Joao Felix to postać polaryzująca środowisko kibicowskie Atletico i nie tylko. Młody Portugalczyk to jedna wielka sinusoida odczuć i emocji. Jest piłkarzem, obok którego trudno przejść obojętnie. Ma jednak swoje blaski i cienie…
Lato 2019. Okienko transferowe trwa w najlepsze. W Madrycie konsternacja, gdyż, wbrew zapewnieniom, do Barcelony zawija się Antoine Griezmann- fundament ofensywny i klucz do pomysłu na atakującego Cholo Simeone. Atletico zostało zasilone znaczącą gotówką i postanowiło odważnie wejść na giełdę. I obrali kierunek portugalski.
Oto w sezonie 18/19 w kuźni talentów jaką z pewnością jest Benfica Lizbona wyłoniła się nowa perła. Młody , 19-letni wówczas Joao Felix przebojem wdarł się do składu portugalskiego giganta i wyczyniał rzeczy niemożliwe. Poza świetnymi liczbami i prezencją w Liga NOS, zasłynął również z hat-tricka wbitego Eintrachtowi Frankfurt w Lidze Europy. Jasne więc było, że przed młodym magikiem duża kariera, pytanie tylko jak nią pokieruje w przyszłości.
Ogromne pieniądze
Jak się okazało, nie zagrzał długo miejsca w Lizbonie. Pozostał na Półwyspie Iberyjskim i skierował się do stolicy sąsiada. 126 mln euro zapłaciło za Felixa Atletico Madryt! 126!! Za piłkarza, który de facto zagrał rok w profesjonalnej piłce i nie zweryfikowała go choćby Champions League. Sam wybór klubu również zastanawiał. Atletico bowiem nie słynie z tak wysokobudżetowych transferów. A już zwłaszcza na tego typu piłkarzy. Gracz z potencjałem, ale z całą masą niewiadomych wokół swojej osoby. Pytania i wątpliwości, które wtedy wybrzmiewały okazały się bardzo zasadne.
Czysty talent
Od momentu przybycia młodego Portugalczyka do Madrytu, wokół klubu unosiła się aura delikatnej ekscytacji. Przyjście piłkarza za tak ogromną kwotę, naturalnie również niosło za sobą spory ciężar oczekiwań. Felix zaprezentowany został w gustownym Museo del Prado. Motywem przewodnim był stojący i podziwiający cuda sztuki Joao z podpisem- „czysty talent”.
Talent, przy sposobie i pomysłach na futbol Diego Simeone nie wystarczy. Felix musiał sobie zdawać z tego sprawę. Nikt w Atletico, za rządów Cholo nie był ważniejszy niż drużyna. Na uznanie i większą swobodę w ataku trzeba sobie było zasłużyć sumienną pracą w destrukcji. To z pewnością było wyzwanie i nowość dla Portugalczyka. Nigdy wcześniej nie obcował z takim podejściem i nie było jasne czy podoła. Biorąc to pod uwagę, tym bardziej szokujące było to, że Atleti zainwestowało tyle pieniędzy w smacznie wyglądającą, ale jednak kinder niespodziankę.
Debiut ligowy z Getafe wypadł okazale. Felix wspaniale pokazał się nowej publiczności- jego sztuczki techniczne, przyspieszenie, dryblingi, luz i bezczelność podrywały z krzesełek spragnionych właśnie takiej gry kibiców Rojiblancos. Z biegiem czasu jednak, sprawy zaczęły nabierać innego tempa. Były piłkarz Benfiki dalej czarował jakością indywidualną, natomiast dawało to niewiele korzyści zespołowi. Sztuka dla sztuki. Simeone starał się dotrzeć do młodego gracza, zmieniał mu pozycję, role, zadania. Mimo to brakowało zrozumienia i nici zaufania między trenerem a Joao. Pierwszy sezon wypadł bez szału. 6 goli i klika ozdobników jawiły się jako niewystarczające na piłkarza, za którego zapłacono fortunę. W klubie zachowywano jednak cierpliwość. Zdawano sobie sprawę, że adaptacja wymaga czasu. Pierwszy sezon potraktowano jako pewnego rodzaju poligon doświadczalny i okres przejściowy. Weryfikacja miała nastąpić później.
