Lech Poznań to klub, który od lat słynie ze wzorowego szkolenia młodzieży. Ze szkółki „Kolejorza” wypłynęło już wielu zawodników, którzy dziś grają w Ekstraklasie lub niższych ligach. Nie rzadko są to piłkarze, którzy mają duży wpływ na swoje zespoły. Często też stanowią o sile tych drużyn. Coraz śmielej wychowankowie Lecha rozpychają się też w reprezentacji Polski. Natomiast Filip Marchwiński to „produkt” mistrzów Polski, który nie rozwija się tak, jakby chciał tego jego klub. Zresztą on sam też raczej nie jest zadowolony ze swojej postawy. A irytacja trybun sprawia, że jego przydatność do zespołu jest coraz częściej podważana.
Brak postępów u piłkarza
Filip Marchwiński zadebiutował w Lechu w połowie grudnia 2018 roku w meczu z Zagłębiem Sosnowiec. „Kolejorz” wygrał tamto spotkanie 6:1, a sam zawodnik mógł cieszyć się z występu, bo wpisał się na listę strzelców. To spotkanie mogło wskazywać, że w Poznaniu wyszkolono kolejnego piłkarza, który spędzi przy Bułgarskiej dwa lub trzy sezony, a następnie zostanie wytransferowany za wielkie pieniądze. Były podstawy, aby myśleć w ten sposób, bo poznaniacy mają doświadczenie w tej kwestii. Kędziora, Linetty, Kownacki, czy wcześniej Kamiński- to nazwiska młodych piłkarzy, których wychował Lech. Zostali oni sprzedani do silnych, europejskich klubów, a, co ważniejsze, nie „grzali tam ławy”. Wywalczyli sobie miejsca w składach. W tej chwili to doświadczeni piłkarze, którzy mają w swoich życiorysach występy w reprezentacji Polski. Nawet otrzymywali nominacje na wielkie turnieje, w których strzelali bramki. Kibice i zarząd byli przekonani, że „Marchewa” pójdzie w ślady poprzedników.
Niestety nic takiego się nie wydarzyło na przestrzeni kilku lat. Filip Marchwiński nie stał się lepszym piłkarzem od momentu debiutu w Lechu. Zdążył zdobyć z klubem wicemistrzostwo (2020), a także mistrzostwo Polski. Dwa razy wystąpił z „Kolejorzem” w fazie grupowej europejskich pucharów (LE i LKE). Pomimo tych wszystkich okoliczności, które powinny wznieść jego umiejętności na wyżyny, nic takiego się nie stało. Jakby tego było mało, jego aktualna forma nie napawa optymizmem, bo chłopak marnuje wiele sytuacji strzeleckich. Nawet widać w tym pewną regularność, która potęguje frustrację kibiców. Samego zawodnika zapewne też. Ewidentnie widać, że piłkarz nie robi postępów. Nie rozwija się, a to powoduje, że się cofa. Co naprawdę budzi podziw, bo jego poprzednicy wystawili świetną laurkę akademii piłkarskiej Lecha. Być może Filip Marchwiński nie skupia się całkowicie na futbolu? Jeśli głowę ma zajętą czymś innym nie podniesie swoich kwalifikacji, a to przeszkodzi mu w zrobieniu kariery.
Filip Marchwiński nie przypomina wychowanka Lecha
Młody piłkarz swój pierwszy mecz dla „Niebiesko-Białych” rozegrał pod koniec 2018 roku. Jednak to oznacza, że z pierwszą drużyną musiał już trenować wcześniej. Co najmniej od letniego okna przygotowawczego. Zatem zawodnikowi niebawem stuknie już 5 lat w pierwszej drużynie „Kolejorza”. To szmat czasu. Przez te lata w drużynie Lecha Filip Marchwiński grał z takimi wychowankami jak Kamil Jóźwiak, Jakub Moder, Tymoteusz Puchacz, czy Jakub Kamiński. Żaden z nich nie otrzymał takiego kredytu zaufania od klubu, żaden z nich nie dostał tylu szans, by udowodnić swoje umiejętności. Co się teraz z nimi dzieje? Jóźwiak gra za oceanem w Charlotte FC, a w reprezentacji Polski strzelił gola Holendrom w Lidze Narodów. Moder? Pobił transferowy rekord Ekstraklasy i zdobył bramkę w na Wembley w meczu z Anglią. Puchacz zdążył już zwiedzić piłkarsko trzy kraje- Niemcy, Turcję i Grecję. A Kamińskiemu coraz lepiej idzie w Bundeslidze. Niedawno strzelił gola Bayernowi Monachium.
