Mahir Emreli – azerski bajerant

Kilka dni temu na światło dzienne wyszła informacja, że Mahir Emreli zamierza opuścić szeregi Legii Warszawa. Powodem tej decyzja ma być ostatnia niemiła sytuacja z pseudo kibicami warszawskiego klubu. Jak podają media, Azer został zniszczony psychicznie przez owy incydent i nie wyobraża sobie dalszego funkcjonowania jako zawodnik mistrza Polski. Moment i okoliczności jego odejścia są idealną okazją na to odpowiedzenie sobie na jedno ciekawe pytanie. – Jakim zawodnikiem był Mahir Emreli i jak będziemy go wspominać?

Zawodnik trafił na Łazienkowską z Qarabagu Agdam – mistrza Azerbejdżanu. Możemy śmiać się z poziomu ligi azerskiej, ale fakty są takie, że dosłownie rok wcześniej ten sam zespół był w stanie ograć Legie w el. do europejskich pucharów. Chociaż „ograć” to w tym przypadku trochę za małe słowo. Qarabag całkowicie zdemolował ekipę ze stolicy, grając na wyjeździe. Mecz skończył się wynikiem 0:3. Sam Mahir Emreli pojawił się w tym spotkaniu, wchodząc z ławki rezerwowych.

Korzystając z tej lekcji, Legia postanowiła właśnie w tym klubie poszukać alternatywy dla Thomasa Pekharta. Na papierze transfer wydawał się bardzo solidny. Mistrz Azerbejdżanu, król strzelców tamtejszej ligi i reprezentant kraju sprowadzony za darmo? Świetna opcja. Jak się potem okazało, nie do końca.

Mahir Emreli – miłe złego początki

Emreli wystrzelił po przyjeździe do Warszawy. Praktycznie z miejsca zaczął być kluczowym strzelcem Legii. Przede wszystkim strzelał w europejskich pucharach (do tego jeszcze wrócimy), ale fajnie pokazał się też między innymi w Super Pucharze Polski z Rakowem. W samej Ekstraklasie nie było dobrze, ale nie aż tak tragicznie, jak ostatnimi czasy. Azer strzelił kluczowe bramki dla awansu Legii do Ligii Europy z takimi ekipami, jak Bodo Glimt, czy też Slavia Praga. To wystarczyło, aby kibice Legii go pokochali.

Społeczność legionistów wywyższała nowego piłkarza ich ekipy znacznie ponad uznanego, ale pod formą Thomasa Pekharta. Ciężko im się temu dziwić. Emerli od początku dawał jakość, strzelał kluczowe bramki dla rozwoju całego klubu, a jego braki na polskich boiskach przez długi czas były bagatelizowane. Azer to napastnik nieco innej charakterystyki niż Pekhart. Czech to typowa dziewiątka. Mało zwrotny, wolny, ale silny, skuteczny i bramkostrzelny. Ciężko było spodziewać się jakiejkolwiek przebojowości z jego strony. Tak naprawdę to dopiero za kadencji Michniewicza udało się w pełni wykorzystać jego potencjał. Złośliwi powiedzą, że piłkarze Legii starali się trafiać w Czecha, który czekał w polu karnym i jest w tym trochę prawdy. Nie była to najpiękniejsza gra, ale się sprawdzała.

Od Emreliego za to od samego początku biła lepsza kontrola piłki, technika, szybkość, a nawet można powiedzieć, że ogólne umiejętności. Jeżeli jesteśmy wyznawcami teorii mówiącej, że napastnik ma przede wszystkim strzelać bramki, to pewnie bardziej spodoba nam się Pekhart, ale w innym przypadku to raczej Emreli jest bardziej atrakcyjną dla oka opcją. Wystarczy porównać jego gole z Rakowem, czy Leicester i większość bramek zdobywanych przez Pekharta. Różnica jest widoczna gołym okiem. Przebojowość tego zawodnika również mogła zwieść niektórych kibiców. Gdyby Pekhart utrzymał formę z poprzedniego sezonu, to zapewne wygryzłby Azera na dłuższą metę. Miał on jednak to szczęście w nie szczęściu, że Czech prezentował się w tym sezonie równie słabo, a nawet miejscami gorzej.

Piłkarz o dwóch twarzach

Ogromnym zarzutem w stronę Emreliego kierowanym przez fanów Legii jest fakt, że napastnik wygląda dużo lepiej, gdy przychodzi mu grać mu w europejskich pucharach, niżeli w Ekstraklasie. Trzeba przyznać, że ciężko tym faktem dywagować. Liczby nie kłamią. W ciągu całej rundy Azer wpisał się na listę strzelców tylko dwukrotnie, z czego raz w spotkaniu z niezwykle wówczas słabym Górnikiem Łęczna. Trochę słabo, jak na gościa, który wydawał się być gwarantem bramek. Jego niemoc strzelecka stanowiła jeden z największych problemów Legii w lidze. Między innymi z tego powodu kibice zaczęli patrzeć na niego coraz bardziej krytycznie.

– „Najważniejszy powód, dla którego przyszedłem do Legii, to regularna walka o tytuł i chęć rozwoju klubu dzięki grze w europejskich pucharach. Polska liga jest lepsza niż azerska i wiem, że występując w niej poprawię swoje umiejętności. Mam wielką chęć już dołączyć do kolegów na treningu” – mówił Azer, gdy dołączył do Mistrza Polski.

No właśnie. Skoro polska liga jest dużo lepsza od azerskiej, to dlaczego ciężko pozbyć się wrażenia, że zaangażowanie Emreliego w jej mecze było rozczarowujące. Porównując je z tym, co mogliśmy widzieć na łamach rozgrywek Ligii Europy, jest spora różnica na korzyść europejskich pucharów. Niektórzy problem sprowadzają do prostego: „U nas to im się nie chce grać i tyle”. Owszem, jest to spore uproszczenie, ale jak w każdym takim przypadku pozostaję w nim ziarenko prawdy.

Emreli w Ekstraklasie vs Emreli w europejskich pucharch
Spotkania Bramki Asysty 
Ekstraklasa 15 2 1
Europejskie Puchary 14 7 1

Każdy zawodnik będzie bardziej zmotywowany na mecz z Napoli niż ze Stalą Mielec – możemy marudzić, mówić o priorytetach, ale pewnych rzeczy nie zmienimy. Jednak, gdy usłyszymy słowa trenera Michniewicza, które wypowiedział na antenie Kanału Sportowego z perspektyw kilku miesięcy, może zapalić nam się pewna lampka ostrzegawcza.

 

– „Wie, że Legia nie jest dla niego ostatnią stacją, tylko pośrednią. Chce dobrze grać, a potem wyjechać. I wszystko temu podporządkował. I to mi się u niego podoba. Nie kryje się z tym, że ma ambicje, aby wyjechać jeszcze dalej. Najpierw chce osiągnąć coś w Legii, na podstawie czego będzie mógł jechać dalej.” – mówił były szkoleniowiec Legii.

Europejskie puchary to dla zawodników z Ekstraklasy idealne okno wystawowe. To tam mimowolnie ogląda ich zawsze największa publika. A co, jeśli Emreli wziął ten fakt za mocno do siebie? Co, jeżeli to właśnie na tym gruncie chciał pokazać się najlepiej, a ligowe rozgrywki zbagatelizował? Pasuje to do jego opisu. Legia to dla niego tylko przystanek, chce wybić się

dalej. Teoretycznie, to jego misja w Warszawie się zakończyła. Zagrał w Lidze Europy, pokazał się z dobrej stron y i wzbudził zainteresowanie większych ekip. Nie ma DNA legionisty, jak Boruc, czy Jędrzejczyk. Tak właściwie to istnieje możliwość, że aktualnie to, co się dzieje z samym klubem, jest dla niego mało istotne.

Religijny imprezowicz

Nie sposób rozmawiać o Emrelim bez wspominania o wątku imprezowym. Podobno to właśnie on miał stanowić kość niezgody pomiędzy nim a trenerem Czesławem Michniewiczem. Swego czasu wątek ten wzbudził wśród kibiców sporą burzę. Z jednej strony klub żalił się, że zawodnicy mają strasznie mało czasu na regeneracje, a z drugiej ci sami piłkarze rozbijali się po warszawskich, nocnych klubach. Jednym z tych zawodników był właśnie Mahir Emreli.

Gdy sam Azer usłyszał zarzuty na temat tego, że rzekomo bardziej interesują go imprezy, niżeli gra w piłkę szybko zareagował i udzielił wywiadu, w którym powiedział:

– „To wymysł polskiej prasy, która najwyraźniej nie wie, że muzułmanie nie piją alkoholu. Nie chcę nawet się nad tym rozwodzić. Każdy wie, że nie piję i nigdy nie będę. Wieczorami mogę wyjść na kolację, gdy potrzebuję, dlatego rzadko opuszczam dom.”

Emreli

Sytuacja naprostowana? No właśnie nie bardzo. W ramach odpowiedzi na słowa Azera jeden z użytkowników Twittera opublikował widoczne obok zdjęcie. No i sprawy zaczęły się nam komplikować. Na fotografii widzimy Emreligo oraz jego kolegę z drużyny Joela Abu Hannę (można rozpoznać po tatuażu). Panowie siedzą elegancko w barze, a na ich stoliku stoją drinki. Z jednej strony nikt nie złapał Azera na gorącym uczynku, z drugiej raczej nie miał zamiaru wylać ów wysokoprocentowego napoju. Z relacji tego samego użytkownika możemy się także dowiedzieć, że Emreli miał zaproponować kolejkę jemu i jego koledze.

Podobno to właśnie przez nocne wypady Emreliego i niektórych jego kolegów popsuła się ich relacja z Czesławem Michniewiczem. Pamiętne, karne spotkanie z Piastem Gliwice miało być podobno karą za ich libacje.

W tym momencie mamy słowo przeciwko słowu. Ostatnimi czasy temat ucichł. Być może dopiero medialna burza w pewnym sensie uspokoiła imprezowe zapędy niektórych zawodników. Szkoda, że sami nie potrafili wcześniej zreflektować się nad całą sytuacją. Jednakże wszystkie znaki na niebie pokazują, że Emreli nie poimprezuje już za długo w stolicy Polski.

Czy możemy mieć pretensje do Mahira Emreliego?

Kilka dni temu napastnik Legii zadeklarował, że zamierza rozwiązać kontrakt z klubem.  Decyzja ta miał być podobno pokłosiem ataku pseudo kibiców na klubowym autokar i napaści fizycznej na niektórych zawodników w tym Azera. Czyn bandycki, który trzeba oczywiście potępiać. Takie sytuację przynoszą wstyd całej Bogu ducha winnej społeczności normalnych fanów tego sportu. Czy powinniśmy dziwić się decyzji Emreliego? Na pierwszy rzut oka odpowiedź jest dość prosta – oczywiście, że nie. Łatwo zwizualizować sobie sytuacje, w której któryś z tych bandytów używa broni. Wówczas zdarzenie mogłoby skończyć się trochę mniej cukierkowo. Można nawet podciągnąć je pod zagrożenie życia lub zdrowia piłkarza. To całkiem normalne, że piłkarz nie chce grać dla kibiców, którzy szczerze go nienawidzą i wyrządzają mu rzeczywistą fizyczną krzywdę. Dziwi za to jeden fakt. Według wypowiedzi azerskiego napastnika w krajowej telewizji nie chowa on zbytniej urazy do Legii:

Emreli
Fot: Twitter/@EmreliMah

– „Jak poprawić stosunki między kibicami a piłkarzami w Legii? Jeśli ma pan na myśli sytuację po meczu w Płocku to recepta jest jedna – trzeba zacząć wygrywać mecze. Wszyscy kibice powinni zrozumieć, że jesteśmy ostatnimi osobami, które chcą przegrać mecz. Ale by dojść do takiego wniosku, muszą opaść emocje. (…)Gdy wyników brak, to i nam jest z tym bardzo źle. Jeśli kibice nas nie wspierają, to nie pomagają i lepiej od takiego stanu rzeczy nie będzie. Gdy piłkarze czują pomoc kibiców, to sytuacja jest odmienna. Kibice Legii są świetni, fanatyczni, najlepsi na świecie. Tacy byli do ostatniego meczu, mimo słabej serii nas wspierali, kibicowali, był pełny stadion, a to znaczyło, że musieliśmy się dalej starać. Legia to najlepszy klub w Polsce i pozycja w tabeli tego nie zmieni. Tak jest i już! Chwilowy kryzys nie zmieni mojej opinii.” – mówił Emreli.

