Josep Guardiola w środę wywalczył przepustkę do finału Ligi Mistrzów. Już czwartego w roli szkoleniowca. Futbol prezentowany przez jego Manchester City ocierał się o perfekcję. Real Madryt został zmieciony z powierzchni ziemi. Wynik 4:0 nie oddaje całkowitego przebiegu tego spotkania. Jednakże drużyny Katalończyka zawsze w ten sposób grały. Zatem czy Hiszpana można nazwać reformatorem piłki nożnej?
Manchester City to zespół stworzony specjalnie pod Guardiolę
W 2016 roku Hiszpan obejmował drużynę, która miała jeden cel- zdominować europejski futbol. Setki milionów euro, które zostały wpompowane w klub, miały w końcu przynieść efekt w rozgrywkach kontynentalnych. Jednak Liga Mistrzów to taki specyficzny turniej, w którym pieniądze żądzą tylko do pewnego stopnia. Wraz z rozpoczęciem pierwszego gwizdka przestają mieć znaczenie. Guardiola przekonał się o tym na początku swojej przygody z LM jako trener Barcelony. W 2008 roku w III rundzie eliminacyjnej trafił na mistrzów Polski- Wisłę Kraków. Pod Wawelem padł sensacyjny wynik (1:0), co też doskonale uświadomiło Hiszpanowi, w jakim ówcześnie znajdował się położeniu. Kilka miesięcy później wygrał z „Blaugraną” Champions League, grając piłkę, której wcześniej nie grał nikt. A, co ważniejsze, mało kto ją znał. Dzisiejszy Manchester City opiera się na schematach innych niż jego „Barca”, a jednocześnie bardzo podobnych. Jest to ulepszony model Katalończyków, w którym Guardiola wykorzystał zdobyte przez kolejne lata doświadczenie.
Różnica między Manchesterem a Barceloną polega na tym, że na Camp Nou był Leo Messi. To prawda, że „Obywatele” posiadają w swoich szeregach Erlinga Haalanda, ale to nie ta sama półka. Duży wpływ na perfekcjonizm „The Citizens” może mieć też fakt, że Hiszpan nie przychodził do tego klubu w trudnym momencie. 7 lat temu odziedziczył po Manuelu Pellegrinim drużynę gotową do zdobywania trofeów. Sytuacja ta była całkowicie odmienna niż ta, którą zastał w Barcelonie (budował zespół od podstaw) oraz w Monachium (Bayern właśnie zdobył potrójną koronę). Ten angielski „gotowiec” potrzebował kogoś, kto tchnie w niego ducha nowoczesnej piłki. To nie mógł być zwykły futbol, bo sam Guardiola takowego nie trawi. To miało być coś, co rzuci na kolana cały piłkarski świat. I czegoś takiego doświadczyliśmy właśnie w środowy wieczór. Wiedza nabyta w Hiszpanii oraz w Niemczech została właściwie spożytkowana na The Etihad.
Co Guardiola zrobił dla piłki?
Hiszpan na przełomie pierwszej i drugiej dekady obecnego stulecia wprowadził nowe trendy w piłce. Tiki-taka, którą prezentowała Barcelona, wniosła światowy futbol na nowy poziom. „Blaugrana” grała wtedy majestatyczną piłkę, wręcz bajeczną, która dezorientowała przeciwników. Przy tej taktyce rozkwitł Leo Messi, stając się przez to legendą piłki nożnej. Jednak Guardiola siłą rzeczy wpłynął też na rozwój swojego największego rywala. Real Madryt też musiał zmienić wiele kwestii, jeśli chciał dogonić „Barce”. Powiodło mu się to, bo Jose Mourinho ewidentnie skracał dystans między oboma klubami. Szalona rywalizacja między dwoma gigantami wymusiła wprowadzenie szeregu reform w całej La Liga, bo reszta ligi hiszpańskiej, co prawda była dostarczycielem punktów dla Realu i Barcelony, to też musiała osiągnąć progres. Wynikiem tego było wygrywanie LM i LE przez kluby z płw. iberyjskiego przez kilka sezonów. A „La Furia Roja” stała się najlepszą drużyną narodową w XXI wieku.
