Po emocjach związanych z Champions League, przyszedł czas na drugie w hierarchii wartości pucharowe rozgrywki. Liga Europy wraca do grania i zdecydowanie można powiedzieć, że wyjątkowo pełno w niej ekip z Hiszpanii.
Hiszpańskie drużyny upodobały sobie granie w tych rozgrywkach. Liga Europy to zdecydowanie ich poletko. Ostatnie dwie edycje padły łupem Sevilli (2020) i Villarrealu (2021). W pamiętnym finale w Gdańsku pokonali wyraźnego faworyta jakim był Manchester United po szalonej serii rzutów karnych. Te wygrane nie są zresztą odosobnione bowiem w niedalekiej przeszłości trofeum do Hiszpanii zabierało również Atletico Madryt (2010,2012, 2018) i Sevilla (2014,2015,2016,2020). Ponadto do finału doszedł też Athletic Bilbao (2012). To jasno pokazuje, że od czasu zmiany formatu i nazwy rozgrywek na Ligę Europy (wcześniej Puchar UEFA) zespoły z LaLiga komfortowo czują się w tych zmaganiach.
Wyjątkowe rozgrywki
Nie inaczej może być i w tym sezonie. Jest to bowiem rok wyjątkowy. Nie tylko z powodu nowo powstałych, trzecich w hierarchii europejskiej rozgrywek- Ligi Konferencji Europy. W której, co ciekawe, nie brała udziału żadna drużyna z Półwyspu Iberyjskiego. Wszystko z powodu układu tabeli po poprzednim sezonie, gdzie znajdujący się na miejscu upoważniającym do gry w nowych rozgrywkach (7) Villarreal, wygrał Ligę Europy. Dzięki czemu wywindował się do Ligi Mistrzów z klucza zwycięscy. Hiszpania doczekała się więc pięciu przedstawicieli w LM, natomiast żadnego w LKE.
Wracając do wyjątkowości lubianej przez Hiszpanów Ligi Europy. Faza grupowa przebiegła pomyślnie. Real Sociedad i Real Betis z drugich miejsc wywalczyły awans do fazy pucharowej. To jednak nie wszystko. Dość nieoczekiwanie do rozgrywek spłynęły kolejne dwie ekipy LaLiga. Sevilla i FC Barcelona tej edycji Champions League nie mogą zaliczyć do udanych. Zajęli 3. miejsce w swoich grupach i skazani zostali na degradacje. W ten sposób, Liga Europy stała się iście hiszpańska. Połowa par 1/16 LE zawiera hiszpańskiego przedstawiciela. Jest to zdecydowanie najliczniejsza krajowa grupa w tej fazie. Kroku dotrzymują tylko Włosi (3 przedstawicieli- Lazio, Atalanta, Napoli). Jak więc wygląda kondycja i ogólna sytuacja nadziei Hiszpanów na potrzymanie dominacji w Lidze Europy? Czy któraś z czterech ekip znów zgarnie pełną pulę?
FC Barcelona- nowość
Nazwa tego zespołu w kontekście rozgrywek Ligi Europy brzmi dość nietypowo. Duma Katalonii kojarzona była głównie z najwyższą klasą europejskich rozgrywek. Jesienne zamieszanie spowodowało jednak utratę kontroli. Ronald Koeman miotał się i sprawiał wrażenie zrezygnowanego i zgorzkniałego, co nie sprzyjało drużynie. Zaliczył on spektakularną klęskę z Bayernem i Benficą (0:3), które znacznie oddaliły Barce od awansu. W fazie grupowej byli w stanie wygrać tylko z Dynamem Kijów. Natomiast kluczowy mecz w kwestii dalszego egzystowania w Lidze Mistrzów nie pomógł Blaugranie. Remis z Benficą i późniejsza kolejna porażka z Bayernem była gwoździem do trumny. Ratujący sytuacje Xavi, nie zdołał w tak krótkim czasie odmienić Barcy na tyle, by rzuciła wyzwanie drużynom lepiej zorganizowanym. W mieście zapanowało spore rozczarowanie. Cules nie byli bowiem przyzwyczajeni do tak szybkiego pożegnania z najlepszymi rozgrywkami świata. Liga Europy była dla nich kompletną nowością.
