Wolves wygrywa na Old Trafford! Man United-Wolverhampton 0:1

Tydzień temu na buzującym St. James’ Park drużyna Ralfa Rangnicka miała wielkie kłopoty. Jednakże udało się zremisować, co trzeba było uznać za sukces, nawet jeśli mówimy o starciu United z ekipą ze strefy spadkowej. Ponadto, w czwartek Manchester United pokonał Burnley 3-1. Wszystko wyglądało już lepiej, choć nie idealnie. W starciu z Wolves wszyscy liczyli na poprawę i kontynuację serii zwycięstw. Finalnie tak się nie stało: Wilki imponowały organizacją, zaciętością. I to wystarczyło na to, by wywieźć z Old Trafford trzy punkty. Co trzeba zapamiętać ze starcia Manchester United-Wolves?

Dominacja Wilków

Przede wszystkim Ralf Rangnick zaskoczył swoich fanów już przed pierwszym gwizdkiem. Kibice United z pewnością nie spodziewali się w lato, że kiedykolwiek ujrzą na Old Trafford parę stoperów Varane – Jones, a jednak. Anglik wrócił do wyjściowego składu Czerwonych Diabłów po 712 dniach. I trzeba przyznać, że miał całkiem wymagających rywali. Bo Wolverhampton tak naprawdę od początku zaczęło robić to, co podczas ostatniego spotkania tych ekip. Czyli naciskać. Strzelać. Dominować. Efektem tego było naprawdę mocne przyciśnięcie Manchesteru United i zamknięcie gospodarzy na swojej połowie. Wystarczy zresztą powiedzieć, że nikt przed Wolverhampton z dnia dzisiejszego nie był w stanie oddać aż 15 strzałów przeciwko United na Old Trafford jedynie w pierwszej połowie. Całkiem imponujące, nieprawdaż?

Sposób United

Jednakże byłoby grzechem mówienie, że zespół Rangnicka nie był w stanie przeciwstawić się zespołowi Wilków. Bo oczywiście, United miało kłopoty. Ale piłkarze gospodarzy byli w stanie również stworzyć sobie niezłe szanse na zdobycie gola. Przed dobrymi okazjami, zwłaszcza po kontrach, stawali choćby Jadon Sancho oraz Edinson Cavani. Wolverhampton niekiedy miało kłopoty z przeciwstawieniem się szybkim kontratakom zawodników United, które naprawdę mogły robić wrażenie. Mimo tego, że Jose Sa nie musiał się wysilać i nie była to dla niego na pewno najbardziej męcząca połowa w życiu, Czerwone Diabły umiały wykorzystać luki, które zdarzały się w fortyfikacji obronnej Wilków, zwłaszcza po szybkim przejęciu piłki, co niewątpliwie musiało cieszyć Rangnicka. Przecież w jego futbolu chodzi o szybkie, bezpośrednie granie. Jednakże do przerwy to Wolves Bruno Lage’a dominowali i to oni powinni czuć się źle z remisem 0:0.

Niewykorzystane szanse

Za każdym razem za kadencji Ralfa Rangnicka w roli trenera Manchesteru United gole dla Czerwonych Diabłów przychodziły w drugich połowach. Choćby w meczu z Norwich czy z Newcastle to zespoły rywali były dużo, dużo lepsze w pierwszych połowach. Podobnie do meczu z Wolves. A United w drugich połowach umiało swoje szanse wykorzystać. Tutaj, w starciu z Wolverhampton, szanse także nadeszły.