No tak, kibice Legii są najlepsi na świcie i aby poprawić z nimi relacje wystarczy wygrywać mecze. To może warto przyłożyć do tych wygranych rękę, a nie pakować walizki? Wypowiedź, jaką popisał się Azer, kompletnie nie pasuje do postawy zawodnika wystraszonego całą sytuacją i chcącego uciekać ze względu na problemy psychiczne. To co? Może namawiają go agenci, którzy chcą zyskać finansowo na całym incydencie? Nic bardziej mylnego.

– Rekomendowaliśmy Mahirowi pozostanie w Legii i walkę na wiosnę o powrót klubu na właściwe tory. Uważam, że to byłoby najlepsze wyjście, sprawiedliwe dla każdej ze stron. Wiem, że Mahir czuł się źle, ale mógł liczyć na wsparcie wielu osób, dalibyśmy sobie jakoś radę. Dzisiaj widzimy, że podjęto inne decyzje, do rozmów z Legią wynajęto osoby z zewnątrz. Ja w tym procesie nie biorę żadnego udziału, bo się z nim nie do końca zgadzam- mówił Maciej Ożóg z agencji, która ściągnęła Emreliego do Polski w rozmowie z portalem Weszło.

Wygląda więc na to, że chęć odejścia wychodzi ze środowiska Emreligo. Dlaczego więc nie mówi o tym otwarcie. Przecież klamka i tak już zapadła. Tak czy siak w Legii za bardzo już nie pogra.

Mahir Emreli – bez drogi do domu

Emreli ma podobno zamiar podjąć prawne procedury, które miałby prowadzić do rozwiązania kontraktu ze strony klubu. Jest to dla niego zdecydowanie najlepsza opcja. Podobno prowadzono rozmowy z Legią na temat puszczenia ich napastnika do innego klubu za promocyjną kwotę odstępnego, ale klub z Warszawy się nie zgodził. Piłkarz otwarcie prowadzi wojnę z klubem.

Jak na razie nie wiadomo kto wygra cały spór. Jedno jest za to pewne. Nawet jeżeli Legia zatrzyma Azera, to zamknął on sobie drzwi do dalszej gry dla Mistrza Polski. Nikt nie dam mu miejsca w jedenastce po tym, jak próbował załatwić swojego pracodawcę podczas zimowego okienka transferowego. W efekcie zamknął on sobie jakiekolwiek powrotne drzwi w razie tego gdyby nie udało mu się dogadać z nowym klubem.

Warto także napomknąć o reakcji jego kolegów z drużyny na cały incydent, która jest dosyć ostra. Tak o całej sytuacji wypowiada się obrońca Legii, Mateusz Hołownia w wywiadzie dla Interii.

– Jego decyzja. Nie chce grać w Legii, to niech nie gra. Nikt tu za nim płakać nie będzie. (…) Przeżyłem już takie sytuacje. Kibice złamali pewną granicę. Taka sytuacja nie powinna się zdarzyć. Ale uważam, że piłkarz powinien takie coś przetrawić. „Luqi” też przeżył to samo, ale jakoś się pozbierał i chce dalej grać. – mówił.

Emreli nie ma zbyt dużego pola manewru. Do Legii nie wróci – zarówno zarząd, jak i zawodnicy mają o nim nie najlepsze mniemanie. Jak na razie w wyścigu o jego podpisanie króluje Dinamo Zagrzeb, ale jeszcze nic nie jest przesądzone. Teoretycznie to jego kontrakt z Legią wciąż trwa i dopóki nie uda mu się go rozwiązać, to jest przykuty grubym łańcuchem do stolicy Polski. Najpewniej jednak uda mu się znaleźć klucz, aby się rozwiązać. W przeciwnym wypadku spędzi pół roku na trybunach lub w drużynie rezerw. Sam zgotował sobie taki los.

Udostępnij:

Facebook
Twitter