Przebłysk nadziei
Drugi sezon na Wanda Metropolitano, a właściwie jego pierwsza faza, przyniosła przełom. Nareszcie Joao Felix zaczynał wyglądać na zawodnika dojrzewającego, mogącego być rzeczywistą i wymierną wartością drużyny. Bardzo skorzystał na współpracy z Luisem Suarezem, który pojawił się w Madrycie. Ich duet mógł wzorcowo się uzupełniać. Urugwajczyk był lisem pola karnego, jego ruchy absorbowały uwagę i powodowały stres obrońców. Natomiast Felix był bardziej mobilny, przebojowy i wszędobylski. Ten duet udanie zazębił się jesienią 2020r. Suarez regularnie dziurawił siatki rywali, Felix odzyskał autentyczną radość i luz w grze. Atletico oddychało świeżym powietrzem, wygrywało mecze i pędziło po tytuł. Dodatkowym pozytywem była właśnie postawa młodego Portugalczyka, który zaczął się spłacać.
Demony
Niestety, idylla nie trwała długo. W okresie zimowym Felix złapał kontuzję, z którą zmagał się praktycznie całą wiosnę. Co wracał. musiał brać kolejne L4. Kostka nie odpuszczała. Zbiegło to się też w czasie ze zdecydowanym obniżeniem formy 22-latka. Wróciły stare demony- pogubienie, frustracja, niemoc i złość na pretensje wygłaszane przez Simeone. Joao znów popadł w ostracyzm.
Druga część, bardzo udanego na początku sezonu była mizerna. Właściwie jednym z bardziej pamiętnych momentów tamtego okresu była bramka Portugalczyka po wejściu z ławki w starciu z Villarrealem. Po zdobytej bramce, Felix w złości wykrzykiwał coś do ławki rezerwowych. Nie były to z pewnością pozdrowienia czy inne miłe słowa. Od razu ruszyła lawina spekulacji kto był adresatem tych wyzwisk. Uwaga znów skupiła się na relacjach z Simeone, który w tamtym czasie nie stawiał na młodego gwiazdora. Podejrzewano, że on mógł przyjąć te słowa. Sam szkoleniowiec sprawę zbagatelizował, a krnąbrny piłkarz stwierdził, że zwracał się do kolegi z drużyny- Renana Lodiego. Tak czy inaczej, całe zamieszanie ukazało stan ducha i nastroju Joao Felixa po dwóch latach w Atletico. Nie czuł, że to jego ziemia obiecana.
Wszystkie zgrzyty przykryło ostatecznie zdobycie mistrzostwa Hiszpanii. Rozluźniło to przez jakiś czas atmosferę.
Kto kogo broni i rozgrzesza?
Przed obecną kampanią trzeba było sobie powiedzieć jasno. Dwa lata Felixa w Atletico to czas permanentnego analizowania, dociekania i przyglądania, jak czuje się młoda nadzieja portugalskiego futbolu w miejscu, do którego wydawałoby się, nie do końca pasuje. I ma to też odzwierciedlenie w przebiegu rozgrywek 21/22. Felix znów jest ciałem obcym, niezmiennie rozczarowuje.
Co prawda jego rodacy, niegdyś piłkarze Rojiblancos, jak Paulo Futre, nieustannie bronią młodziana twierdząc, że widać postęp w aspektach których oczekuje od niego Simeone. Albo, że wszystko wymaga czasu, itd. Marne to jednak wymówki, bo jeśli piłkarz w wieku 22 lat, będąc ponad dwa lata w klubie dalej nie może się odnaleźć i strzela fochy, źle to świadczy o nim samym. Oczywiście, przy Cholo Simeone nie ma cieplarnianych warunków do swobodnego, ofensywnego rozwoju, natomiast widziały gały co brały. Decydując się na transfer do Atletico musiał zdawać sobie sprawę ze specyfiki otoczenia. Zapewne konsultował ten ruch, analizował za i przeciw. Więc jeśli obrał ten kierunek to powinien akceptować go z całym dobrodziejstwem inwentarza.
Inną sprawą jest podejście i zarządzanie karierą Felixa w Atletico. Tak ogromne pieniądze jakie za niego zapłacono mogły zwiastować większe „uzależnienie” się od zawodnika. Może nawet kosztem nagięcia nieco twardo wyznaczonych reguł funkcjonowania drużyny. Tak się nie stało, Joao musiał przechodzić chrzest bojowy, akceptować priorytety, które pewnie niespecjalnie mu się podobały. Wejście i spokojna nauka systemu byłaby dla niego zdrowsza. Jednak przy tak astronomicznej kwocie odstępnego, oczekiwaniach i efekcie wow, trudno o taki przywilej. Trzeba się było uczyć na żywym organizmie. A szło różnie. Były okresy rozkwitu. Jednak szybko szły w zapomnienie. Trudno więc nie odnieść wrażenia, że Felix tak naprawdę nigdy na dobre nie odnalazł się w Madrycie. Był samotną wyspą, niespełnionym artystą włożonym w ramy pragmatycznego futbolu.
