Everton – przereklamowani piłkarze czy wypalony trener?

Stagnacja na Goodison Park

Everton jest od dobrych kilku lat kojarzony ze stagnacją. The Toffees zajmują co roku miejsca 7 – 12 i niewiele w tej kwestii się zmienia. Istnieje takie powiedzenie, że ten kto nie robi postępu zwyczajnie się cofa. Władze klubu z Goodison Park szukają różnych sposobów na to, żeby przywrócić klubowi chwałę. Żaden trener nie potrafi jednak sprawić radości fanom w niebieskiej części Merseyside. Za ostatnią udaną kampanię tego zespołu można uznać sezon 2012/13. Ekipę z Liverpoolu prowadził wówczas Roberto Martínez. Everton skończył tamte rozgrywki na 5. miejscu, z trzecią najlepszą defensywą ligi. Lata mijają, a kibice The Toffees chcą czegoś więcej. Zazdroszczą swoim derbowym sąsiadom, bo wiedzą, że długo nie będą na ich poziomie.

Everton z nowym trenerem

Przed sezonem z Goodison Park pożegnał się Carlo Ancelotti. Władze Evertonu musiały więc pomyśleć o godnym następcy. Era Włocha w Merseyside nie była udana. Nie można powiedzieć, żeby pod wodzą obecnego trenera Realu, The Toffees wykonali duży progres. Długo zastanawiano się nad tym, kto będzie najlepszym kandydatem na zwolnione stanowisko. Ostatecznie postawiono na Rafę Beníteza, co spotkało się z oburzeniem i protestami. Fani Evertonu grozili nowemu trenerowi. Nie chcieli, żeby stery w klubie przejął człowiek mocno kojarzony z pracą na Anfield. Benítez nie jest jednak człowiekiem zbytnio uczuciowym. Jego system wartości jest ukształtowany w inny sposób niż życzyliby sobie tego kibice Evertonu. Praca, to w jego mniemaniu rzecz ważniejsza od klubowych sentymentów.

Everton mądrze zarządzający pieniędzmi

Okno transferowe, władze Evertonu przepracowały w ciekawy sposób. Skupiły się na zawodnikach, którzy za grosze mogą pełnić ważne funkcje w Merseyside. Andros Townsend, Demarai Gray, Asmir Begović i Salomón Rondón. Lista piłkarzy, za których Everton nie zapłacił praktycznie nic robi wrażenie. Rafa Benítez założył sobie, że trzeba wzmocnić przede wszystkim ofensywę. Władze klubu wymienionymi transferami zagwarantowały mu jakość w przedniej formacji. Nic, tylko popracować z drużyną w okresie przygotowawczym i dobrze wejść w sezon. To się Evertonowi efektownie udało, ale były to „miłe złego początki”.

Everton zgodnie z tradycją znakomicie wchodzi w sezon

Fani klubu z Goodison Park są przyzwyczajeni do tego, że ich ulubieńcy wchodzą w każdą kolejną kampanię z przytupem. Tym razem The Toffees zdobyli 10/12 punktów w pierwszych czterech meczach. Pomimo tego, że kontuzje nie odpuszczały, Benítez potrafił odpowiednio ustawić zespół. Nowy trener założył sobie, aby jak najbardziej zacementować mankamenty drużyny. Zespół z niebieskiej części miasta Beatlesów oddawał rywalom posiadanie piłki. Sam próbował natomiast szybkimi akcjami przedostawać się pod bramkę rywali. Na początku sezonu przynosiło to oczekiwane rezultaty. Błyszczały przede wszystkim nowe nabytki – Andros Townsend i Demarai Gray. Rafa Benítez był chwalony za wyniki drużyny przy tak dużych problemach kadrowych.

Początek kryzysu

18 września Everton pojechał na Villa Park. Tam, Aston Villa pokonała The Toffees 3:0 i był to moment kluczowy. Od tej chwili, klub wygrał we wszystkich rozgrywkach tylko raz. W dodatku QPR wyeliminowało drużynę z Merseyside z Carabao Cup. Everton wygrał w tym czasie (aż do dziś), jedynie w spotkaniu z Norwich. Umówmy się jednak, iż w tamtym okresie „Kanarki” były dla całej ligi swoistym dostarczycielem punktów. Poza tym spotkaniem, zespół Beníteza regularnie zaliczał wpadki i nie punktował.

