W dotychczasowych starciach Liverpoolu z FC Porto znacznie lepszą drużyną była ekipa The Reds. Na 9 spotkań w całej historii, jeszcze nigdy „Smoki” nie wygrały i tylko 3 razy udało im się zremisować. Mecz ten patrząc tylko na to, ma jednego i oczywistego faworyta. Tezę tę popiera nie tylko przeszłość, ale również obecny stan, w którym Liverpool to prawdziwa maszyna do wygrywania. Angielska drużyna po kolei gromi kolejnych oponentów, a kluby wychodzące im na przeciw zwykle kończą porażką. Porto bardzo często potrafiło zaskakiwać, także takowej niespodzianki nie mogliśmy wykluczyć, również przed pierwszym gwizdkiem tej potyczki. Sytuacja Liverpoolu była niemal idealna – pewny awans. Niezależnie od wyniku Portugalczyków czeka jeszcze jeden ciężki bój. To spotkanie w Madrycie ostatecznie zaważy o ich końcowym rozstawieniu w tabeli.
1 Połowa
Pierwsza nerwowość
Groźne Porto od początku meczu pokazywało, że oni grają tu o pełną pulę. Agresywna i paradoksalnie ofensywna gra to coś co definiuje portugalskiego wicemistrza w meczach z mocniejszymi. Błąd Tsimikasa w 8. minucie mógł skończyć się dla Liverpoolu stratą bramki. Chwilę po tej sytuacji Otavio również takową miał. Portugalczyk przewrócił się w polu karnym, przy pojedynku z wcześniej wspomnianym Grekiem. Mimo protestów sędzia uciął spekulacje o karnym. Co do gry ofensywnej Liverpoolu, była ona bardzo mizerna, a wszystkie ich akcje kończyły się zdecydowanie zbyt szybko.
Problemy Porto
Wskutek urazu zejść z boiska musiał lider defensywy FC Porto – Pepe. Krzywe stanięcie często może przynosić groźne urazy. Nie inaczej było i w tym przypadku, gdzie sygnał był jasny. Pepe kulejąc schodził z boiska i już w 25 minucie Sergio Conceicao był zmuszony dokonać pierwszej roszady. Liverpool swoimi zabójczymi skrzydłami coraz częściej i odważniej okupował powoli bezradne w defensywie „Smoki”. Chwila grozy nastała w 29 minucie, kiedy w polu karnym na boisku upadł Mohamed Salah. „Egipski Król” w tej sytuacji mimo, iż kontakt był, znajdował się na pozycji spalonej. W samej Lidze Mistrzów popisać może się już pięcioma trafieniami. Na tym nie skończyła się nerwowość w szeregach defensywnych gości. Gol Mane po pięknym zagraniu Thiago ostatecznie nie został uznany z powodu minimalnego spalonego.
Zacięta walka
Mecz ten przypominał pojedynek bokserski dwóch świetnych pięściarzy. Z jednej strony oczywiście faworyci – Liverpool. Swoją postawą piłkarze tego klubu, jeżeli chodzi o pierwszą połowę nikogo nie mogli zawieść. Trudno też przyczepić się gry Porto, które stale pokazywało, że potrafią grać, jak równy z równym przeciwko komuś znacznie lepszemu. Wymiana ciosów, akcja po akcji i wysoki poziom obu drużyn to coś, co dawało kibicom kapitalne widowisko, od deski, do deski.
2 Połowa
Cały Thiago…
Kibice oglądający spotkanie na Anfield mogli mieć małe deja vu z początku pierwszej połowy. Wówczas Porto było stroną dominującą, a Liverpool, mimo stwarzanych okazji wyglądał dość biernie. Moment nieuwagi przyniósł jednak bramkę na korzyść angielskiej ekipy. Mimo, iż nic wielkiego się nie zapowiadało Thiago uderzył, jak z armaty, nie dając absolutnie żadnych szans Coscie, który mimo wszelkich starań, stał na przegranej pozycji. Były zawodnik Bayernu Monachium wraca do swojej najlepszej życiowej dyspozycji. Nie skończyło się tylko na meczu z Arsenalem i tutaj również wyglądało to kapitalnie.
