Liga Europy: Legia rozbita, cóż za zaskoczenie – Leicester City 3:1 Legia Warszawa

W Anglii bez niespodzianek – Legia wysoko przegrywa z Leicester. „Lisy” bezlitośnie przejechały się po ekipie Marka Gołębiewskiego, tym samym doszczętnie niszcząc jej plany na zajęcie trzeciego miejsca w grupie i awans do Ligii Konferencji. Trudno się temu dziwić, gra defensywna ekipy ze stolicy wyglądała dzisiaj fatalnie mimo, że w ofensywie mogło być znacznie gorzej. 

Niby człowiek wiedział, a jednak się łudził

Leicester dominowało – nie ma w tym kompletnie niczego zaskakującego. Nawet w meczach dla Legii niezwykle udanych, nie byli oni stroną przeważającą. Czy to w meczu ze Spartakiem, czy poprzednim niespodziewanym zwycięstwie z „Lisami” sytuacja była identyczna. Legie trenowaną przez Czesława Michniewicza cechował jednak jeden aspekt, którego brakuje ekipie Gołębiewskiego w europejskich pucharach – jest nim solidność w defensywie.

Generalnie, przez większość pierwszych 10 minut to ekipa gospodarzy rządziła i dzieliła na boisku. Cały czas operowali futbolówką na skraju pola karnego Legii, a jej obrońcy starali się wypychać kolejne to próby ataku na ich bramkę. W 11 minucie ich próby w końcu przyniosły efekt. Harvey Barnes wykorzystał odbitkę od defensorów ekipy mistrza Polski i posłał celne podanie do Patsona Daki. Zambijczyk pewnie wykorzystał tą sytuację stając się tym samym wiceliderem w tabeli najlepszych strzelców Ligii Europy. Wyżej znajduję się od niego jedynie Karl Toko-Ekambi.

Maddison show i ręka Ndidi’ ego

Leicester nie pozwoliło przejąć inicjatywy gościom. Chcieli, jak najszybciej zabić ten mecz, co zrozumiałe patrząc na ich sytuację w grupie. W 21 minucie zrobili ogromny krok w tą stronę i to jaki stylowy krok! James Maddison po podaniu Ademola Lookmana bezpardonowo wpadł w pole karne legionistów. Zatańczył w nim angielską odmianę tanga, wkręcając w ziemię Bartosza Slisza i Artura Jędrzejczyka. Akcję wykończył przepięknym strzałem pod poprzeczkę. Cezary Miszta mógł tylko obserwować to atomowe uderzenie.

Legia po straconej bramce lekko się przebudziła. Leicester zeszło nieco głębiej do linii obrony, tym samym pozwalając przeciwnikowi na dużo więcej. Po jednej z ofensywnych akcji, po wrzutce w pole karne Wilfred Ndidi przypadkowo trafił piłkę ręką. Sytuacja klarowna, sędzia Aytekin nie zastanawiał się długo i podyktował rzut karny dla ekipy z Polski. Do jedenastki podszedł Mahir Emreli, celnie przymierzył, ale Kasper Schmeichel obronił uderzenie Azera. Na całe szczęście bardzo blisko piłki znalazł się Filip Mladenović i dał radę zapewnić bramkę kontaktową swojej drużynie.

Cezary Miszta nie potrafi grać na przedpolu? Nowe, nie znałem…

Co jak co, ale trzeba oddać Legii, że przez te kilka chwil po stracie bramki byli w stanie stwarzać wiele zagrożenia. Można nawet powiedzieć, że ekipa Brendana Rodgersa była w pewnym stopniu dominowana. Ile było w tym chęci oszczędzania sił na resztę spotkania, a ile rzeczywistej wyższości Legii? – tego chyba nie wie nikt. Faktem, jednak pozostaję to, że ekipa Marka Gołębiewskiego była momentami niezwykle niebezpieczna.

Gospodarze byli w stanie się jednak stosunkowo szybko podnieść. W 33 minucie James Maddison posłał całkiem groźną piłkę w pole karne gości, ale nie była ona nie do obrony. Można nawet powiedzieć, że przy odpowiednim ustawieniu legioniści wybiliby ją z palcem w nosie. Niestety, takowego wówczas zabrakło.

