Niby człowiek wiedział, a jednak się łudził. Lech kompletnie zdemolował ekipę przyjezdnych. Wynik mówi sam za siebie. Dziś w piłkę grała tylko i wyłącznie jedna drużyna. Jak powiedział sam piłkarz „Słoni”, Michał Grzybek: „Z tego meczu nie możemy wynieść nic pozytywnego”.
Na pierwszy rzut oka ekipa z Niecieczy wjeżdżała w paszczę lwa. Lech nie przegrał na Bułgarskiej ani razu w tym sezonie. Jako ostatnie drużyna w ligowej tabeli była spisywana na straty. Było to całkiem świadome podejście, ale Lech także miał swoje pomniejsze problem. Chociażby brak ich kluczowego gracza w postaci Joao Amarala. Portugalczyk jest zarówno najlepszym strzelcem, jak i asystentem w drużynie Macieja Skorży. Jego koledzy musieli pokazać, że potrafią wygrywać bez niego. Nawet jeżeli mówimy tu o spotkaniach pozornie niemożliwych do przegrania. Z nowych zawodników swoją szansę dostał Kristoffer Velde.
Dobry plan, słabe wykonanie
– Będziemy walczyć do ostatniej minuty. Gramy na 3 stoperów, ale i na 2 napastników. Poszukamy trafień po SFG. – mówił Radolav Latal w wywiadzie przedmeczowym.
Szkoleniowiec Termalici twierdził także, że będzie starał się dość mocny pressing. Trzeba przyznać, że dotrzymał swojej obietnicy. Przez pierwszy kwadrans goście pieczołowicie utrzymywali Lecha na ich własnej połowie. Ofensywna gra jest ładna, ale może okazać się bronią obusieczną, gdy brakuje konkretów. Tego właśnie brakowało ekipie gości. Co z tego, że Lech nie wyprowadzał wielu ofensywnych akcji, skoro Termalica także nie była w stanie takowych stworzyć. Piłkarze Macieja Skorży nie byli skorzy do pomyłek w rozegraniu. W końcu stało się nieuniknione. Jedna piłka na skrzydło, wrzutka Kristoffera Velde i gol po sporej przerwie w wykonaniu Mikeala Ishaka. Szwed nie był zbytnio atakowany przez defensorów gości. Po prostu znalazł się w 10-metrowej luce, którą omyłkowo utworzyli. Plan była całkiem dobry, ale wykonanie pozostawiało wiele do życzenia.
Po stracie bramki po raz kolejny próbowali oni ruszyć do niezwykle wysokiego pressingu. Była to jednak bardzo krótkofalowa faza. Sami gospodarze powoli zwiększyli swoją agresję wobec przeciwnika. Rozkręcili się, przestali czekać na okazje tylko sami dążyli do jej wykreowania. W 27 minucie Dani Ramirez oddał piłkę do Jakuba Kamińskiego, a ten posłał bombę pod porzeczkę. Co ciekawe był to dopiero drugi celny strzał w ich wykonaniu. Zazwyczaj jest kompletnie odwrotnie. Zwykle Lech marnuje wiele nawet 100% akcji. Tym razem było jednak inaczej. Lech z zimną krwią wykańczał swojego przeciwnika.
Zmiany w składzie na plus
Obrona Lecha to chyba najczęściej chwalona formacja ze wszystkich klubach Ekstraklasy. Nic w tym dziwnego – w rundzie jesiennej ciężko było przejść jej szyki. Niemniej jednak tydzień temu Cracovia w pewnym sensie obnażyła jej niedociągnięcia. Ekipa Jacka Zielińskiego uzmysłowiła prawdziwą wartość Bartosza Salamona. Satka i Milić mimo indywidualnie dobrych profilów nie potrafili oprzeć się ofensywie „Pasów”. Popełniali głupie błędy, które bezpośrednio prowadziły do bramek. Dziś były gracz włoskiego Milanu na szczęście wrócił do pierwszego składu. Obrona pod jego patronatem spisywała się świetnie. Widać, że wcześniej brakowało im prawdziwego lidera, jakim jest Polak. Sam był w stanie także strzelić bramkę na 4-0.
Kristoffer Velde, nowy skrzydłowy Lecha także pokazał się z dobrej strony. Złośliwi powiedzą, że w ciągu pierwszej połowy zdołał asystować więcej razy niż Ba Loua przez całą rundę jesienną. Poza liczbami jego drybling, nieprzewidywalność, o której często mówiono w jego kontekście, pokazała się w sposób namacalny. Wyglądał, jak Kamiński, ale w jeszcze odważniejszej, bardziej bezczelnej wersji.