Zatracenie atutów

Przestały funkcjonować wszystkie formacje. Everton od samego początku sezonu miał problem z oddawaniem celnych strzałów. Najpierw The Toffees nadrabiali to jeszcze skutecznością. Potem jednak również ten element zaczął poważnie szwankować. Sposób gry Rafy Beníteza został szybko odczytany. Rywale nauczyli się neutralizować atuty klubu z Merseyside. Na dobrą sprawę, wiele mocnych stron Everton nie miał. Od samego początku sezonu, można było psioczyć na defensywę. Obrońcy klubu z Liverpoolu popełniali masę błędów. The Toffees byli dawniej znani z tego, że potrafili umiejętnie bronić korzystnego wyniku. Teraz już tak wesoło w tej kwestii nie jest. Everton jest jedną z gorszych defensyw w całej lidze, a ofensywa również nie bryluje.

Kontuzje – główny mankament Evertonu

Wpływ na tak znaczący regres formy mają z pewnością kontuzje. Trudno jest bowiem zachować skuteczność, gdy kontuzjowani są najważniejsi gracze linii ataku. Od dawna uraz leczy Dominic Calvert-Lewin, któremu nigdy jakości nie można było odmówić. Do właściwej dyspozycji po kontuzji nie potrafi wrócić Richarlison. Salomón Rondón gwarantem goli nie jest. Dość powiedzieć, że reprezentant Wenezueli trafienia w barwach Evertonu jeszcze nie zaliczył. Alex Iwobi jest natomiast zwyczajnie przereklamowany. Nigeryjczyk rozegrał już ponad 60 spotkań w Premier League, a gole zdobywał jedynie w pojedynkach przeciwko Wolverhampton. Anthony Gordon to plan na przyszłość. Nie można wymagać od 20 – latka, że z miejsca stanie się kluczowym piłkarzem Evertonu.

Dramatyczna gra obronna

Wspomniałem już wcześniej o problemach klubu z Goodison Park w obronie. Linia defensywna utworzona przez Rafę Beníteza jest niezmiennie taka sama. Stanowią ją Lucas Digne, Michael Keane, Ben Godfrey i Seamus Coleman. Patrząc na te nazwiska, można dojść do wniosku, że jest to całkiem przyzwoite zestawienie. Liczba błędów, które popełniają defensorzy Evertonu woła jednak o pomstę do nieba. Widać to było przede wszystkim w spotkaniu z Watfordem. Tam „Szerszenie”, mimo wielu problemów i nagłej zmiany szkoleniowca, zdobyły w Merseyside aż 5 goli. Wykorzystywali to, że obrona gospodarzy nie potrafiła ustawić się równo. Ciągle któryś z zawodników łamał linię spalonego, nie wspominając już o tym, że Everton popełniał tam makabryczne błędy. Takich spotkań, gdzie organizacja gry The Toffees była dramatyczna, było znacznie więcej.

Kluczowy mecz derbowy

Wydaje się, że Rafa Benítez nie jest głównym winowajcą sytuacji panującej w klubie. Pewne jest natomiast, że Hiszpan na chwilę obecną nie potrafi znaleźć rozwiązania problemów w niebieskiej części Merseyside. Bardzo ważne będą zbliżające się derby z Liverpoolem. Tam trzeba będzie koniecznie zapunktować i zmazać plamę z ostatnich miesięcy. Fani Evertonu tracą już wiarę, że Benítez jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Derby miasta mogą przynieść na Goodison Park impuls. Jest to tylko jedna z możliwości, bowiem ewentualna porażka spowoduje dywagacje na temat zmiany trenera. Władze Evertonu mogą szybko stracić cierpliwość. Jeśli Liverpool nie pozostawi złudzeń w kwestii panowania w mieście Beatlesów, to The Toffees może niebawem przejąć ktoś inny. The Reds są w niesamowitym gazie i ogrywają kolejnych rywali. Nie pozostaje nam nic innego jak życzyć Benítezowi powodzenia w derbach. Ten mecz będzie dla szkoleniowca Evertonu najważniejszy od momentu podpisania kontraktu z tym klubem.

 

 

Udostępnij:

Facebook
Twitter