Liga Mistrzów znów bez polskiego klubu

Jeszcze co najmniej 8 lat Liga Mistrzów będzie rozgrywana bez polskiego przedstawiciela. Raków Częstochowa nie pokonał ostatniej przeszkody na drodze do tych elitarnych rozgrywek. Za mocny okazał się zespół FC Kopenhaga. Miejmy nadzieję, że ta „europejska pauza” nie wyniesie aż równe dwie dekady jak w 2016 roku. Choć należy przyznać, że od występu Legii w LM to właśnie „Medaliki” były najbliżej zakwalifikowania się do fazy grupowej.

Raków miał szanse zdjąć klątwę

W sierpniu po raz pierwszy od 7 lat na polskiej ziemi zabrzmiał hymn Ligi Mistrzów. Pieśń ta jest już puszczana w IV rundzie, aby kluby mogły już poczuć atmosferę panującą w fazie grupowej. Play-off to już poważne granie. Stawka jest wysoka i przeciwnicy są już na dość dobrym poziomie. Ostatni raz polscy kibice doświadczyli tego przeżycia po Euro 2016 we Francji. Przez następne parę sezonów odpadaliśmy w przedbiegach (2017- III runda, 2018- II, 2019- I, 2020- II, 2021- III, 2022- I). Kłódka, która wisi na furtce z napisem „Liga Mistrzów” powoli już rdzewieje. Dopiero przy siódmym podejściu udało się mistrzowi Polski chociaż chwycić kluczyk. Tym kluczykiem było dotarcie do IV rundy. Tak rzadko nasze kluby mają możliwość walki w meczach o takim ciężarze gatunkowym. I właśnie tylko z tego względu środowisko piłkarskie uważało, że byliśmy blisko LM. Na murawie Raków przegrał tę rywalizację.

O ostatecznej porażce mistrzów Polski zdecydował pierwszy mecz. W II połowie spotkania w Sosnowcu Raków miał sporą przewagę nad Duńczykami. Miał więcej z gry, momentami zamykał rywali we własnym polu karnym. Zabrakło skutecznego wykończenia akcji, bo sytuacji podopieczni Dawida Szwargi mieli dosyć dużo, aby doprowadzić do remisu. Polskiemu zespołowi zabrakło piłkarskiego doświadczenia. FC Kopenhaga wygrała mecz, w którym nie była lepsza. Przeciwnicy długimi fragmentami cierpieli na boisku, nie byli w stanie zagrać po swojemu. Mimo to potrafili dowieźć wygraną, a to cechuje drużyny klasowe. Dzięki temu FCK stała na uprzywilejowanej pozycji w rewanżu. A tam Raków już nie był taki groźny. Najsmutniejsze w tej rywalizacji było to, że o awansie zdecydowały „gole-farfocle”. Kopenhaga obydwie bramki zdobyła przy wielkim udziale szczęścia i przypadku. A to niedobrze świadczy o mistrzach Polski. Dlatego LM wcale nie była tak blisko jak nam się wydaje.

Dawid Szwarga już coś udowodnił

Pomimo tego, że młody szkoleniowiec poprowadził Raków dopiero w 12 meczach, można już o nim parę zdań napisać. Tego, czy częstochowianie dostaliby się do LM, gdyby ich trenerem był Marek Papszun, już się nie dowiemy. Wiemy natomiast, że Dawid Szwarga swoją ciężką pracą doskonale wpłynął na drużynę. Ile to już lat słyszymy, że letni okres przygotowawczy jest tak przeprowadzany, aby szczyt formy przyszedł w sierpniu? Tym razem było inaczej, bo podopieczni Szwargi w dobrym stylu uporali się z przeciwnikami w poprzednich rundach. Flora Talinn? To była wakacyjna dyspozycja (ale wznosząca) i liczył się tylko awans. W dwumeczu z Karabachem było widać świeżość i wiarę. Podobnie w starciach z Arisem Limassol. W PKO Ekstraklasie może nie idzie tak, jak powinno, ale który trener nie miał problemów z łączeniem ligi i pucharów? Tuzin spotkań, które już za trenerem Rakowa, nakazują twierdzić, że mistrzowie Polski są na odpowiednim kursie pod jego banderą.

To cieszy, ponieważ jest on przedstawicielem pierwszego pokolenia trenerów, które nie miało nic wspólnego z korupcją. Tak samo można napisać o jego rówieśniku z Warty Poznań- Dawidzie Szulczku. Obydwoje są narybkiem wśród nowej generacji szkoleniowców. Są gotowi na naszą ligę, a co ważniejsze, liga jest też gotowa na nich. Do tego stopnia, że Dawid Szwarga po dwóch miesiącach samodzielnej pracy mógł przejść do historii polskiego futbolu. Miał szanse stać się pierwszym polskim trenerem od 1996 roku, który wprowadził rodzimy zespół do LM. Czekamy na to już prawie trzy dekady. To zdecydowanie zbyt długo. Trenerzy Rakowa oraz „Zielonych” są dowodem na to, że mamy do czynienia z nowym rozdaniem tzw. polskiej myśli szkoleniowej. Mamy już piłkarza i sędziego klasy światowej. To najwyższa pora na trenera. Być może w ciągu kilku następnych lat doczekamy się szkoleniowca w wielkim klubie?

Liga Europy, a nie Liga Mistrzów będzie przygodą

Wiadomo już, że Raków do grudnia zagra sześć meczów z europejskimi rywalami. Z punktu widzenia polskich klubów Liga Europy to najgorszy ze wszystkich trzech pucharów. To nie ta kasa, którą oferuje Liga Mistrzów, przeciwnicy mogą się trafić podobni, więc o zwycięstwa i punktowanie do rankingu trudniej. Ale gdzieś to europejskie doświadczenie trzeba zdobywać. Poza tym przykłady Legii i Lecha pokazują, że faza grupowa Ligi Mistrzów oraz ćwierćfinał europejskiego pucharu można „przehulać”. Nasz futbol klubowy jest w takim miejscu, że powinniśmy szanować każdą europejską przygodę. Grupa LE jest dla mistrza Polski ogromnym sukcesem. To już czwarty sezon z rzędu, w którym polski klub będzie brał udział jesienią w europejskich rozgrywkach. PKO Ekstraklasa cały czas się rozwija, a gra w Europie jest do tego niezbędna. Teraz też Raków się przekona jakie wyzwania musi pokonać, aby połączyć ligę z pucharami.

 

Udostępnij:

Facebook
Twitter