Wpierw w 67 minucie piłkę wrzucił w pole karne rywali Nemanja Matić. Doświadczony pomocnik dostrzegł charakterystyczny dla Cristiano Ronaldo ruch za plecy obrońców. CR7 skupiał na sobie uwagę stoperów, za to wolne pozostawało całe przedpole, tak jak przy sytuacji strzeleckiej Edinsona Cavaniego w pierwszej części meczu. Jednakże nie do Ronaldo było adresowane podanie mistrza Anglii z Chelsea: Serb zauważył wbiegającego w drugie tempo Bruno Fernandesa, który w ostatnim meczu z Brunley pauzował za kartki. Najlepszy zawodnik United poprzedniego sezonu nabiegł, uderzył i… trafił w poprzeczkę! To była najlepsza szansa dla Manchesteru United i ciężko jest tutaj kogokolwiek obwiniać, bo zabrakło naprawdę niewiele.

Z kolei już minutę później doszło do następnej szansy dla United. Znów swój udział w tej akcji brał Bruno: tym razem Portugalczyk wykonywał rzut wolny z prawej strony boiska i ponownie został zauważony ruch Cristiano Ronaldo. Piłka trafiła do Portugalczyka idealnie na jego głowę, wpadła do siatki, ale Ronaldo nie miał nawet czasu wykonać swojego słynnego „Siiii”. Od razu sędzia liniowy zauważył i dał znać, że jest spalony. Finalnie United zakończyło ten mecz z zaledwie dwoma celnymi strzałami, a niewykorzystane sytuacje…

…lubią się mścić

I tak właśnie się stało. Od 1980 roku Wolverhampton było w stanie zdobyć na Old Trafford jedynie trzy gole. Omeny nie były optymistyczne, a jednak piłkarze Wilków byli w stanie to zrobić. Bardzo cierpliwie gracze Lage’a budowali przewagę, rzeźbili, czekali na swoje szanse, które finalnie przyszły. Konkretniej jedna, w 81 minucie. Adama Traore zrobił to, co potrafi najlepiej, czyli wygrał pojedynek przy linii bocznej i wrzucił piłkę w pole karne. Choć centra nie dotarła do celu, piłka wybita została na przedpole, gdzie, podobnie jak w sytuacji Bruno Fernandesa: nie było widać nikogo. Poza Portugalczykiem. Tym razem nie Bruno, a Joao Moutinho odnalazł się przed polem karnym rywali i umiał trafić fantastycznie do siatki rywali. Zazwyczaj to Neves jest tym, który słynie z cudownych uderzeń zza szesnastki. Jednakże dzisiaj przy jego strzałach dobrze spisywał się David De Gea, ale Hiszpan nie dał rady obronić uderzenia Moutinho. Wolves 1-0. Ponadto, warto pochwalić Jose Sa: w ostatniej minucie meczu Portugalczyk obronił strzał zza pola karnego Bruno Fernandesa. Ostatecznie to Wilki po raz pierwszy od 41 zwyciężyły na Old Trafford.

Tragedia i euforia

Zależy z jakiej patrzymy perspektywy. Jeśli chodzi o spotkanie w wykonaniu Wolverhampton: jak najbardziej euforia. Pierwsza wygrana na Old Trafford od bardzo dawna, silna psychika, dobra gra w defensywnie. Ponadto naprawdę może imponować organizacja i nieustępliwość piłkarzy z Molineux: wystarczy powiedzieć, że w przeciągu ostatnich ośmiu meczów w meczach Wilków padła maksymalnie jedna bramka w przeliczeniu na 90 minut. Wolves i ich kibice mogą być z siebie dumni.

Aczkolwiek Manchester United? Lepiej nic nie mówić. Miała być zmiana, miała być walka o top4, a wyszło jak wychodzi. Marazm. Tragedia. Ciężko jest opisać, co nie działa w Manchesterze United, bo czy za Solskjaera, czy za Rangnicka wszystko wygląda tak samo. Tak samo źle. Można doszukiwać się drobnych pozytywów. Jednak nie oszukujmy się. Strefa Ligi Mistrzów odjeżdża Czerwonym Diabłom. Piłkarze wyglądają na zblazowanych. Dokąd zmierza Manchester United? Na pocieszenie można powiedzieć, że gorzej być nie może. Ale raczej to marna pociecha dla fanów ekipy z Old Trafford.