Dzisiejsze derby Śląska okazały się być niebywale zacięte. Zarówno Górnik, jak i Piast w pewnym stopniu zasłużył na następną runę Pucharu Polski, ale zwycięzca może być tylko jeden. Po dogrywce okazało się, że zostanie nim ekipa z Zabrza.
Jak w zdecydowanej większości spotkań pucharowych na tym etapie trenerze pozwolili sobie na małą porcję rotacji, aby dać się ograć zawodnikom, którzy na co dzień nie koniecznie są pierwszym wyborem. Jest to także chwila dla kluczowych postaci danej drużyny na odpoczynek po zmaganiach w Ekstraklasie. W Górniku zabrakło między innymi Podolskiego, a w barwach Piasta szanse debitu otrzymał ich nowy nabytek, austriacki obrońca – Constatin Reiner. Murawa ponownie na poziomie ligi okręgowej. Można powiedzieć, że była jeszcze gorsza niż w ostatniej kolejce Ekstraklasy. Zdecydowanie potrzebuje ona odświeżenia.
Mecz walki
Praktycznie od samego początku widać było dominacje gospodarzy. Ekipa trenera Fornalika od samego początku starała się grać bardzo ofensywnie. Skrzydłowi pozwalali sobie na dość ofensywne, mało zachowawcze akcje. Chrapek był ustawiony niemal tak wysoko, jak napastnik – Kamil Wilczek. Nawet Michał Kaput, który na co dzień jest typową „6”, nie cofał się zbytnio do obrony i starał się pomagać swojej drużynie w okolicach 16 metra. Reasumując, żagle w górę i cała naprzód.
Brakowało jednak kropki nad „i”, wykończenia, ostatniego podania. Piast mimo tego, że wszedł w mecz zdecydowanie lepiej, z minuty na minutę tracił swoją dominację. Górnik coraz bardziej się przebijał. Najpierw opierali się na kontratakach i stałych fragmentach gry, ale im dalej w mecz, tym porywali się na coraz odważniejsze akcje. Szczególnie skrzydła gości dostawały zdecydowani zbyt dużo miejsca. Efektem tego były całkiem udane wrzutki ze strony Dadoka i Pawłowskiego. W 28 minucie po jednej z tych akcji napastnik Górnika uderzył piłkę głową i zmusił Frantiska Placha do interwencji. Gdy Górnik poczuł wiatr w żaglach, regularnie zaczęła stwarzać zagrożenie. Gdyby nie dobra dyspozycja środka obrony oraz bramkarza Piasta mogłoby skończyć się to tragicznie.
#PIAGÓR
Murawa w Gliwicach wygląda jak dywan, w który wycierał się ubłocony pies. I dodatkowo drapał pazurami pic.twitter.com/sGwZJSTBya— Tomasz Górski (@TomaszGorsk1) February 9, 2022
Ofensywa Piasta zaczęła się wypalać. Praktycznie tylko Chrapek starał się w miarę możliwości dynamizować akcje swojego zespołu. Reszta środka pola jednak pozostawiała wiele do życzenia. Skrzydła gospodarzy w pierwszym kwadransie wyglądały naprawdę pozytywnie, ale potem były regularnie gaszone.
Pierwsza połowa to typowy ekstraklasowy mecz walki. Dużo chęci, zaangażowania, ale mało piłkarskich emocji. Zawodnicy „gryźli trawę”, ale to nie wystarczyło, aby otworzyć wynik. Podczas całych 45 minut widzieliśmy jedynie 4 celne strzały na bramkę i tak naprawdę tylko jeden mógł stworzyć realne zagrożenie. Nie można powiedzieć, że obie ekipy grają zachowawczo. Raczej jest to kwestia tego, że na „murawie” spotkały się dwie równorzędne ekipy. Dwie ekipy, które miały chrapkę na awans do następnej rundy Pucharu Polski.
Niemoc napastników
Druga połowa była dość bliźniacza do pierwszej. Bez większej dominacji, ale z lekkim naciskiem na ekipę gości. Warto nadmienić, że przez zdecydowaną większość spotkania regularnie zawodził dwie główne armaty. Zarówno Wilczek, jak i Krawczyk grali dziś poniżej pewnych oczekiwań.
Wilczek ma parę argumentów, przez które da się w jakiś sposób usprawiedliwić jego słabą dyspozycję. Obrońcy Górnika zdołali praktycznie całkowicie odciąć go od podań. Wiedzieli, że jest niebezpieczny i to głównie na nim skupili swoją uwagę. Przez to nawet gdy już jakimś cudem dostał piłkę miał niesamowicie mało czasu na jakąś reakcje. Pokłosiem tego były popełniane przez niego błędy. Warto także pamiętać, że trenuje od z nową drużyną od relatywnie niedawana, więc można miejscami wybaczyć mu brak większego zgrania z nowymi kolegami z klubu. To zupełnie naturalne, że trzeba dać mu czas.
Napastnik Górnika Zabrze – Piotr Krawczyk również pokazywał się ze słabej strony. Niemniej jednak w przeciwieństwie do Wilczka dostawał on sporo podań. Jak to jednak ma zwyczaju z reguły ich nie wykorzystywał. Jego decyzyjność znowu okazała się być niesamowicie ograniczona. To już drugi mecz z rzędu w jego wykonaniu, w którym pokazuję się ewidentnie ze słabej strony. W teorii ma on być następcą Jesusa Jimeneza, ale wszystkie znaki na niebie pokazują, że ten plan nie ma prawa wypalić. Jest to zbyt mała klasa. Krawczyk ma zdecydowanie zbyt dużo jakościowych defektów, aby chociaż spróbować wejść w buty Hiszpana. Dzisiejszy mecz jest kolejną lampką ostrzegawczą, która wyraźnie mówi, że Górnik musi znaleźć nowego napastnika i to jak najszybciej.
Obaj się nie popisali, obaj grali słabo. Nie powinien więc dziwić fakt, że obaj nie dotrwali do ostatniej minuty. Do 70 minuty zarówno Wilczek, jak i Krawczyk ogrzewali się już na ławce rezerwowych i mogli co najwyżej pokibicować swoim klubowym kolegom.
Walka ze zmęczeniem
Czas leciał, a wynik 0:0 nadal się pieczołowicie utrzymywał. Powoli zaczęła się walka ze zmęczeniem. Zagranie dogrywki w perspektywie grania co 3 dni, nie widziała się żadnej z drużyn. Brakowało pary na to, aby wciąż atakować, ale stale próbowano. Dużo stałych fragmentów gry (głównie rzutów rożnych), używanie prostych środków i powielające się błędy indywidualne, które wynikały z coraz większego wycieczenia. Niestety, ale nie udało się zakończyć rywalizacji w ciągu podstawowych 90 minut i czekała nas dogrywka.
Obraz dogrywki to tak właściwie wspomniane wyżej słowa, tyle że pomnożone razy 2. Zmęczenie, wyczerpanie było jeszcze większe. Ciężko było szukać koronkowych akcji rozgrywanych którąś z drużyn. Używano prostych, mało wymagających środków, co było stosunkowo zrozumiałe zważysz na to, że piłkarze byli już na skraju swoich motorycznych możliwości. Cały środek pola Górnika został zmieniony, no boisku wszedł młody Dariusz Stalmach. Ekipy zaczynały powoli zamykać swoje sidła z myślą o potencjalnym konkursie jedenastek. Dogrywka nie była pełna pięknych akcji, nie dostarczyła nam większych emocji – po prostu minęła.
Doszło do konkursu rzutów karnych – jednej wielkiej loterii. Podczas karnych swoimi świetnymi interwencjami popisali się bramkarze. Sandomierski wybronił dwie jedenastki , a Plach jedną. Ostatecznego karnego strzelił Robert Dadok i zapewnił swojej drużynie występ w następnej rundzie Pucharu Polski.
PIAST GLIWICE: Plach; Mosór, Reiner, Czerwiński, Holubek, Chrapek, Ameyaw, Hateley, Kaput, Kądzior, Wilczek. Ławka: Szymański, Huk, Toril, Vida, Sappinen, Winciersz, Konczkowski, Pyrka, Kostadinov.
GÓRNIK ZABRZE: Sandomierski; Pawłowski, Szymański, Janicki, Wiśniewski, Janża, Kubica, Mvondo, Cholewiak, Dadok, Krawczyk.
Ławka: Bielica, Sokół, Podolski, Manneh, Nowak, Dziedzic, Stalmach, Wingralek, Zielonka.
Czytaj też: