Na zakończenie 17. kolejki Ligue 1 zawitaliśmy do Bordeaux, gdzie Żyrondyści zmierzyli się z Olympiquem Lyon. Faworyt na papierze? Oczywiście, goście, z Shaqirim, Boatengiem, Lopesem, Emersonem, Paquetą, Aouarem, Boszem na ławce trenerskiej i z aspiracjami sięgającymi Ligi Mistrzów. Po drugiej stronie czekające SIEDEM miesięcy na czyste konto Bordeaux, które pałęta się w okolicach strefy spadkowej. I jaki przebieg miało to spotkanie?
Zgadliście, gospodarze przeważali
De facto, ten mecz był doskonałym przykładem takiego typowego Bordeaux z tego sezonu. Potrafią kreować, stwarzać sobie sytuacje i nie inaczej było dzisiaj, bo już po pierwszym kwadransie Koreańczyk Ui Jo Hwang powinien mieć dwa gole na swoim koncie, ale dwukrotnie trafił w bramkarza.
Problemem drużyny Vladimira Petkovicia jest gra w obronie. Normalnie, powinniśmy mieć zastrzeżenia do szkoleniowca zespołu, że jak to, on nie potrafi ustawić obrony. Ale jak zobaczymy, że cały czas któryś z defensorów ma kontuzję, to można byłego trenera Szwajcarii usprawiedliwiać. Brak Koscielnego czy Baysse i konieczność gry na stoperze nominalnym pomocnikiem.
Oczywiście, znamy takie kluby, w których sytuacja była podobna (np. Liverpool z ubiegłego sezonu), ale gdzie takie The Reds a Bordeaux.
Wróćmy jednak do samego spotkania. Poza próbami azjatyckiego napastnika, swoje szanse miał jeszcze Elis z Hondurasu czy Oudin, który minimalnie chybił z dystansu. W 24. minucie gospodarze wyszli w końcu na prowadzenie, kiedy strzał Elisa obronił Lopes, dobitkę Hwanga również, ale drugiej dobitki już nie dał rady. Radość Bordeaux trwała całe 10 sekund, bo wcześniej był spalony. I kto strzelił pierwszego zaliczonego gola w meczu?
Znów zgadliście, Lyon
Jedna z wielu wrzutek Shaqiriego z rzutu rożnego, do piłki dopada Denayer i mamy gola. Ot, cała historyja. Zwykła centra na pole karne, zblokowany golkiper i jest bramka. A też trzeba powiedzieć, że goście mogli prowadzić nieco wcześniej, bo do doskonałej sytuacji doszedł Paqueta, ale huknął w bramkarza, a nieco później Gusto chybił na pustą bramkę.
Zaskoczymy Was – nie był to wynik jakichś skomplikowanych i wyimaginowanych akcji. Po prostu, Boateng kopnął se piłkę do przodu, a nuż się uda. I udało się, było 1:0.
Bordeaux jednak potrafi zdobyć bramkę, ale co z tego?
Żyrondyści wyrównali sześć minut później. Kapitalna wymiana podań Adliego, Elisa i Oudina skutkowała bramką samobójczą, ofiarnie interweniującego Gusto. Jak odpowiedział Lyon? No oczywiście, że długa piła w kierunku pola karnego Costila. Wybitą futbolówkę przez defensorów Bordeaux zgarnął Thiago Mendes, który odpalił taką rakietę, że gospodarze niech się cieszą, że tym strzałem gracz Lyonu nie rozerwał siatki. Jednak zadowoleni nie mogli być, bo stracili gola i do przerwy przegrywali 1:2.
Lyon bije głową w mur
Przed rozpoczęciem II połowy miałem przyszykowany tytuł „Bordeaux grało, Lyon wygrał” i osoby oglądające ten mecz, mogłyby się pod nim w 100% podpisać. Ale goście stwierdzili, że dobra, daliśmy się wyszaleć gospodarzom, to teraz my zaatakujemy. No i tak zaatakowali, że błyskawicznie stracili bramkę. Błąd w środkowej strefie boiska i Alberth Elis znalazł się… w sytuacji sam na sam z Lopesem. Reprezentant Hondurasu wygrał pojedynek z portugalskim golkiperem i mieliśmy remis.
Przypomnijmy. Napastnik Bordeaux biegł sam od własnej połowy na bramkę Lyonu przy stanie 1:2. To nie był żaden stały fragment gry, żadne przegrupowanie, nie! Zwykły atak pozycyjny Lyonu i dzieje się coś takiego. A w defensywie gości, przypomnijmy Emerson czy Boateng. Ten drugi, trzeba to powiedzieć, zagrał beznadziejnie i nie dziwota, że nie wytrwał do końca.
I teraz, jak zareagował Lyon? Niczym nadzwyczajnym. Ledwie trzy ciekawsze strzały oddane w ciągu pół godziny to było wszystko, na co było stać gości. Te trzy godne uwagi próby to dwa uderzenia Paquety – jedno tuż nad poprzeczką z 11. metra, drugie to kapeć oddany ze skraju pola karnego – a także niecelny strzał krzyżakiem Toko Ekambiego.
Przypomnę, że mówimy o drużynie o aspiracjach sięgających Champions League, która grała przeciwko najgorszej defensywie ligi.
Drużynie, która mogła ten mecz przegrać, bo w ostatniej minucie meczu, najpierw strzał Nianga z pięciu metrów fenomenalnie obronił Lopes, a chwilę później z czterech metrów chybił Gregersen, który nie czysto trafił w piłkę.
Podsumowanie
I wiecie, co jest najgorsze? To, że taki Lyon naprawdę może do tej Ligi Mistrzów awansować. W tabeli Ligue 1 jest PSG, ale potem długo, długo nic i jest drugie Rennes, które nad 13. Nantes ma tylko dziewięć punktów przewagi. Tam jest tak duży ścisk, że dosłownie każdy może doczłapać się do najważniejszych europejskich rozgrywek klubowych.
Nie chcę zbytnio jechać po Lyonie, bo oni w sumie nie zagrali aż tak źle, ale w Premier League czy Serie A to oni zadowoliliby się miejscem w środku tabeli, bo mimo wielu świetnych nazwisk – brakuje czegoś extra. I nie zdziwię się, jeśli jest to wina Petera Bosza, którego drużyny lubią utrzymywać się przy piłce, dużo podawać, ale wyniki są różne i bardzo często nie są satysfakcjonujące.
Jeśli chodzi o zawodników, na których warto zwrócić uwagę w przyszłości, to wskazuję na Jeana Onanę i Castello Lukebę. Ten pierwszy, 21-letni pomocnik Bordeaux rozgrywa całkiem niezły sezon w Ligue 1 i zalicza dużo udanych odbiorów – ogólnie ma potencjał na stanie się takim Kante dla uboższych. Ten drugi, zaledwie 18-letni defensor Lyonu, miał 100% wygranych pojedynków i dobrze wprowadzał piłkę – też miejcie na niego oko.
A co do samego meczu – kapitalny. Nie zdziwcie się, jak będzie więcej pomeczówek z tej ligi, bo Ligue 1 przekonała nas do opisywania jej meczów.
Ligue 1
Bordeaux (Matmut Atlantique)
Bordeaux 2-2 Olympique Lyon (1-2)
Gusto 36 (s), Elis 58 – Denayer 29, Mendes 41
Bordeaux: Costil – Kwateng, Mexer, Gergersen, Mangas – Elis (87 Briand), Lacoux (70 Fransergio), Onana, Oudin (76 Dilrosun) – Adli (70 Pembele), Ui Jo Hwang (77 Niang).
Lyon: Lopes – Denayer (44 Da Silva), Boateng (76 Caqueret), Lukeba – Gusto, Mendes, Guimaraes, Emerson (76 Toko Ekambi) – Shaqiri (66 Dembele), Paqueta, Aouar.
sędziował: Jerome Brisard.
zobacz też => Ekstraklasa: Legia znowu wraca na złe tory. Cracovia 1-0 Legia