Lech na rynku transferowym – droga do perfekcji?

Lech Poznań przechodzi aktualnie jeden z najlepszych okresów od lat. Ekipa prowadzona przez Macieja Skorże plasuje się na pozycji lidera po rundzie jesiennej. Zresztą od samego początku sezonu bardzo rzadko z niej schodzili. Jednym z powodów takiego sukcesu „Kolejorza” jest oczywiście ich nienagannie zbudowana kadra. Mimo wszystko sporo mówi się o potencjalnych wzmocnieniach tej drużyny. Dlaczego?

Do klubu sprowadzono już nowego skrzydłowego i z tego co mówią media, można spokojnie założyć, że to nie ich jedyne wzmocnienie w obecnym oknie transferowym. W grę wchodzą solidne nazwiska za nie małe, jak na Ekstraklasę kwoty. Dzisiaj trochę o tym, dlaczego tak się dzieje, dlaczego Lech nie powinien osiadać na lurach i kim są zawodnicy, których najprawdopodobniej zobaczymy na wiosnę w niebieskich barwach.

Lech Poznań – droga do perfekcji

Każdy zdrowo myślący kibic Lecha przyzna, że ostatnie lata funkcjonowania tego klubu upłynęły pod znakiem ciągłych pretensji do zarządu. Nic w tym dziwnego. Pretensje te nie były przecież wyssane z palca. Polityka transferowa ekipy z Poznania była destrukcyjna i zarazem niezwykle prosta. Sprzedawać młodych perspektywicznych zawodników za okazała sumy i sprowadzać w zamian za nich budżetowe zastępstwa.

Oczywiście, nikt nie będzie się kłócił z samym spieniężaniem wychowanków. W większości przypadków, gdyby owi piłkarze zostali w Lechu, nie byliby w stanie rozwinąć się na tyle, co w ekipie z Europy. Sam model źródła dochodu pochodzącego z transferów obiecujących piłkarzy, którzy byli w stanie pokazać się na poziomie Ekstraklasy, jest więc jednoznacznie pozytywny. Problem polega na tym, że często w zamian za nich do klubu przychodziły nazwiska, które już na pierwszy rzut oka wyglądały na piłkarzy odstających od grajków, których mieli zastąpić. Czasami też młodego odchodzącego zawodnika, w krótkim czasie zastępował kolejny junior. Przykładowo Jakub Kamiński za Kamila Jóźwiaka.

Poza dużym transferem Amarala kilka ładnych sezonów temu Lech generalnie stronił od szastania pieniędzmi, podczas gdy inne kluby, jak Legia nie miały z tym problemu. W ten sposób stawali się coraz mniej znaczącą w lidze drużyną. Poprzedni sezon dał jednak zarządowi do myślenia. „Kolejorz” przeprowadził w tym sezonie kilka wysoko budżetowych operacji, które sprawdziły się na boisku. W końcu udało się wprowadzić ten klub w normalność. Jednakże aby normalność tą zachować, pod żadnym pozorem nie wolno się teraz zatrzymywać.

Lech jest silny na każdej pozycji. Nie ma zawodnika, którego potrzebowałby „na gwałt”. Jednocześnie piłkarze sprawują się bardzo dobrze i nie do końca trzeba robić wielkich kadrowych roszad. W teorii ekipa z Poznania mogłaby przespać okienko i wciąż byłaby jedną z najlepszych drużyn pod względem rywalizacji w całej lidze. Wówczas jednak istnieje opcja, że znów wpadłby w pułapkę pod tytułem: „Eee tam, nie jest przecież źle, mamy zyski i tak naprawdę nie opłaca się nam wydawać. Jest kilka małych niedociągnięć w kadrze, ale przecież i bez ich łatania damy sobie rade. Jakoś to będzie.”

Skoro są jakieś niedociągnięcia, nawet najmniejsze, a widocznie jest budżet, aby je łatać, to trzeba się po prostu za to zabrać. Nawet jeśli istnieje spora możliwość, że Maciej Skorża dałby sobie bez tego rade. Gdyby ze składu wypadł skrzydłowy np. Kamiński, co wtedy? Skóraś ma ogromne wahania formy, ale na zmiennika to raczej wystarczy. Tak samo Ba Loua. Gdyby jednak stało się to w kluczowym momencie mogłoby dojść do tragedii. Ekipa z tak silna kadrą przegrałaby przez braki kadrowe, których dało się uniknąć. Dlatego nawet jeśli nie jest to ultrakonieczne, to Lech powinien interesować się wzmocnieniami i bardzo dobrze, że to robi.

