Młoty idą w górę! West Ham wygrywa 1:0 z Watfordem

We wtorkowy wieczór mogliśmy w końcu rozkoszować się Premier League. Po przeszło dwutygodniowej przerwie najlepsza liga świata wróciła do gry i od razu zaproponowała nam spore emocje. Kuriozalne samobóje (Newcastle z Evertonem), atrakcyjnie zapowiadający się mecz Manchesteru United z Burnley czy finalnie starcie West Ham – Watford. Ostatecznie to Młoty wygrały z Szerszeniami 1:0 po bramce Jarroda Bowena. Jak przebiegało to spotkanie?

Poprawa Watfordu

Więcej przed meczem mówiło się o Kurcie Zoumie niż o samym meczu. Piłkarz West Hamu był główną postacią dyskusji w przeciągu ostatniej doby z powodu jego kuriozalnego i bestialskiego zachowania względem swojego kota. Biedne zwierzę, jak widać na nagraniu opublikowanym przez The Sun, jest kopane i bite przez Francuza, który rzecz jasna przeprosił już w mediach za swoje zachowanie. Czy można mu wierzyć? Ciężko powiedzieć. Ale widać było po reakcjach kibiców na Olympic Stadium, że Ci raczej nie są po jego stronie. Sowite gwizdy pojawiały się za każdym razem, gdy tylko Zouma dotykał piłki.

Co gorsza, gwizdanie i buczenie słychać było także po pierwszej części meczu. Jednak czy można było spodziewać się czegokolwiek innego? Przecież West Ham, zespół chcący awansować do europejskich pucharów, w meczu z beniaminkiem nie był sobie w stanie stworzyć dogodnej sytuacji strzeleckiej. Oczywiście. Pojawiały się próby takie jak np. strzał Tomasa Soucka po rożnym czy uderzenie Benrahmy w słupek z ostrego kąta. Aczkolwiek warto również pochwalić Watford, który w kilka dni pod wodzą Roya Hodgsona zmienił się nie do poznania. Przede wszystkim poprawie uległa gra w defensywie. Ale gdy tylko można było się utrzymać przy piłce tak się właśnie działo i dlatego Szerszenie remisowały do przerwy 0:0.

Kto jak nie on?

Początek drugiej części meczu wyglądał dość podobnie do pierwszej połowy. Dużo zamieszania, dużo walki, dużo pasji. Ale mało dokładności. Nie chodzi o to, że źle się to oglądało, lecz do wysokiego poziomu na pewno wiele brakowało obu zespołom. Natomiast właśnie w takich momentach, gdy nie idzie, na swoje barki musi wziąć odpowiedzialność lider. Tak też się stało. Jeśli na kimś w ostatnich tygodniach polega West Ham to głównie na Jarrodzie Bowenie. Biorąc pod uwagę ostatnie sześć spotkań Anglik zaliczył osiem udziałów przy bramkach: cztery gole i cztery asysty. Do tego w poprzednim starciu z The Hornets piłkarz Hull okazał się być ich katem, gdyż zaliczył trzy asysty. Dlatego nie powinno nas dziwić, że to właśnie Bowen uratował West Ham w starciu z Watfordem.

W końcu pierwsza linia pressingu Watfordu została przełamana. Filtrujące zagranie Manuela Lanziniego do ustawionego między linie Bowena wystarczyło, by ten miał dużo czasu i miejsca. A to musiało się skończyć tak, jak się skończyło, czyli golem Młotów. Ktoś może powiedzieć, że dużo było szczęścia w tym uderzeniu, bo był jeszcze rykoszet. Może i tak. Jednakże szczęście sprzyja lepszym i niewątpliwie to West Ham dzisiaj był właśnie ekipą, która zasłużyła na zwycięstwo.

https://twitter.com/WestHam/status/1491164222125920259

Dojrzałość

Ale warto pochwalić drużynę Davida Moyesa. Ostatnie tygodnie są, co by nie mówić, dość ciężkie dla Młotów. Porażki z Leeds czy Manchesterem United, obie po jednej bramce, mogły zachwiać pewnością siebie. Jednak takie mecze jak ten dzisiaj wygrywa się właśnie pewnością siebie, próbowaniem. Bez tego nie można osiągnąć takiego celu, jakim jest gra w europejskich pucharach. Młoty w ostatnich minutach, mimo tego, że Watford grał twardo, fizycznie, nieprzyjemnie, umiały utrzymać się przy piłce. Podanie, podanie, podanie. I koniec meczu. Wydaje się, że rok temu West Ham tak dojrzałym zespołem nie był. Rzecz jasna grając tak jak dzisiaj The Hammers nie mogą liczyć na wiele, ale jak już się takie mecze wygrywa to po prostu coś znaczy. Bo mecz z Watfordem to był mecz, w którym liczyły się trzy punkty. I jak najbardziej David Moyes może sobie już tego rywala odhaczyć z uśmiechem na ustach.