Ciężka praca i dążenie do doskonałości Guardiolii w pewnym momencie wyszły poza granice jego ojczyzny. Europa nie mogła pozostać w tyle, więc najzamożniejsze kluby również przeprowadziły szereg reform, aby nadążyć za nowym kierunkiem, który wyznaczył Hiszpan. Zarówno „średniaki” jak i ci najsłabsi też rozpoczęli pracę nad wcieleniem pewnych zmian. Futbol w poprzedniej dekadzie uległ przemianie, co widzimy po takich drużynach jak Karabach Agdam Baku, czy zespołach z Europy Środkowej. Piłka nożna Guardiolii uświadomiła tym najmniejszym, że modernizacja tej dyscypliny jest konieczna i jeśli zostanie odpowiednio przeprowadzona, staną się oni jej największym beneficjentem. Tak też się stało. Samoistny rozwój piłki w połączeniu z „reformą Platiniego” w LM sprawiły, że europejski futbol zrobił kilka kroków naprzód. A zyskali na tym wszyscy. Jeden człowiek pociągnął za sobą cały kontynent. Zrobił to, bo cały czas realizuje swoje pasje. I nic nie wskazuje na to, aby miał się zatrzymać.
To Real Madryt zawsze stał na drodze
Drużyny, które prowadził Guardiola nie zadowalały się samymi zwycięstwami. To miała być radość z gry, futbol magiczny, który zostanie zapamiętany. Nawet, teraz gdy zamykamy oczy, widzimy Barcelonę, Bayern Monachium i Manchester City. Kluby, które prowadził Hiszpan, zawsze odjeżdżały całej Europie o kilka lat. Wygrać z nimi zawsze można było poprzez grę prostymi środkami. Ironia losu- na najnowocześniejszy futbol w dziejach wystarczyły najprostsze metody. Takowymi zawsze odznaczał się Real Madryt. To w większości przypadków właśnie „Królewscy” zamykali drogę Guardiolii do finałów LM. Dobrym przykładem jest zeszłoroczny półfinał, gdy Hiszpan odpadł, mając w rewanżu dwa gole przewagi w 89 minucie spotkania. W 2014 roku, prowadząc Bayern Monachium, przegrał z Realem na Allianz Arena 0:4. Coś w tym jest, że były opiekun „Barcy” miał bardzo długą przerwę w grze w finałach LM, która trwała 10 lat (2011-2021). W dużej mierze przyczynił się do tego jego największy wróg.
Zresztą Real Madryt w poprzedniej dekadzie wynalazł sobie patent na zwycięstwa w LM. Wszystko zaczęło się w 2014 roku od zdobycia La Decimy. Następnie były trzy tryumfy z rzędu (2016-2018) i ten ostatni z zeszłego roku. Zawodnicy ze stolicy Hiszpanii nigdy nie prezentowali futbolu takiego jak kluby Guardiolii. To była piłka zgoła odmienna, opierająca się na szybkim przechodzeniu do ataku. Ależ musi kipieć sportowa złość w menadżerze Manchesteru City, skoro widzi, że jego praca nie przynosi tylu rezultatów w postaci wygranych w LM, ile wygrał już Real. Owszem, futbol pamięta zwycięzców. Madrytczycy zostaną zapamiętani na długo ze względu na dominacje w wygrywaniu najbardziej prestiżowych rozgrywek na świecie. O Guardiolii też wszyscy będą pamiętać. Z tej przyczyny, na jaki poziom wprowadził swoje kluby. Jednak zdobyte trofea przemawiają za Realem. Być może właśnie to go popycha do jeszcze cięższej pracy?
Futbol potrzebuje Josepa Guardioli
Słusznie postąpili włodarze Barcelony, gdy w 2008 roku powierzyli pierwszą drużynę swojemu byłemu zawodnikowi. Dzięki temu futbol się zmienił i rozwinął, a piłkarze i trenerzy zaczęli zwracać uwagę na rzeczy, na które jeszcze 10-15 lat temu nikt by nie spojrzał. Katalończyk jest niezbędny piłce nożnej i nie ma znaczenia, czy kieruje się chęcią przebicia osiągnięć Realu Madryt, czy dążeniem do doskonałości. Bez Hiszpana w piłkę też byśmy grali, ale z pewnością nie rozwinęłaby się aż do tego stopnia, na którym teraz jest.