Felix vs reszta świata
Wielu obarcza winą Diego Simeone za marnotrawienie potencjału Portugalczyka. Można na to patrzeć wielowątkowo. Gdyby wziąć pod uwagę występy chłopaka Magui Corceiro (portugalska modelka i aktorka, doskonale znana i lubiana nawet w środowisku piłkarskim i polskim Twitterze), nie dostrzeżemy w nich regularności i utrzymania formy w dłuższej perspektywie czasu. Można dojść do wniosku, że Felix jest niczym pokaz fajerwerków. Piękny, widowiskowy i robiący duże wrażenie, jednak dość rzadko występujący. Potencjał w tym chłopaku jest niewątpliwy, ale przez swój brak ciągłości i sinusoidę formy nie daje trenerowi żadnej gwarancji. Mając taką konkurencję w ataku ulega zwykłej polityce rotacji. I jeśli przy tym charakterologicznie nie do końca mu odpowiada, nie dziwi, że Felix nie jest priorytetem.
Czymś, czego Simeone oczekuje od swych graczy ofensywnych są również skoki pressingowe i szeroko pojęta aktywność na wielu płaszczyznach boiska (wyłączając z tego grona Luisa Suareza ,który jest niemalże zwolniony z tego typu obowiązków). Na tym tle Joao też nie wypada najlepiej w zestawieniu z konkurentami. Antoine Griezmann, Angel Correa a przede wszystkim Matheus Cunha (czołowka ligi pod kątem skoków pressingowych) dużo częsciej angażują się w pracę dla drużyny. W dodatku gwarantują więcej konkretów (goli/asyst).
Znamiennym będzie porównanie Joao Felix vs Cunha. Obaj bowiem z pozoru nie pasują do stylu Cholo. Cunha, przed przyjściem do Atleti był samolubną, rozwydrzoną gwiazdeczką w Hercie Berlin. Stąd transfer do Madrytu dziwił. Matheus pod okiem Cholo zmienił postawę. Dostosował się do stylu i z biegiem sezonu dostaje coraz więcej szans.
Joao Felix- 616 min, 2 gole, 1 asysta
Matheus Cunha- 461 minut, 4 gole, 2 asysty
Przemieniony Cunha jest uosobieniem tego, czego brakuje Felixowi. Waleczności, walki, pracy dla drużyny i wykorzystania otrzymanych minut do maksimum. Talent i bajerka to nie wszystko.
A gdyby tak…
Nie trafia do mnie też argument, że w klubie bardziej ofensywnym, Felix byłby już na poziomie Mbappe czy Haalanda. Są to czyste dywagacje, bez pokrycia. Czymś co już odróżnia gwiazdorów PSG i BVB od zagubionego księcia z Madrytu jest inna charakterystyka piłkarska. Dwaj wymienieni mają dryg do zdobywania bramek, swoją siłą , szybkością i determinacją sięgają coraz wyżej. W Felixie nie widać takich cech. Jest raczej piłkarskim artystą, ale bez większej zadziorności i charakteru. Nie bez kozery mówi się, że gdy Joao dowie się iż nie jest przewidziany do gry w wyjściowym składzie, trenuje na pół gwizdka. Nie pomaga sobie czymś takim. W oczach żadnego trenera na świecie nie będzie to dobrze widziane. A zwłaszcza u Simeone…
Podsumowując. Joao Felix to z pewnością piłkarz przyjemny dla oka, o niebanalnej technice i jakości. Jednak pokierował karierą w taki sposób, że nieco sobie zaszkodził. Przy tego rodzaju charakterze i sposobie bycia nie trafił z doborem klubu. A że kwota, jaką za niego zapłacono była tak ogromna, teraz ciężko będzie mu o proste pożegnanie z Madrytem. Musi więc bohatersko rozwiązywać problem, który sam sobie stworzył. Jest jeszcze na tyle młody , że może wyjść z tego labiryntu obronną ręką. Samotny książę musi znaleźć przyjazny ląd do panowania.