Wczoraj późnym wieczorem zakończyła się faza 1/8 finału Ligi Konferencji Europy oraz Ligi Europy. Jak w niej radziły sobie Hiszpańskie zespoły? Czy Real Madryt pokazał klasę z Liverpoolem w Lidze Mistrzów?
We wtorek i środę zakończyły się ostatnie mecze 1/8 finału Ligi Mistrzów. Z kolei w czwartek emocjonowaliśmy się spotkaniami tej samej fazy Ligi Europy oraz Ligi Konferencji. Do 1/8 finału europejskich rozgrywek klubowych przystąpiło pięć ekip z La Liga: Real Madryt, Betis, Real Sociedad, Sevilla oraz Villarreal. W następnej fazie zagrają tylko Real Madryt i Sevilla. Jak to się stało, że tak mocno reprezentowana hiszpańska liga poległa na tym etapie rozgrywek? Wielu ekspertów twierdzi, że to była klęska. Mało kto się spodziewał, że tylko dwa Hiszpańskie zespoły będą grały dalej.
Hiszpańskie zespoły łączy nieskuteczność
Real Madryt w zasadzie nie musiał się trudzić, aby awansować do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Reszta hiszpańskich zespołów musiała jednak zapracować sobie na awans. Wydawało się, że najbliżej sukcesu, w postaci awansu do dalszej gry Ligi Konferencji będą gracze Villarrealu. Podopieczni Quique Setiena rywalizowali w dwumeczu z Anderlechtem. W pierwszym spotkaniu padł remis 1:1. Z kolei w rewanżu na Estadio de la Ceramica widzieliśmy klęskę w wykonaniu „Żółtej Łodzi Podwodnej”. W 73. minucie gola na wagę awansu dla Belgów zdobył Islam Slimani. Patrząc na grę w wykonaniu gospodarzy, w głowie się nie mieści, dlaczego odpadli. Skuteczność w tym meczu była kluczowa. Wiele sytuacji powinno zostać zamienionych na gole. Villarreal miał być wielkim faworytem w walce o trofeum. Skończyło się na szybkim odpadnięciu i sporym rozczarowaniu.
Real Sociedad mierzył się z Romą. Tutaj na papierze faworytem byli piłkarze ze stolicy Włoch. Pierwszy mecz to dobitnie pokazał, ponieważ Rzymianie wygrali 2:0. Rewanż był gorszy dla obu ekip. Na Reale Arena widzieliśmy tylko 3 celne strzały na bramkę z obu stron. Nieskuteczność w tym spotkaniu również miała duże znaczenie tak jak w przypadku Villarrealu.
Bez wątpienia w najgorszej sytuacji był Betis. Po porażce w pierwszym starciu z Manchesterem United 1:4 wydawało się, że będzie ciężko drużynie Manuela Pellegriniego odrobić straty. Rewanż był miłym zaskoczeniem. „Los Verdiblancos” mieli kilka zagrań, które mogły się lepiej zakończyć. Marzenia dla ekipy z Sevilli rozwiał Marcus Rashford, ustalając wynik dwumeczu w 56. minucie spotkania.
Real Madryt jest Królewski
Polscy sympatycy nadali Realowi Madryt przydomek „Królewscy”. Ma to jedną zasadniczą przyczynę. Ten klub może grać cały sezon nie najlepiej, tak w Lidze Mistrzów piłkarze z Santiago Bernabeu zmieniają się w herosów. Komentator TVP Sport meczu Realu z Liverpoolem w Madrycie, przed odegraniem hymnu „Champions League” powiedział: „melodia, która sprawia, że Real jest wielki”. To jest niesamowite, jak ten klub potrafi się zmotywować, aby dobrze wypaść w każdym meczu tych rozgrywek. Przecież Real w obecnym sezonie gra słabo. W lidze gubił punkty ze słabszymi teoretycznie przeciwnikami. Tak z Liverpoolem Karim Benzema i spółka pokazali moc. W rewanżu nie było takich emocji jak miesiąc wcześniej. Podopieczni Carlo Ancelottiego z gracją pokazali, że byli lepsi od zawodników Jurgena Kloppa i w dwumeczu ograli Liverpool 6:2.
Sevilla gra dalej
Dla Sevilli ten sezon jest jednym z najgorszych od lat. Z pewnością 13. miejsce w tabeli ligowej to nie jest to na co liczyli sympatycy klubu. W związku z tym klub musi walczyć, aby spokojnie się utrzymać w hiszpańskiej elicie.
W pierwszej rundzie fazy pucharowej Ligi Europy Sevilla ograła PSV. Z kolei w 1/8 finału „Los Nervionenses” mierzyli się z Fenerbahce. Piłkarze Jorge Sampaolego wygrali pierwszy mecz u siebie 2:0. W rewanżu w wykonaniu hiszpańskiego klubu widzieliśmy manewr, który jest nazywany w Polsce „obrona Częstochowy”. Tak za wszelką cenę Sevilla chciała obronić dwubramkową zaliczkę z pierwszego meczu. Niewątpliwie jednak nie dało to wielkich korzyści, gdyż w rewanżu Fenerbahce wygrało 1:0. Do ćwierćfinału awansowała jednak Sevilla, której wystarczyła zaliczka z pierwszego meczu. Reasumując- czy taki styl gry wystarczy, aby „Sevillistas” mogli ograć Manchester United w ćwierćfinale?