Kristoffer Velde – krnąbrny i przebojowy

Nieprzypadkowo jako przykład pozycji, z którą Lech mógłby mieć niemały problem, gdyby był równie skąpy co przed laty, wskazaliśmy pozycję skrzydłowego. Na papierze wyglądała ona całkiem pozytywnie. Kamiński jako pewniak do końca sezonu. Ba Loua, który ma problem z ustabilizowniem formy, ale również zdążył pokazać jakość w pojedynczych spotkaniach no i Skóraś, który pod koniec rundy wyglądał lepiej nawet od niego. Ewentualnie w grę wchodził jeszcze Amaral, który w przypadku przesunięcia Ramireza na pozycję numer 10 mógłby sprawdzić się na boku. Czego w takim razie chcieć więcej?

Największym problem jest niestabilność tej pozycji. Ba Loua miewa przebłyski, ale zbyt często znika lub pokazuję swoje braki w technice stricte użytkowej. Skóraś za to przespał zdecydowaną większość rundy, a jego gra zaczęła być rozpatrywana pozytywnie dopiero po zgrupowaniu, na którym nasza młodzieżówka zdołała pokonać reprezentacje Niemiec. Wówczas Michał strzelił bramkę na 3-0.

Lech
Kristoffer Velde (fot. Instagram)

Tak naprawdę jedyny nominalny skrzydłowy, za którego formę można byłoby dać sobie uciąć rękę, jest Jakub Kamiński, który odchodzi wraz z końcem sezonu. Wzmocnienie tej pozycji było więc wręcz wskazane.

Do klubu trafił Kristoffer Velde, młody skrzydłowy z FK Haugesund. Jeżeli chodzi o jego profil, to na pierwszy rzut oka wydaję się on skrojony pod grę Lecha. Maciej Skorża, jak pokazuję przykład chociażby Kamińskiego, lubi dawać swoim skrzydłowym całkiem sporo swobody taktycznej. Velde jest niesamowicie dynamiczny, ma nienaganną technikę i wydaję się być gościem, który nie omieszka doszczętnie z tej swobody skorzystać. W Norwegii nie był on strasznie bramkostrzelny, ale wykręcał całkiem solidne liczby. W poprzednim sezonie podczas 29 spotkań zaliczył 11 asyst i strzelił 7 bramek.

Na temat poziomu lig skandynawskich można dywagować godzinami. Jeden rabin powie, że to zupełnie inna półka niż Ekstraklasa, a drugi uzna, że Wisła Płock z placem w nosie zgarnęłaby tam krajowe mistrzostwo. Historia zawodników ze Skandynawii w Ekstraklasie, jak i w samym Lechu jest dosyć wyboista. Nie jest to kierunek, który jednoznacznie można określić, jako pozytywny lub negatywny. Sam Velde jednak na papierze prezentuje się całkiem okazale.

Jego umiejętności piłkarskie to jedno, ale charakter to zupełnie inna kwestia. W Norwegii wiele mówi się na temat tego, że ciężko się z nim współpracuje. Jest on zawodnikiem charakternym, nie przebiera w słowach i mówi to co myśli. Takich piłkarzy albo się kocha, albo kompletnie nienawidzi. Wszystko zależy od tego, jak prezentują się na boisku. Lekka zuchwałość w przypadku dobrych wyników, może być w pewnym sensie satysfakcjonująca dla kibiców. Gdy jednak coś nie idzie po myśli fanów, łatwo zirytować się takim zachowaniem i skreślić danego piłkarza. Sam Velde ma dosyć burzliwą relację z fanami FK Haugesund. Podczas jednego ze spotkań obdarzyli go różnymi przyjemnościami z pozycji trybun, a on odwdzięczył im się wypowiedzią, w której powiedział, żeby fani się od niego łagodnie ujmując, odczepili. W każdym razie kibiców Lecha powitał w taki sposób:

– Są tutaj szaleni kibice, uwielbiam to. Jeszcze dla nich nie grałem, ale oglądałem z trybun ostatni mecz w minionym roku i panowała tutaj niesamowita atmosfera. Nie mogę doczekać się pierwszego spotkania. – mówił w wywiadzie dla lechpoznan.pl.

 Żelazna obrona z nową podporą?

Lech poza kupowaniem nowych zawodników, wkreślił także parę nazwisk z listy płac. Z klubu odeszło dwóch zawodników – Roko Baturina i Thomas Rogne. Ten pierwszy pełnił w Poznaniu rolę marginalną. Został on wypożyczony latem z węgierskiego Ferencvárosu jako zapchaj dziura. W hierarchii napastników zajmował on dopiero trzecie miejsce, zaraz po Ishaku i Sobiechu. Ostatecznie nie dostał on nawet szansy debiutu w Ekstraklasie, a jego wypożyczenie zostało odwołane. Thomas Rogne za to, to postać, której nie należy przedstawiać żadnemu kibicowi Lecha. Norweg trafił do Poznania aż 4 lata temu. Przez większość jego pobytu był kluczową postacią w Lechu, a nawet przez pewien czas nosił on opaskę kapitańską. Niestety, miał sporą wadę – był on zawodnikiem niesamowicie szklanym. Ten fakt, w połączeniu z ogromną konkurencją w tym sezonie, jeżeli chodzi o środek obrony, spowodował, że zagrał tylko i wyłącznie w jednym ligowym spotkaniu. W efekcie jego drogi z Lechem się rozeszły.