Uznane wzmocnienia
Od czasu rozczarowania w LM, w klubie wszystko zmierza w obiecującą stronę. Drużyna powoli idzie do przodu, pomysły Xaviego się zazębiają. W dodatku, dość nieoczekiwanie, zimą poczyniono znaczące wzmocnienia. Dani Alves, Pierre Emerick Aubameyang, Ferran Torres i Adama Traore to, jak na obecne warunki Barcelony, solidne wzmocnienia. Doświadczony Brazylijczyk przebojem wdarł się do pierwszego składu klubu, w którym jest prawdziwą ikoną. Kolejny jego pobyt w stolicy Katalonii również nie zawodzi. Jego pomnik tylko zyskuje na znaczeniu. Takimi spotkaniami jak to z Atletico Madryt (4:2) potwierdza jego długowieczność. W Barcelonie długo szukano jego następcy po odejściu w 2016r. Okazało się jednak, że trzeba było jego powrotu na ostatnie lata kariery, by pozycja prawego obrońcy znów miała konkretnego lidera. Niestety, 38-latek nie będzie mógł pomóc w dzisiejszym starciu z Napoli. Nie został zgłoszony do rozgrywek. To duża strata dla podopiecznych Xaviego.
Natomiast cała reszta zimowych transferów będzie mogła dziś wybiec na boisko. Świetnie prezentujący się od czasu powrotu Adama Traore (2 asysty i bardzo dużo szumu na skrzydłach w pierwszych meczach z Atletico i Derbach z Espanyolem) i absolwent wysokiej klasy trenerów (Luisa Enrique i Pepa Guardioli) Ferran Torres. To w połączeniu z wchodzącym najpewniej z ławki Aubameyangiem może dać wiele korzyści.
Brak zaproszenia na imprezę
Wbrew pozorom, mimo iż Barcelona spadła półkę niżej w hierarchii europejskiej, trafiła na bardzo dobrego rywala. Można wręcz powiedzieć, że nikogo nie zdziwiłby ich pojedynek na arenie Ligi Mistrzów. Barcelona-Napoli to najciekawszy dwumecz tej fazy LE. Drużyna Piotra Zielińskiego również ma dość wysoko sięgające ambicje względem tegorocznych rozgrywek. Z pewnością za rozczarowanie w Neapolu przyjmie się odpadnięcie już na etapie 1/16. Choć należy brać w tym przypadku poprawkę na klasę rywala. Barcelona bowiem nie jest bywalcem tego rodzaju rozgrywek. Przyzwyczajona była raczej do imprez w idealnie dobranych garniturach, wysokobudżetowych i z masą uznanych osobistości. Jednak w tym sezonie na taką fiestę zaproszenie nie dotarło. Pozostało więc zadowolić się nieco skromniejszym przyjęciem.
Mimo, że skromniejszym, nadal dość wymagającym. Pewne zasady i wysokiej klasy kultura obowiązuje również tutaj. Liga Europy za sprawą nowych rozgrywek (LKE) zyskała na prestiżu i nie będzie łatwo w niej dominować. Przed Barcą spore wyzwanie. Będzie to swego rodzaju weryfikacja i odpowiedź na pytanie, w jakim miejscu jest aktualnie drużyna Xaviego. Czy jest gotowa na pomyślną, europejską walkę? Ostatnie mecze z Atletico i Espanyolem wlały w serca wiele optymizmu.
Real Sociedad- minimalizm
Ciężkiego rywala w 1/16 finału doczekał się Real Sociedad. RB Lipsk od czasu zmiany trenera idzie w górę. Domenico Tedesco przywrócił Lipskowi dawny blask i miejsce w czołówce. Nie jest to dobra wiadomość dla piłkarzy z San Sebastian, którzy grają bardzo w kratkę. Nie dość, że w kratkę, to jeszcze mało efektownie. Drużyna strzela niezwykle mało goli, jak na swój ofensywny potencjał. Bolączki i dylematy dość konkretnie opisane były w tym tekście. Niezmiennie aktualne. Realia nie napawają więc optymizmem. Lipsk rozkwita i prezentuje dość odważny futbol, natomiast drużyna Imanola Alguacila stała się niezwykle pragmatyczna i minimalistyczna. Jedyny pozytywny aspekt tego wszystkiego to mała ilość straconych bramek przez hiszpańską drużynę. Ale czy defensywa jest na tyle szczelna, by funkcjonowała poprawnie także w europejskich pucharach? Przekonamy się. Z tą hiszpańską drużyną wiąże się najmniejsze nadzieje. RSSS z porywającego kiedyś zespołu, stał się nudny w odbiorze. Szkoda.
Królestwo Ligi Europy
Koniec z baskijskim pragmatyzmem. Przenieśmy się na południe Hiszpanii. Konkretnie do Sewilli. To właśnie tam odbędzie się tegoroczny finał. Można powiedzieć, że Liga Europy wraca do domu, gdyż żadna inna drużyna w ostatnich latach nie wygrywała częściej tych rozgrywek niż Sevilla. I nie ważne czy prowadził ja Mr. Europa League Unai Emery (pamiętne trzy triumfy z rzędu. Później jeszcze finał z Arsenalem i kolejne wniesienie pucharu- przed rokiem z Villarrealem) czy obecnie Julen Lopetegui. Sevillę spokojnie można nazwać królową Ligi Europy. Nic więc dziwnego, wręcz symbolicznego, że finał odbędzie się na ich stadionie.
Choć pewnie oczekiwania względem tego sezonu w Europie były nieco inne i nie zakładały kolejnego epizodu w dobrze znanych sobie rozgrywkach. Dużym rozczarowaniem odbiło się odpadnięcie Los Nervionenses z Ligi Mistrzów już na etapie grupowym. Zwłaszcza, że skład grupy nie był ponad siły Sevilli. Salzburg, Wolfsburg i Lille to drużyny, które drużyna Lopetegui’ego powinna ogrywać, a przynajmniej remisować. Nie okazało się to takie proste i ostatecznie w klubie musiano przełknąć gorzką pigułkę. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Nowa misja to kolejne zawojowanie ulubionych rozgrywek i rozegranie finału na doskonale znanym sobie stadionie. Ze wszystkich drużyn hiszpańskich, to właśnie Sevilla trafiła najlepiej. Zmierzy się bowiem z Dinamem Zagrzeb. Hegemonem tej części Europy, natomiast zdecydowanie słabszym choćby od Lipska czy Napoli. Seville czeka poważny bój na dwóch frontach- w lidze jako jedyni dotrzymują kroku Realowi Madryt.
Przed drużyną spore wyzwanie, w realizacji którego przeszkadzają trapiące piłkarzy kontuzje. W ostatnich grach, niemal co mecz któryś z graczy czerwonej części miasta nie był w stanie o własnych siłach dokończyć spotkania. O ile zdrowie dopisze, Sevilla może grać o dwa trofea. Liga Europy to ich domena, zaś mistrzostwo- skrywane marzenie.
Mroźny wyjazd
W mieście, Ligą Europy emocjonować się będzie też druga część barykady. Zielona. Real Betis dość pewnie poradził sobie w fazie grupowej i zameldował się w 1/16. Trafił niejednoznacznie. Z jednej strony uniknął gigantów, z drugiej skazał się na bardzo długą i mroźną podróż. Los skojarzył ich bowiem z Zenitem Sankt Petersburg. Wyjazdy o tej porze roku do Rosji nie należą do przyjemnych. Zwłaszcza ze skąpanej w słońcu Sewilli. Beticos w rosyjskim mieście przywita dziś śnieg i sporadyczny deszcz oraz 2 stopnie Celsjusza. Dla porównania, swoje miasto opuszali przy 15 stopniach i bezchmurnym niebie. Różnice potężne.
Ciężko powiedzieć, jak duży będzie miało to wpływ na piłkarzy. Są oni ostatnio w świetnej formie. Wygrywają spotkania w przekonującym i efektownym stylu. Na dziś, gang Pellegriniego prezentuje najprzyjemniejszy dla oka styl w Hiszpanii. Nadzieją dla Rosjan może być nieobecność zawieszonego za kartki Nabila Fekira, który był ostatnio w niesamowitym gazie. Ogólnie rzecz biorąc Betis, podobnie jak Sevilla, zalicza piękną przygodę na poletku ligowym. Spisuje się na tyle dobrze, że może zakwalifikować się do Ligi Mistrzów i zburzyć monopol wielkiej czwórki. Optymizmu nie brakuje tym bardziej, że zespół dalej bierze udział w Pucharze Króla i jest na drodze do finału. Który swoją droga również odbędzie się w Sewilli. Gra na trzech frontach jeszcze w lutym jest dużym osiągnięciem.
Obie drużyny z miasta Sewilla mają wiele powodów do radości. Są w czołówce ligi, trafili dość przyjaźnie w Lidze Europy, a na dodatek Betis za chwile może zameldować się w finale Copa Del Rey. Wspaniałe miejsce do cieszenia się futbolem. Teraz tych powodów jest jeszcze więcej.
Wzmożone zainteresowanie
Liga Europy zaczyna być epicentrum zainteresowania fanów LaLiga. Gra w niej bardzo wiele drużyn i równie wiele będzie liczyło się w grze o decydujące fazy. Sevilla, Real Betis, Real Sociedad i FC Barcelona powodują, iż w Hiszpanii na drugie w hierarchii rozgrywki w Europie patrzeć się będzie z większą uwagą.