Gula odchodzi, „Wuja” przychodzi – roszady trenerskie w Wiśle

Adrian Gula zwolniony z Wisły Kraków – taki oto komunikat dotarł do nas dwa dni temu wieczorem. Słowacki szkoleniowiec miał być nowym początkiem dla „Białej Gwiazdy”. Miał on stanowić ostoje na lata. Niemniej jednak  wspomniane plany stosunkowo szybko zaczęły się sypać, gdy ekipa z Krakowa regularnie gubiła punkty. Po sobotnim spotkaniu z Bruk-bet Termalicą Nieciecza miarka się przebrała.

Adrian Gula nie zabawił w klubie zbyt długo. Jego przygoda w Krakowie trwała tak naprawdę tylko i wyłącznie rundę jesienną oraz okres przygotowawczy i dwa spotkania rundy wiosennej. Miało być przecież inaczej, miał on być ukojeniem dla kibiców po zwolnieniu niezrównoważonego Petera Hyballi. Dziś postaramy sobie odpowiedzieć dlaczego mu nie wyszło i jakie luki posiadał projekt byłego już szkoleniowca Wisły.

Prawdziwy fachowiec

Oczywiście z perspektywy czasu banalnie prosto jest oceniać władze Wisły. Wszak to już ich druga spora pomyłka i to pod rząd. Niemniej jednak jeżeli spojrzymy trzeźwym okiem na wybór Adriana Guli to na pierwszy rzut oka spokojnie można uznać go za szkoleniowca, który przerasta poziomem klub, do którego przychodził.

Adrian Gula posiadał lekko mówiąc mało ekstraklasowe CV. Owszem, Pepem Guardiolą to on raczej nie był, ale jak na warunki naszej ligi jego portfolio było imponujące. Miał za sobą prace w takich ekipach, jak MSK Zilina, czy też Victoria Pilzno. Poza tym przetarł się także z piłką reprezentacją i ze szkoleniem młodzieży jednocześnie. Stało się tak za sprawą jego kadencji na stanowisku trenera reprezentacji Słowacji do lat 21. Jednocześnie nie można powiedzieć, że dostawał te posady za ładne oczy. On oczywiście odnosił sukcesy. Ma na koncie między innymi Mistrzostwo Słowacji.

Umówmy się, na papierze dawał wszelkie argumenty, aby wypalić jako szkoleniowiec „Białej Gwiazdy”. Z perspektywy kilku ostatnich miesięcy może brzmi to nieco dziwnie, ale fakty mówią same za siebie. Nie często ma się okazje zatrudnić takiego szkoleniowca do Ekstraklasy. Pozostaje jednak pytanie, czy powinniśmy obwiniać zarząd Wisły. Z jednej strony chyba wszyscy zgodzimy się co do tego, że jego projekt miał ogromną szansę wypalić. Z drugiej to właśnie osoby z góry powinny mieć nieco większą optykę na całą sytuację niżeli zwykły, szary kibic. To oni są rozliczani z nie wypałów, więc muszą przewidywać co może się ewentualnie wykraczać. Jest to w pewnym stopniu przerzucenie ciężaru odpowiedzialności wprost na nich, ale taka kolei rzeczy. Ktoś musi stać się kozłem ofiarnym dla rozzłoszczonych kibiców i często to zarząd (nawet niesprawiedliwie) bierze tę rolę na siebie.

Gula sam w sobie nie jest słabym trenerem – to już ustaliliśmy. Co jednak sprawiło, że w Wiśle mu nie wyszło. Może się przeliczył? Może charakterologicznie nie pasował do  całego klubu? Opcji jest wiele, dlatego warto przedstawić co najmniej kilka z nich.

Plan był dobry, ale wykonanie… takie sobie

Gdy Gula przychodził do Wisły od początku starał się uzmysłowić kibicom, że od teraz ich klub będzie wyglądał zupełnie inaczej. Idea krakowskiej piłki ma wrócić w najlepszym jej wydaniu. Gra ma być ofensywna i przede wszystkim ładna dla oka fana. Do tego jeszcze zespół będzie oparty na młodych grajkach, których przecież jest co nie miara, nie prawdaż?

– Rozmawialiśmy o krakowskiej piłce i chciałbym iść w tę stronę. Zobaczycie, jak będziemy grali, nie chcę wszystkiego zdradzać. Chcę, by zawodnicy byli aktywni z piłką przy nodze i bez niej. – takie słowa wybrzmiały z ust trenera Guli na jego pierwszej konferencji prasowej.

Słowo się rzekło, ale ciężko było zobaczyć jego namacalny obraz na boisku. Wisła starała się grać stosunkowo ofensywnie (przynajmniej na samym początku sezonu), ale wychodziło to z różnym rezultatem. Wisła starała się rozgrywać piłkę, zawsze być drużyną, która wymieniała więcej podań, ale co z tego skoro nie potrafili zrobić kompletnie niczego z piłką przy nodze.

Są to dwie zupełnie inne osobowości, ale nie łatwo jest odpuścić sobie porównanie do Petera Hyballi. Niemiec także miał relatywnie górnolotne plany co do tego, jak ma wyglądać Wisła za jego kadencji. Ba! Wyszły nawet koszulki, na których widniał napis „gegenpressing” – ciężko o bardziej dosadny sygnał. Prędko jednak okazało się, że jego wizja jest nawet składna, ale niedostosowana do warunków, w jakich się znalazł. Polska liga i zawodnicy w niej występujący mają pewne ograniczenia, których nie był świadomy. Podobna historia mogła mieć miejsce z trenerem Gulą. Chciał wiele, miał dobry plan, ale nie do końca zdawał sobie sprawę z niedoboru materiału ludzkiego. Co prawda Słowak był psychicznie stabilny w przeciwieństwie do trenera Hyballi, który w jednym z klubów do którego trafił po Wiśle wykręcał sutki w ramach kary cielesnej swoim piłkarzom, ale jeżeli chodzi o taktykę rzeczywiście można znaleźć jakieś podobieństwa.

Materiał ludzki

Tak, jak wyżej wspomniałem w Wiśle Kraków mógł zawieść materiał ludzki. Warto się jednak zastanowić czyja jest to do końca wina. Moim zdaniem Adrian Gula jeżeli chodzi o piłkarzy to, jak na poziom Ekstraklasy miał spory komfort pracy. Nie chodzi o to, że Wisła sprowadzała klasowe nazwiska, ale o to, jaką horrendalną ilość operacji przeprowadziła. Za kadencji trenera Guli „Biała Gwiazda” przeszła dwie gruntowne rewolucje kadrowe. Jedną w lato i jedną w zimę. Ciężko oceniać piłkarzy, którzy zawitali w Krakowie dosłownie kilka tygodni temu, ale większość z nich nie spełniła oczekiwań momentalnie. Jednakże nad letnią rewolucją możemy się pochylić dość gruntownie. Większość zawodników sprowadzonych w poprzednim oknie zwyczajnie się nie sprawdziło – takie są fakty.

Owszem, Wisła także sprzedawała swoich zawodników, ale nie każdy trener może pozwolić sobie na takie rotacje w kadrze. Przypomnijmy, że zaledwie parę lat temu na poważnie rozważano upadek klubu, a teraz – lekką ręką przeprowadzają 6 operacji w zimę.

Gula
Fot: Wisłakraków.pl

Ciężko więc uważać, że trener Gula był jakoś pokrzywdzony pod tym względem. Ba! Dostał nawet zawodników, którzy wcześniej z nim współpracowali i wychodziło to wyśmienicie. Ikoniczny już dla kadencji byłego trenera Wisły pozostanie Michal Skvarka. Słowak nie jest złym piłkarzem, na początku sezonu pokazywał nawet jakość. Problem polega na tym, że gdy przytrafił mu się cięższy okres trener Gula nie był w stanie z niego zrezygnować. Każdy szkoleniowiec ma swojego „synka”, ale to już była lekka przesada. Skavarka zawalał mecz za meczem i wciąż dostawał szansę.

Teoria mówiąca, że miał on jakieś taśmy na słowackiego szkoleniowca wydaje się być wcale nie aż tak bardzo absurdalna. Jak bowiem wyjaśnić taki kabaret za pomocą tylko i wyłącznie aspektów sportowych? Oczywiście to tylko żarty, ale kibicom Wisły zapewne nie było do śmiechu gdy po raz kolejny musieli oglądać Skvarke. Pomocnik doczekał się takiej złej sławy, że był wygwizdywany na trybunach przy każdym kontakcie z piłką.

Szkolenie młodzieży

– Celem jest też wprowadzenie młodych zawodników do drużyny oraz uczenie się naszej kultury gry. Wisła zawsze musi prezentować krakowską piłkę, która oprócz samego bycia krakowską piłką, ma też dawać dobre wyniki. – tak mówił były trener Wisły Kraków w wywiadzie dla portalu „Weszło”.