Lech
Fot: newsbeezer.com

Mimo wciąż niemałej konkurencji na tej pozycji, Lech z zapartym tchem szuka kolejnego defensora do swojej kadry. Jak podaje Tomasz Włodarczyk z portalu Meczyki, najbardziej prawdopodobnym kandydatem jest Adrian Rus. Na co dzień reprezentuje on barwy węgierskiego Fehérváru. Jest on żelaznym reprezentantem swojego kraju. Zagrał w 9 spotkaniach dla kadry Rumunii, był ich podstawową postacią w eliminacjach do Euro 2020 i miał okazję zagrać w nich nawet z Niemcami. Poza krótkim, ale bogatym CV reprezentacyjnym trzeba przyznać, że ma zadatki na solidnego ligowca.

W tym sezonie opuścił jedynie 4 spotkania swojej drużyny i zbiera nienaganne recenzje. Odejście Rogne i Baturiny zwolniło miejsce dla dwóch piłkarzy zza granicy. Jednym z nich został już Velde, a wszystkie znaki na niebie wskazują, że drugim zostanie właśnie on. Fehervar podał jednak jeden warunek. Muszą najpierw znaleźć dla niego następcę. Lech podobno już zdążył dogadać się z samym zawodnikiem, ale jak widać będą musieli i tak jeszcze trochę poczekać.

Bramkarz – wymieniać, czy nie wymieniać? Oto jest pytanie

Kibice Lecha jeszcze w letnim oknie transferowym mówili głośno o wymaganym wzmocnieniu na pozycji bramkarza. Ostatecznie do takowego nie doszło. Sezon rozpoczął Mickey Van der Hart, który miał okazje zagrać jedynie w 8 pierwszych spotkaniach. Doznał on dotkliwej kontuzji w meczu z Wisłą Kraków, która wyeliminowała go na kilka ładnych miesięcy. W jego miejsce wskoczył nie do końca lubiany Filip Bednarek. Tak naprawdę ciężko klarownie ocenić jego dyspozycje. Z jednej strony czasami jego interwencje były dynamiczne, jak wyścig żółwi. Z drugiej miewał on spotkania, jak mecz z Wartą, czy z Górnikiem, w których wybronił Lechowi punkty. Na papierze wygląda to bardzo dobrze. 13 spotkań, 7 czystych kont – takich statystyk nie powstydziliby się najlepsi bramkarze ligi. Większość to jednak pokłosie nienagannej formy defensywy Lecha. Pamiętajmy, że współczynnik xG u rywali „Kolejorza” był zazwyczaj zatrważająco niski.

Tu pojawia się zasadnicze pytanie – Czy warto sprowadzać nowego bramkarza. Po kontuzji wraca Van der Hart, ale on także nigdy nie był ostoją spokoju. Pozycja golkipera odstaję trochę jakościowo od innych. Praktycznie na każdej Lech ma zawodnika, który jest jednym z najlepszych w całej Ekstraklasie.

Problem polega na tym, że jeżeli uda się sprowadzić Adriana Rusa, Lech będzie musiał szukać tylko i wyłącznie na polskim rynku. Według przepisów ligi w każdej drużynie może być maksymalnie 17 zarejestrowanych obcokrajowców. Aktualnie liczba ta wynosi 16, a sprowadzenie obrońcy wydaję się być większym priorytetem dla drużyny z Poznania. Być może planują sprowadzić jakiegoś Polaka albo w ogóle nie chcą zmieniać nic na pozycji bramkarza? Niemniej jednak okienko się jeszcze nie skończyło. Istnieje szansa, że z klubu odejdzie jeszcze jakiś obcokrajowiec np. Lubomir Satka, a Lech ruszy na poszukiwanie nowego golkipera. Jest to pozycja, którą należałoby wzmocnić, aby wyzbyć się wszelkich wad z tego składu, aby dążyć do perfekcji, a to jest chyba aktualnym celem ekipy z Poznania.

Podsumowanie

Mimo że Lech nie potrzebuje ogromnych wzmocnień należy im się pochwała za to, że starają się, jak najbardziej wyzbyć wszystkich wad, jakie posiada ich (na pierwszy rzut oka) perfekcyjnie złożona kadra. Nie stoją w miejscu i nie czekają, aż ich rywale w walce o mistrzostwo zdołają wzmocnić swoje ekipy, tylko również przechodzą pomniejsze transformacje. Taki zabieg może pomóc także w tym, aby drużyna nie wpadła w swoisty marazm. W klubie pojawiają się coraz to nowe twarze, które jeszcze bardziej zaostrzają rywalizacje. Nikt nie może być pewnym miejsca w pierwszym składzie na wiosnę. O to właśnie chodzi w budowaniu mentalności zwycięzców, której wcześniej brakowało w Poznaniu.

Udostępnij:

Facebook
Twitter