Milan wygrywa w derbach po golach w końcówce, walka o scudetto trwa!

Milan wrócił z dalekiej podróży! W meczu o scudetto i derbach Mediolanu nie oglądaliśmy nudów jak w starciu Rossonerich z Juventusem. Hit okazał się być hitem. Finalnie to drużyna Stefano Piolego zwyciężyła z Interem 2:1 dzięki dwóm bramkom w końcówce. Jak przebiegały pierwsze w 2022 roku derby della Madonnina? 

Mecz o scudetto?

Tak trzeba opisać pierwszą część tego meczu. Mimo tego, że zapowiadało się na naprawdę wyrównany mecz. Lider Serie A i najskuteczniejsza ekipa Włoch, Inter. Z drugiej strony będący cztery punkty za Nerazzurrimi Milan, czyli zespół drugi pod względem zdobytych bramek w lidze włoskiej. Jeśli Inter by wygrał, najpewniej wyrzuciłby Milan z walki o scudetto. Z drugiej strony Milan chciał w końcu przełamać derbową posuchę, która trwała już od trzech meczów z ekipą zza miedzy. Ale w pierwszej części meczu drużyna Rossonerich była po prostu bezradna i bardzo, ale to bardzo nerwowa. Dużo było niedokładności, dużo niepotrzebnych nerwów. A Inter? Drużyna teoretycznych gospodarzy zagrała tak, jak powinni zagrać liderzy. Dojrzale, spokojnie i przede wszystkim z jasnym planem na to spotkanie. I to było widać w każdym momencie derbów.

Interominacja

Bo właśnie Inter potrafił zamknąć Milan. Pomimo tego, że to ekipa Piolego miała piłkę dużo częściej w pierwszej połowie (58%), liderzy Serie A doskonale wiedzieli, jak się ustawić, by wygrać ten mecz. 5-2-3 bez piłki i bardzo zdyscyplinowana gra w defensywie. I to przynosiło efekty: Milan koniecznie chciał jak najszybciej przetransportować piłkę do przodu, a tam Inter miał przewagę. Dlatego też bardzo płynnie zespół Inzaghiego był w stanie przejść do ofensywy po przejęciu piłki. I właśnie z tego wzięły się bardzo dobre sytuacje na otwarcie wyniku.

Wpierw po strzale z dystansu popisał się Mike Maignan, golkiper Milanu, który wybitnie obronił uderzenie po rykoszecie. Chwilę później bardzo bliski szczęścia po kombinacji z Lautaro Martinezem był Nicolo Barella. W podobnej sytuacji, po podaniu Argentyńczyka i również uderzając z woleja, znalazł się Denzel Dumfries, który zmarnował sytuację 100% uderzając wprost w Maignana. Jedyną dobrą szansą Milanu było uderzenie z dystansu Tonalego, ale wciąż to Simone Inzaghi wściekał się na nieskuteczność swoich zawodników.

Jednakże co się odwlecze, to nie uciecze. Z takiego założenia wychodził Inter i się opłaciło, albowiem w 38 minucie po rzucie rożnym wykonywanym przez byłego gracza Milanu, Hakana Calhanoglu, w kapitalnej sytuacji znalazł się Ivan Perisić. Chorwat, który wpierw rozwinął się pod okiem Hansiego Flicka w Bayernie Monachium, a później został ukształtowany przez Antonio Conte, nie pomylił się w dość prostej sytuacji. 1-0 na siedem minut przed przerwą to z pewnością nie scenariusz, który fani Milanu zakładali. Ale jak się zostawia piłkarza rywali na jedenastym metrze przy rzucie rożnym to musisz liczyć się ze stratą gola. Zatem nic dziwnego, że tak się finalnie zakończyła pierwsza połowa: całkowita dominacja Interu. I tylko 1:0. Bo mogło być naprawdę sporo więcej.