Po raz kolejny – w teorii super inicjatywa, ale w praktyce niekoniecznie. Nie twierdze, że Wisła nie ma utalentowanej młodzieży. Oczywiście w swojej kadrze ma kilka nazwisk, które mogą stanowić o sile tego klubu. Niemniej jednak we wszystkim należy zachować zdrowy umiar. Nie da się zbudować ekstraklasowej drużyny opierając grę na zawodnikach ze statusem młodzieżowca. Jest to wizja wręcz utopijna. Wprowadzanie nowych graczy do drużyny jest pozytywne gdy robi się to z głową.

Jaki jest sens wprowadzania nowych piłkarzy z akademii skoro otaczać ich będą podobni zawodnicy. Niedoświadczony grajek nie nauczy się niczego nowego grając obok innego niedoświadczonego grajka. Taka jest kolei rzeczy. Cały sens polega na tym, aby dać szansę 1-2 młodziakom i zbudować wokół nich drużyny złożoną z piłkarzy o wiele bardziej zasłużonych. Wtedy będą się mogli prawidłowo rozwijać i uczyć od swoich starszych kolegów. Kraków to świetny grunt pod wyszukiwanie talentów, ale nie można przesadzić.

Przykładowo Lech Poznań, czy też Pogoń Szczecin wprowadzają swoich piłkarzy dosyć stopniowo. Zazwyczaj w ich pierwszym składzie znajduję się jeden-maksymalnie dwóch młodzieżowców. To właśnie dlatego zdołali sprzedać Kamińskiego, czy Kozłowskiego za tak ogromne, jak na naszą ligę kwoty. To właśnie dlatego o  nich mówi się w kontekście świetnych akademii, a nie wspomina się o Wiśle.

Po pomysłach Wisły można dojść do jednoznacznego wniosku – chcieli zbyt dużo w zbyt krótkim czasie. Nie da się zjeść ciastko i mieć ciastko. W tym momencie dla ekipy z Krakowa powinna być ważna walka o utrzymanie, a nie to w jakiś sposób tego dokonają i ilu Polaków weźmie w tym udział. Nie są w pozycji, aby dyktować sobie tak trudne warunki. Zwyczajnie – przerosła ich własna ambicja.

„Wuja” na ratunek!

Wydaje się, że Wisła miała przygotowany plan „B” na wypadek tego gdyby trenera Gule trzeba byłoby zwolnić. Tym planem jest oczywiście były selekcjoner reprezentacji Polski – Jerzy Brzęczek. Myślę, że nie ma się co rozwodzić nad jego charakterystykom. Wszak niedawno prowadził narodową kadrę. Jest dobrze znany wszystkim polskim fanom piłki nożnej (w tym kibicom krakowskiej Wisły).  Warto jednak nadmienić kilka aspektów.

Nie powinno oceniać się Jerzego Brzęczka tylko i wyłącznie przez pryzmat jego kariery reprezentacyjnej. Obejmując posadę selekcjonera porwał się z motyką na słońce. Każdy przewidywał, że to nie ma prawa się udać no i niespodzianka…nie udało się. Niemniej jednak warto pamiętać o klubowej karierze trenera Brzęczka. Gdy trenował Wisłę Płock był w stanie zrobić z nimi wynik zdecydowanie ponad stan. Od czasów jego zwolnienia „Nafciarze” nie byli w większym gazie. Potrafił wykrzesać z niektórych zawodników to, co najlepsze. Gdyby do Wisły przychodził tamten Jerzy Brzęczek zapewne jego pijar wyglądałby o wiele lepiej. Niemniej jednak trzeba przyznać, że okres spędzony w reprezentacji raczej w ogólnym rozrachunku wyszedł mu na dobre. Miał okazję pracować z zawodnikami o europejskiej skali, zyskał doświadczenie w futbolu międzynarodowym i musiał dostosować się do wysokiego poziomu innych, bardzo często lepszych od niego szkoleniowców.

Ogromny bagaż doświadczeń plus trenerskie umiejętności o sporej skali, jak na Ekstraklasę mogą okazać się zbawienne. Jerzy Brzęczek ma okazje pokazać niedowiarkom, że potrafi coś jeszcze zdziałać jako trener i namieszać w polskiej piłce. Czy to zadanie mu się uda? Tego nie wiadomo, ale na pewno będzie miał nieocenione wsparcie od zarządu. Z Wisły zrobiono trochę taki rodzinny biznes, ale być może taka opcja wypali.

Czytaj też:

Czy „Grosik” wróci do kadry?

Transfery wewnętrzne w Ekstraklasie – w końcu dajemy radę!

Udostępnij:

Facebook
Twitter