Łukasz Gryciak lokalnym bohaterem!

Dla większości piłkarzy grających w niższych ligach piłka nożna jest odskocznią od codziennego życia. A to jeden pracuje w piekarni, drugi pracuje jako mechanik, a trzeci z nich jest nauczycielem. Wśród zawodników nie brakuje jednak strażaków, którzy ryzykują życiem, ratując inne. Jednym z nich jest Łukasz Gryciak.

Wieloletni zawodnik MKSu Dąb Dębno w piątek ruszył do akcji. W Dębnie doszło do poważnego pożaru na drugim piętrze budynku wielorodzinnego – informuje portal „chojna24.pl”. W momencie przybycia strażaków na miejsce zdarzania ogień zaczął wydostawać się z mieszkania i objął elewację budynku.

Dzięki szybkiej i sprawnej akcji strażaków udało się uratować osoby przebywające w domu. Jedno z dzieci ewakuowano klatką schodową, a kolejne z nich oraz jego babcię ewakuowano specjalnym podnośnikiem. Często wykorzystuje się go przy tego typu sytuacjach. Bohaterskim czynem wykazała się główna postać tego wpisu, Łukasz Gryciak. Strażak JRG Dębno użyczył swojej maski z powietrzem, czego konsekwencją było podtrucie się dymem i podróż do szpitala. Podczas zdarzeń maska jest podłączona do butli z powietrzem, by strażacy mogli oddychać w zadymionych pomieszczeniach.

Mimo przypłacenia zdrowiem Gryciak czuje się dobrze. – „Cieszę się, że dzieci i ich babcia zostały uratowane. To dla mnie najważniejsze”.

„Strażakiem jest się 24 godziny na dobę”

Cała sytuacja z wypadkiem trochę rozbiła mecz. W tym nieszczęściu jednak było dużo szczęścia, gdyż auto uderzyło w drzewo i w płot, i to sporo wyhamowało całe zdarzenie. Szczęście, że przestał padać deszcz i Ci ludzie, którzy stali przy tym płocie wrócili na trybuny, bo chyba nie trzeba mówić co by było, gdyby dalej tam stali w czasie tego uderzenia. Jeśli chodzi o to, że ruszyłem jako jeden z pierwszych do pomocy, to uważam, że strażakiem jest się 24 godziny na dobę, a nie tylko na służbie i nigdy koło takich zdarzeń nie przechodzę obojętnie. Mnie już takie rzeczy nie ruszają, ponieważ robię i zajmuje się tym na co dzień i widzę wiele gorszych rzeczy. Bardziej obciążające było to myślę dla innych zawodników, którzy nie mają z tym styczności.”

„Oczywiście ruszyło mnie to, że było tam sporo malutkich dzieci w wózkach z rodzicami, a sam jestem ojcem małego Borysa, więc to na pewno było obciążające. Z tylu głowy na pewno gdzieś to zawsze siedzi, bo zdarzenia z dziećmi są zdarzeniami najgorszymi. Po tym wypadku zostało 15 minut meczu i myślę, że już każdy miał tę sytuację w głowie, ale jakoś z tym sobie poradziliśmy”. Tak sytuację sprzed lekko ponad pół roku opisał Łukasz w rozmowie dla zespołu z Dębna. Jak widać, dla niego bycie strażakiem nie jest jedynie formą zarobku, a powołaniem. Możliwością pomocy tym, którzy sami sobie nie poradzą. Ludzi z takim zaangażowaniem potrzeba w każdym zawodzie.

Udostępnij:

Facebook
Twitter