https://twitter.com/SamueILFC/status/1463616782372118539?s=20
Błędy, błędy i jeszcze raz błędy
W późniejszym etapie meczu kibicom FC Porto zdecydowanie nie było do śmiechu. Pomijając fakt, że dopiero co stracili bramkę, grali dużo gorzej niż wcześniej. Po samych skrzydłach, będących w tym sezonie nie do zatrzymania dało się zauważyć lekką zadyszkę. Obrona również nie była już tak szczelna, co powodowało coraz częstsze sytuacje podbramkowe The Reds. U podopiecznych Jurgena Kloppa dało o sobie znać doświadczenie, dzięki któremu grali dużo bardziej jednostajnie. Wraz z czasem tendencja poziomu Porto szybowała w dół, natomiast u Anglików, było wręcz odwrotnie. To wszystko ziściło się kolejną bramką w tym spotkaniu. Tym razem gola zdobył nie kto inny, jak Mohamed Salah, dla którego jest to już 17. bramka w tym sezonie! Kapitalne podanie chwilę wcześniej wchodzącego z ławki Jordana Hendersona, zostało przez niego bezbłędnie wykorzystane.
The Goal of Mohamed Salah for Liverpool in video ! 🤯🎥#LIVPOR #LFC 🔴 pic.twitter.com/TRS9c0FLhL
— Reds Report (@_RedsReport) November 24, 2021
Podsumowanie meczu
Z pewnością spotkanie Liverpoolu z Porto, mimo iż w ostatecznym rozrachunku mało istotne zapierało dech w piersiach. Do bólu skuteczna drużyna The Reds kapitalnie wykorzystywała wszelkie błędy i niedopatrzenia w defensywie rywali. Jest to kolejny już przykład meczu Liverpoolu, który gra w tym sezonie wybitną piłkę. Z każdym kolejnym pojedynkiem możemy utwierdzić się w przekonaniu, iż jest to prawdziwe monstrum, będące w stanie zrobić z przeciwnika miazgę. Pomimo dużego wyzwania jakim okazało się być Porto, wszystko poszło według planu Kloppa. FC Porto o awans musi drzeć do ostatniej kolejki, w której staną naprzeciw silnemu Atletico.
________________________________________________________________________________________________________
Liga Mistrzów
Anfield
Liverpool 2-0 FC Porto (0-0)
Składy
Skład Liverpoolu: Alisson Becker (C), Konstantinos Tsimikas (63′ Andrew Robertson), Joel Matip, Ibrahima Konate (29′ ż.k), Neco Williams, Alex Oxlade-Chamberlain (82′ James Milner), Thiago Alcantara (63′ Jordan Henderson), Tyler Morton, Sadio Mane (71′ Divock Origi), Takumi Minamino, Mohamed Salah (71′ Fabinho)
Ławka rezerwowych: Adrian, Trent Alexander-Arnold, Fabinho, Jordan Henderson, Diogo Jota, Caoimhin Kelleher, James Milner, Divock Origi, Nathaniel Phillips, Andrew Robertson, Virgil van Dijk
Trener: Jurgen Klopp
Wykluczeni z gry: Harvey Elliott (kontuzja kostki), Roberto Firmino (kontuzja uda), Joe Gomez (kontuzja łydki), Curtis Jones (uraz oka), Naby Keita (kontuzja uda)
Skład FC Porto: Diogo Costa, Zaidu Sanusi, Chancel Mbemba (75′ ż.k), Pepe (C) (25′ Fabio Cardoso), Joao Mario, Luis Diaz, Sergio Oliveira (64′ Vitinha), Mateus Uribe (40′ ż.k) (77′ Marko Grujić), Otavio, Evanilson (77′ Toni Martinez), Mehdi Taremi (64′ Francisco Conceicao)
Ławka rezerwowych: Fabio Cardoso, Francisco Conceicao, Jesus Corona, Bruno Costa, Marko Grujic, Wilson Manafa, Agustin Marchesin, Toni Martinez, Pepe, Fabio Vieira, Vitinha, Wendell
Trener: Sergio Conceicao
Wykluczeni z gry: Ivan Marcano (kontuzja nogi)
Sędzia główny: Felix Zwayer (Niemcy)