Ostatnimi czasy bardzo szerokim echem odbił się przypadek Filipa Mladenovicia, który po finale Pucharu Polski wymierzył 3 ciosy w twarz trzem różnym zawodnikom Rakowa Częstochowa. Kara jest jeszcze nieznana, ale chyba każdy zgodzi się, że powinna być wysoka, bo na takie rzeczy na boisku po prostu nie ma miejsca. Czy był to jednak pierwszy taki przypadek, że piłkarze popisują się swoimi bokserskimi umiejętnościami (chociaż trzeba przyznać, że u większości takowe są żałosne)? Oczywiście, że nie!
Sane&Mane, czyli Bayern show
Sprawa dosyć świeża, bo miała miejsce po pierwszym meczu ćwierćfinału Ligi Mistrzów pomiędzy Bayernem Manchesterem City. Bawarczycy sromotnie przegrali to spotkanie 0:3 i już tylko cud w drugim meczu mógł dać im awans. Frustracja wśród kibiców była ogromna i nie można im się dziwić. Udzieliła się ona także zawodnikom, którzy po meczu zdecydowanie nie zachowali się jak profesjonaliści, a raczej chuligani-amatorzy. Takim mianem szczególnie można określić Sadio Mane, który przed tym incydentem miał opinię jednego z najbardziej spokojnych i skromnych piłkarzy na europejskim topie. Powołując się na zaufanych dziennikarzy wokół Bayernu, Senegalczyk z pełną premedytacją uderzył kolegę z drużyny, u którego w następnych meczach można było zauważyć rozciętą wargę. Do ciekawej sytuacji doszło podczas rewanżowego spotkania Bayernu z City, kiedy to wchodzący z ławki Mane, miał zastąpić Leroya Sane. Raczej „piątka” przybita pomiędzy zawodnikami była z gatunku tych zimnych, a zawodnicy nawet na siebie nie popatrzyli.
Valverde i Baena
Ta sytuacja jest o wiele bardziej złożona niż wszystkie inne opisane w tym tekście, a informacji i teorii jest naprawdę wiele. Przy tym incydencie trzeba sobie zadać pytanie, gdzie kończy się trashtalk, a zaczyna przemoc. Do eskalacji pomiędzy zawodnikami doszło po meczu, kiedy to Baena zaczął obrażać rodzinę Urugwajczyka, i co najważniejsze – zahaczył również o temat zagrożonej ciąży partnerki zawodnika Realu. Później, za przysłowiowymi garażami Valverde miał uderzyć Baenę w twarz. I na tym byłby koniec historii, gdyby nie informacje, że urugwajski pomocnik całą akcję planował już od miesięcy, gdyż Baena zaszedł mu za skórę podczas meczu w Copa del Rey. Wtedy, zawodnik Villarrealu miał powiedzieć do Valverde „Popłacz się, bo twój syn się nie urodzi”. Jaki wynik tej sprawy? Póki co żaden, bo ani Valverde, ani Baena nie otrzymali żadnej kary, ale mówi się, że nie obędzie się bez interwencji sądu.
Glik – rysa na szkle
Teraz czas na incydent z naszego, polskiego podwórka. W głównej roli występuje filar defensywy reprezentacji Polski, czyli Kamil Glik. W 2020 roku podczas pandemii obrońca odpoczywa na Mazurach, we wsi Skorupki. Na miejscu byli inni turyści, a jednemu z nich spodobał się domek dla dzieci, który postanowił sfotografować. Nie wiedział jednak do kogo należy posesja, a jak się okazało właścicielem był Glik. Piłkarza fotografia ewidentnie zirytowała (do tego doszła wyczuwalna woń alkoholu) i postanowił uderzyć fana w twarz, a później wyrwać mu telefon. Sprawa swój finał miała w sądzie, gdzie sąd przyznał rację oskarżonemu i Glik musiał zapłacić 15 tysięcy kary. Jak widać, idole tysięcy dzieci a Polsce czasami zapominają o odpowiedzialności, którą na sobie mają. Uważaj, kogo wielbisz…
Mynaj vs Szynnik – polityka jest wszędzie
W lutym tego roku, w jednym z tureckich kurortów do rundy przygotowywały się dwie drużyny – ukraiński FK Mynaj oraz Szynnik Jarosław. W takiej sytuacji już powinno się zwrócić uwagę na bezpieczeństwo w takim hotelu, bo wszyscy wiemy jakie są stosunki między tymi krajami i aż dziwne byłoby, gdyby pomiędzy drużynami nie doszło do żadnych ekscesów. Już parę godzin po zakwaterowaniu rosyjskiej drużyny (Ukraińcy byli tam pierwsi), doszło do bójki na hotelowym korytarzu. Ukraińska wersja jest taka, że jeden z zawodników Szynnika upił się, i zaczął obrażać personel hotelu. Gracz FK Mynaj zwrócił mu uwagę, lecz to nie poskutkowało i Ukrainiec użył siły. Zawodnik Szynnika w odwecie miał iść po swoich kolegów z drużyny, a następnie doszło do masowej konfrontacji. Filmiki z bójki krążą w mediach społecznościowych, a według wielu źródeł bójkę wygrali Ukraińcy (chociaż trzeba przyznać, że nie ma to żadnego znaczenia). Druga wersja należy do Rosjan i tamtejsze media przedstawiają ją w ten sposób, że Ukraińcy od początku, kiedy to zawodnicy rosyjskiej drużyny zakwaterowali się w hotelu, to ci wykrzykiwali „antyrosyjskie hasła”. Która wersja nie byłaby prawdziwa, to wszyscy chyba zgodni, że do takiej sytuacji nie powinno i nie miało prawa dojść. Wydarzenia z Turcji to kolejny przykład, który potwierdza, że nie da się nie mieszać piłki nożnej z polityką.