Wbiegający w pole karne, jak gdyby nigdy nic pomocnik Leicester, Wilfred Ndidi, nie był w stanie zwrócić uwagi defensorów Legii. Na 5 metrze złożył się do strzału głową i bezproblemowo wykończył akcję. No właśnie, piłka spadała na, 5 metr więc naturalnie Cezary Miszta spróbował swoich sił w grze na przedpolu. Problem, polega jednak na tym, że takich umiejętności nie posiada. Młody bramkarz minął się z piłką i jeszcze bardziej ułatwił przeciwnikowi dostęp do bramki. Podsumowując całą tą sytuacje – piłkarski kabaret.

To nie pierwszy raz kiedy golkiper Legii popełnia taki błąd. Jest to aspekt gry, który odróżnia go od innych bramkarzy z Ekstraklasy. Nie jest on doświadczony, wciąż musi się wiele nauczyć, dlatego wieszanie na nim psów byłoby nierozważne. Obrońcy także nie popisali się w tej sytuacji. Mimo wszystko takie błędy należy regularnie odnotowywać i z nimi walczyć.

Tak się bawią kibice, kibice kiedy Legia gra! – a właściwie stara się grać

Druga połowa była nieco mniej porywająca niż pierwsza. Po pierwsze ze względu na brak bramek, po drugie obie ekipy wyglądały, jakby nieco zeszły z tonu. Legia starała się atakować, odrabiać straty, ale bardzo średnio im to wychodziło. Gospodarze bronili pewnego wyniku, ale nie znaczy to, że się zamurowali. Dalej wyprowadzali bardzo groźne ataki. Kilkukrotnie byli bliscy strzelenia bramki, jak np. w sytuacji przedstawionej na obrazku obok, gdy Miszta w ostatniej chwili zdołał uchronić swoją drużynę przed trzy bramkową stratą.

W między czasie na trybunach przyjezdni kibice urządzili sobie niezłą imprezę. Race oraz bójki ze stewardami – personifikacja polskich kibiców na wyjazdach. Z jednej strony ciężko się im dziwić – łatwo być podirytowanym na miejscu fana Legii. Mimo wszystko takie akcję należy raczej potępiać, ponieważ nie wystawiają nam dobrej laurki wśród europejskiej społeczności.

Podsumowanie

Po tym meczu kibicom Legii pozostaję tylko jedna pocieszająca fraza – mogło być gorzej. Dziwnie to brzmi, gdy mówimy o spotkaniu, w którym Mistrz Polski stracił 3 bramki, a w obronie wyglądał jak Latający Cyrk Monty Python, ale mimo wszystko coś w tym jest.  Trener Gołębiewki preferuje bardzo podobny styl gry z gigantami, co Czesław Michniewicz. Nie stawia wszystkiego na jedną kartę, tylko powoli stara się wynieść z meczu, jak najlepszy wynik. Nawet, jeżeli ma grać irytującą dla przeciwnika i kibiców defensywną piłkę. Jest tylko jeden dość istotny szkopuł – aby grać dobrą defensywną piłkę, nie można popełniać wielu błędów w obronie, a to Legii zdarza się nagminnie. Na całe szczęście prezes mistrza Polski – Dariusz Mioduski zdążył się już wygadać, że skrzętnie pracuję nad pozyskaniem Marka Papszuna i to sporo czasu przed dopięciem ostatecznej umowy. Nie ma, jak to mieć kompetentną osobę na istotnym stanowisku.

Strzelcy bramek: 11’ Patson Daka – James Maddison 21’ – Filip Mladenović 26’ – 33’ Ndidi

Skład Legii: Miszta – Johansson, Wieteska, Jędrzejczyk – Ribeiro, Slisz, Martins, Mladenović – Muci, Emreli, Luquinhas

Skład Leicester: Schmeichel – Thomas, Soyuncu, Evans, Castagne – Ndidi, Maddison, Soumare – Dake, Barnes, Lookman

Udostępnij:

Facebook
Twitter