https://twitter.com/QwepqwLive/status/1490018432825368582

Wytrawny bokser

Inter w drugiej części meczu przez długi czas wyglądał jak mistrz sztuk walki. Jak Mike Tyson za najlepszych lat. Mądrze, dystansował rywala i nie pozwalał na wiele. Milan się trzepał, próbowal bez ładu i składu. A Interowi to pasowało, bo przecież gracze Inzaghiego mieli wynik. Długimi fragmentami po przerwie obie ekipy wdawały się w długotrwałą, wyniszczającą walkę w środku pola. Z jednej strony Tonali czy Kessie próbowali, ale z drugiej Brozović czy Barella pokazywali swoją klasę. Milan przez długą część tego starcia w derbach della Madonnina nie był w stanie zyskać pełnej kontroli nad tym meczem. Właśnie przez to gracze Piolego denerowali się, grali nerwowo i niedokładnie. Aczkolwiek punktem zwrotnym było wpuszczenie na boisko Brahima Diaza.

Królowie końcówek

Jeśli zastanawialiście się, które zespoły zdobyły najwięcej bramek w ostatnich kwadransach tego sezonu Serie A, służę pomocą. Do momentu rozpoczęcia derbów Mediolanu: Inter 19, Milan… też 19! Zatem zarówno fani Nerazzurrich, jak i Rossonerich mogli liczyć na pasjonującą końcówkę tego starcia. Z jednej strony szansa na zabicie meczu poprzez Inter. Z drugiej potencjalny powrót Milanu. I właśnie Brahim Diaz, czyli zawodnik wprowadzony za Franka Kessiego, był katalizatorem, który doprowadził do tego drugiego zdarzenia. Bo co by nie mówić: Hiszpan na pewno jest lepszy jako trequartista, ktoś, kto ma pchać piłkę do przodu od Kessiego, który raczej pełni rolę czyściciela w środku pola. Dlatego też nie powinno nas dziwić to, czego dokonał wychowanek Realu Madryt: w 75 minucie Brahim po raz kolejny pomnkął środkiem boiska, gdzie pojawiało się coraz więcej dziur w formacji Interu. Finalnie Diaz oddał strzał, ale po rykoszecie piłka trafiła pod nogi Giroud, który wpakował piłkę do pustej bramki. 1:1!

Jednakże była to dopiero przystawka. Albowiem już trzy minuty później kapitalnie zachował się po raz kolejny Olivier Giroud: tym razem po otrzymaniu podania od Davide Calabrii Francuz przyjął piłkę piętą odwracając się w kierunku bramki Handanovicia, a chwilę później oddał strzał na wagę prowadzenia. Czy to był Dennis Berkamp w primie? Być może. Czy lepiej mógł się zachować Samir Handanović? Pewnie tak. Ale nie można ujmować klasy Olivierowi Giroud, który dwoma golami zabił derby Mediolanu. Jednocześnie stał się pierwszym Francuzem w historii, który strzelił dwie bramki w meczu Serie A przeciwko Interowi. Ostatecznie okazało się, że są to trafienia na wagę zwycięstwa. Grande Giroud!

Walka o scudetto uratowana

Ten mecz można było opisać jako walkę o mistrzostwo. Inter mógł odskoczyć trzeciej ekipie Serie A i jednocześnie upokorzyć rywala zza miedzy. Przez długi czas wszystko wskazywało na to, że tak właśnie się stanie. Zwłaszcza, że dotychczas w meczach derbowych Mediolanu jedynie raz zdarzyło się tak, by Milan wygrał mecz przegrywając do przerwy. Jednakże historia lubi się powtarzać i płatać figle. I być może lepiej nie tylko dla Milanu, ale też dla całej ligi, że Inter dzisiaj przegrał. Bo dzięki temu na resztę sezonu ligowego we Włoszech można patrzeć z zaciekawieniem. Takiej Serie A każdy potrzebował!

Udostępnij:

Facebook
Twitter