Świetnie pokazał się także zastępca Amarala – Dani Ramirez zaliczył dziś bramkę i asystę. Bezproblemowo poradził sobie z rolą rozgrywania akcji. Miał trochę szczęścia przy bramce na 2-0, ale zasłużył na mały łut farta ze względu na jego zaangażowanie w grę. Dostał szanse, aby ponownie przypomnieć kibicom Lecha o jego istnieniu i wyjść na pierwszy plan – zdołał ją wykorzystać.
Demonstracja Lecha. Ale umówmy się – to był obowiązek. Zabawa zaczyna się za tydzień. Terminarz ligowy „Kolejorza”: Lechia (w), Pogoń (w), Raków (d) i będziemy mądrzejsi.
— Tomasz Włodarczyk (@wlodar85) February 12, 2022
Destrukcja w środku pola
Jedną z rzeczy, którą najbardziej wyróżnił się dzisiaj Lech, była ich dominacja w środku pola. To właśnie ten aspekt pozwalał im kontrolować to co działo się wówczas na boisku. Pomocnicy byli odpowiedzialni z rozgrywanie piłek na skrzydła, które robiły już swoje. Piękną robotę po raz kolejny wykonał Jesper Karlstrom. Gdy rok temu przychodził do Lecha, wydawał się przeciętniakiem, ale trener Skorża zdołał wykrzesać z niego wszystko to, co najlepsze. Najbardziej znamienną akcją w jego wykonaniu była jego ruletka, którą wykiwał dwóch pomocników Termalici i wyszedł na pozycje. Był aktywny w odbiorze, rozgrywał piłkę i jeszcze starał się powalczyć w ofensywie.
Trzeba także przyznać, że jeżeli chodzi o środek pola to Termalica nie postawiła jakiś strasznie restrykcyjnych warunków. Piotr Wlazło starał się bardziej dawać jakość w ofensywie, ale jeżeli chodzi o odbiór, był dziś bardzo przeciętny. To samo tyczy się w sumie Sebastiana Boneckiego. Jeżeli już udało im się zatrzymać przeciwnika w środkowej strefie boiska to zazwyczaj nieprzepisowo, a był to spory wyczyn, zważywszy na to, że sędzia Kos pozwalał na bardzo twardą grę.
Gdzie jest miejsca Dawida Kownackiego?
Warto wspomnieć także kilka słówek na temat zmiany na linii Ishak – Kownacki. Szwed musiał zejść z boiska pod konie pierwszej połowie. Miał on problem z lewą łydką, a sztab nie chciał ryzykować, mając bardzo pozytywny wynik. Tym samym swoją kolejną szansę dostał Dawid Kownacki.
Piłkarz wypożyczony z niemieckiej Fortuny bardzo średnio pokazał się w spotkaniu z Cracovią. Dzisiejszy mecz był wprost idealny, aby się przełamać. Trzeba przyznać, że nowy nabytek „Kolejorza” pokazał się z całkiem dobrej strony. Udało mu się dobić Termalice bramką na 5-0. Niemniej jednak nie chodzi o samo trafienie, było ono bowiem banalne. Napastnik Lecha dobił piłkę do pustej bramki. Chodzi o jego wpływ na grę Lecha. W jego ocenie trzeba pamiętać o jednym – w Lechu Skorży napastnik nie jest rozliczany tylko i wyłącznie z bramek. Pozycja numer „9” jest dużo bardziej skomplikowana. Napastnik musi wiedzieć kiedy się wycofać, umieć rozgrywać piłkę. Za to powinniśmy pochwalić Kownackiego, bo na tym polu pokazał się nienagannie. Zresztą to jego podanie rozpoczęło akcję bramkową, po której wpisał się na listę strzelców.
Bramki: Ishak 18’ – Kamiński 27’- Dani Ramirez 44’- Salamon 55′ – Kownacki 85′
LECH POZNAŃ: Bednarek; Pereira, Salamon, Milić, Rebocho, Karlstrom, Kwekweskiri, Velde, Ramirez, Kamiński, Ishak.
Ławka: Van der Hart, Douglas, Marchwiński, Skóras, Tiba, Satka, Ba Loua, Antczak, Kownacki.
BRUK-BET TERMALICA NIECIECZA: Loska; Grzybek, Putiwcew, Biedrzycki, Domgjoni, Hybś, Stefanik, Wlazło, Bonecki, Radwański, Śpiewak. Ławka: Pauliuchenka, Grabowski, Gergel, Mesanović, Kocyła, Bezpalec, Hubinek, Wasielewski, Kukułowicz.
Czytaj też: