efthymiosa Koulourisa z austriackiego LASK Linz. Poza tym do drużyny dołączył też Joao Gamboa z OH Leuven oraz z 3-ligowych rezerw Wojciech Lisowski, Olaf Korczakowski i Axel Holewiński. Trudno te ruchy nazwać zbrojeniem się na zmagania w Europie. A niełatwo szturmować rozgrywki międzynarodowe na plecach 35-letniego Kamila Grosickiego.
Pogoń już w dwumeczu z amatorami z Irlandii Płn., w II rundzie, straciła 4 bramki. Defensywa została wzmocniona wspomnianym Lisowskim. A gdy wypadł ze składu Dante Stipica- jeden z najlepszych bramkarzy ligi- między słupki wskoczył 21-letni Bartosz Klebaniuk. Natomiast jego zmiennikiem był o 4 lata młodszy Holewiński. To nie jest wizja budowania drużyny w kontekście europejskich pucharów. Na PKO Ekstraklasę to wystarczy, bo „Portowcy” dobrze weszli w sezon (2 mecze, 6 pkt), ale na Europę już nie. Natomiast zarządowi nie specjalnie to przeszkadza, bo Pogoń zapewne włączy się do walki o mistrzostwo Polski. Być może nawet wygra ligę, bo raz na kilka lat udaje się to zespołowi kompletnie nieprzygotowanemu (2019- Piast, 2012- Śląsk, 2007- Zagłębie Lubin). I w ten sposób wygląda egzystencja niektórych polskich klubów. To brak ambicji sportowych, a w ten sposób nie rozwiniemy rodzimych rozgrywek.
Energooszczędna gra w Europie
PKO Ekstraklasa jest ligą, która plasuje się na początku trzeciej dziesiątki w rankingu UEFA. Potrzebujemy punktów, aby piąć się w górę na liście europejskich lig. Musimy również pamiętać, że jeśli uważamy jakieś losowanie za szczęśliwe lub udane, to raczej nasi rywale też wychodzą z takiego założenia. W naszych rozgrywkach nie ma Man City, Bayernu Monachium, czy PSG. Nie ma nawet typowego średniaka pokroju KAA Gent. Dlatego nasze kluby nie przejdą przez eliminacje „suchą stopą”. Mamy spore problemy, żeby grać na kontynencie jesienią, co widać co roku latem. Polskie zespoły muszą na boisku zostawić serce, bo umiejętności im niestety brakuje. A jeśli jesteś królikiem i masz do czynienia z wilkiem, twoja taktyka musi polegać na sprycie. W takich konfrontacjach musisz odpowiednio dysponować własnymi siłami. Trzeba przyznać, że zespoły Rakowa i Lecha obrały tę taktykę i opłaciło im się to.
Mistrzowie Polski w starciu z Arisem Limassol na początku meczu strzelili bramkę. Zmusiło to Cypryjczyków do przejęcia inicjatywy i zaatakowania Rakowa. Podopieczni Dawida Szwargi mądrze się bronili i czekali na swoje okazje. Jedną udało im się wykorzystać. Bardzo podobnie zagrał Lech, który po objęciu prowadzenia w meczu ze Spartakiem Trnava, miał groźne sytuacje z kontrataków. „Kolejorz” też dopiął swego, bo udało mu się strzelić drugiego gola. Szkoda, że oba zespoły straciły bramki w końcówkach. Jednakże częstochowianie polecą na „Wyspę Afrodyty”, aby bronić swojej zaliczki. Warunki mają być piekielne, bo w czasie meczu przewidywany jest upał (35 stopni C). Warunki są równe dla wszystkich. W teorii, bo w takich okolicznościach łatwiej bronić niż atakować. Poznaniacy zapewne też ustawią się defensywnie na Słowacji. A Lech w kontratakach ma jeszcze więcej do zaoferowania niż w ataku pozycyjnym.
Tobiasz jest rozkojarzony
Na pewno nie można powiedzieć, że Legia przegrała z Austrią przez młodego bramkarza. Natomiast gołym okiem widać, że ten chłopak zgubił formę z poprzedniego sezonu. Myślę, że największą krzywdę wyrządził mu były selekcjoner, który zabrał go na Mundial w Katarze. Kacper pojechał tam jako czwarty golkiper, nie był włączony do kadry, ale pozwolono mu trenować z drużyną. Na MŚ Tobiasz trzymał się z Wojciechem Szczęsnym i Robertem Lewandowskim, co było widać w social mediach. Być może gwiazdor Juventusu chciał otoczyć opieką młodszego kolegę po fachu? Lub na rozkaz Michniewicza młody bramkarz obcował z tymi zawodnikami? A może Tobiasz uważa się za najlepszego i chce się takimi ludźmi otaczać? Teraz to już nie ma znaczenia, bo piłkarz „Wojskowych” musi bardziej skupić się na treningach. Jest to też przyszłość reprezentacji Polski, więc dobrze by było, aby radził sobie z tego typu kryzysem.
Dwie drużyny w fazach grupowych to dla nas optimum
Po rozlosowaniu par III rundy eliminacji do LM i LKE w Polsce pojawił się optymizm. Zapanowało przekonanie, że, poza Pogonią Szczecin, nasze kluby powinny bezproblemowo zameldować się w fazie play-off. Na dziś tylko Raków Częstochowa ma zapewnioną grupę europejskiego pucharu. Jednak tylko jeden reprezentant na tym etapie to zdecydowanie za mało. Widzieliśmy po zwycięstwach, które nasze zespoły odniosły w II rundzie, że to właśnie w jedności siła. W tej chwili zajmujemy 21. miejsce w rankingu UEFA. Wyprzedziliśmy Szwedów, którym te eliminacje zupełnie nie wyszły. Jednak wygrane mistrza Polski i „Kolejorza” nie mają już takiej wartości przy równoczesnych porażkach „Portowców” oraz Legii Warszawa. Dlatego te przegrane tak bolą. Ewentualne dwa zespoły w grupach- to musi być nasz cel. Ale nie raz na kilka lat, bo to już się zdarzało (2011/2012 i 2015/2016). Niezbędna jest regularność, bo to nas wywinduje w górę w rankingu.
Kibice są głodni wielkiej piłki
Mamy sierpień. Środek lata i okresu urlopowego, a mimo to polscy fani tłumnie przychodzą na stadiony. Szczególnie widać to w rozgrywkach europejskich. Obiekt Rakowa pękał w szwach, gdy przyjechał mistrz Cypru. Na Łazienkowskiej na meczu z Austrią Wiedeń zasiadł komplet widzów- ponad 26 tys. W Poznaniu w czwartek było około 30 tys. ludzi. Nie zapominajmy, że to nie byli przeciwnicy z górnej półki. Kibice czują, że polska piłka klubowa się rozwija. Zeszłoroczna przygoda Lecha w Lidze Konferencji rozbudziła apetyty. Okazało się, że można przeżyć piękne chwile w poważnej piłce nawet z polskim klubem. Całe środowisko piłkarskie jest głodne sukcesów, bo wcale nie są one nieosiągalne. Nasz rodzimy futbol nie ma w kraju konkurencji, jeśli chodzi o wszelaki potencjał. Na stadionach to się rzuca w oczy. To poziom europejskiej czołówki, więc zawodnicy powinni zrobić wszystko, aby nie zawieźć tych ludzi.