To piłkarze, których można uznać za najnowszych wychowanków Lecha. Z nimi wszystkimi Filip Marchwiński dzielił szatnię, ze wszystkim grał. Oni stawiają kolejne kroki w swoich karierach, rozwijają się stabilnie. Wszyscy wymienieni (oprócz Kamińskiego) byli wypożyczani do klubów z niższych lig. Mieli się ogrywać, zdobywać doświadczenie, by do Lecha wrócić jako lepsi piłkarze. „Marchewa” nie został nigdzie wysłany, aby zbierać minuty. Biorąc pod uwagę czas, który już spędził z pierwszą drużyną, trudno to zrozumieć. Z jakiegoś powodu ten chłopak ma (musi?) trenować z „Kolejorzem”. Gdy się połączy te wszystkie kropki widać jak na dłoni, że o jego obecności w pierwszym zespole decydują czynniki pozasportowe. Jest na siłę wpychany do składu? Dlaczego? Bo piłka nożna to marketing i Lech chce na nim zarobić. Niestety w ten sposób wyrządza krzywdę Filipowi, bo ewidentnie chłopak ten nie podnosi swoich umiejętności.
To może być ostatnia runda
Z biegiem czasu Filip Marchwiński będzie miał coraz trudniej w Lechu. Wydaje się, że Filip Szymczak, który trenuje z pierwszym zespołem od lata, zrobił większe postępy przez te kilka miesięcy niż jego starszy imiennik przez pięć lat. A na wypożyczeniach są Pingot i Kozubal. Pacławski też coraz śmielej będzie pukał do drzwi pierwszej drużyny. Wychowankowie Lecha nie próżnują, bo wiedzą, jakie możliwości daje im ten klub. Zdają sobie sprawę, że „Kolejorz” jest trampoliną do kariery, reprezentacji Polski i wielkich pieniędzy. Oni należą do pokolenia tej młodzieży, która przeszła wszystkie szczeble szkolenia po fuzji z Amicą Wronki. Pierwszych kilku chłopaków nie zrobiło furory na zachodzie (Możdżeń, Drygas, Drewniak). Natomiast przez wiele lat występowali w Ekstraklasie. To byli solidni ligowcy, którzy nie mieli problemów, żeby wywalczyć sobie miejsce w składach tych zespołów. A Bartosz Bereszyński został nawet mistrzem Polski z Legią Warszawa.
Filip Marchwiński żadnemu z wymienionych wychowanków Lecha nie dorównuje. Nie widać po nim takiego zaangażowania w grę, chęci wywalczenia sobie miejsca w „jedenastce”. On sprawia wrażenie, jakby bardzo dobrze wiedział, że niezależnie od wszystkiego będzie występował w „Kolejorzu”. To się może na nim szybko zemścić, bo władze Lecha mogą stracić cierpliwość. Przy Bułgarskiej wszystko jest poukładane i musi się zgadzać. Przede wszystkim w klubowej kasie. Nikt tego głośno nie mówi, ale jeśli „Marchewa” w tym sezonie nie „odpali”, może to być jego ostatnia runda w Poznaniu. Nie można w nieskończoność dawać komuś szans. Tym bardziej jak nie widać progresu, a następni piłkarze czekają w kolejce. To naturalne prawo futbolu i już kilku wielkopolskich wychowanków się o tym przekonało. Jeśli Filip nie chce skończyć w szarzyźnie polskiej ligi, powinien zakasać rękawy i ciężko pracować na treningach. To jedyna droga do sukcesu.
Czy Filip Marchwiński nadaje się do Lecha?
Parę lat temu aktualny trener Śląska Wrocław i legenda „Kolejorza”-Ivan Djurdjević- powiedział, że Lech to duży okręt. Już za kilka dni ta drużyna powalczy o ćwierćfinał europejskiego pucharu. W lidze zespół musi też uważać, bo widmo braku pucharów w przyszłym sezonie wcale nie jest nierealne. Dlatego zespół ten potrzebuje szerokiej i wyrównanej kadry. Jakościowych zawodników, dzięki którym rywalizacja będzie na wysokim poziomie. Niekoniecznie Filip Marchwiński odpowiada temu opisowi. Ile jeszcze szans dostanie od klubu- nie wiadomo. Jednak nie będzie ich nieskończenie wiele. Presja będzie rosła zarówno na klub jak i na zawodnika. Lech sobie z tym poradzi. Nie jestem jednak przekonany, że zawodnik też.