Co za mecz, co za derby! Barca przeszła drogę z nieba do piekła i z powrotem w starciu z Espanyolem, który może sobie pluć w brodę ze względu na stracone punkty w samej końcówce. Emocji nie brakowało, ale już na spokojnie: jak przebiegało to spotkanie?
Dowód pracy Xaviego
Derby rządzą się własnymi prawami. Ale jedno było pewne: ten mecz to był test dla Barcelony. Po świetnym starciu z Atletico drużyna Xaviego miała dzisiaj, na Cornella-El Prat, udowodnić, że dobra gra tydzień temu nie była przypadkowa, a wręcz przeciwnie. I pierwsze minuty stanowczo broniły zespół z Camp Nou. Bo jeśli w drugiej minucie w derbach Barcelony jesteś w stanie otworzyć wynik: czapki z głów. A tak właśnie zrobiła Barcelona. Aczkolwiek pomijając sam fakt strzelenia gola, warto spojrzeć na cały proces prowadzący do stracenia tej bramki przez Espanyol. To znaczy doskok po stracie graczy Xaviego de facto załatwił sprawę. Jeśli jakoś wygląda DNA Barcelony to właśnie tak.
https://twitter.com/goncalo_diass17/status/1492953463810150401
Natomiast później Barca całkowicie dominowała. I to tak, jak za najlepszych lat. Jednakże gracze Espanyolu chcieli jak najbardziej – co logiczne – swoim rywalom zza miedzy przeszkadzać. Dlatego też niemalże od pierwszego gwizdka tego spotkania mocno iskrzyło między choćby Gavim i Aleixem Vidalem, cały czas także można było wyczuć w powietrzu napięcie kojarzone z derbami. Non stop sędzia Hernandez Hernandez miał coś do roboty, bo co chwilę dochodziło do dyskusji czy spięć między zawodnikami obu ekip.
Aczkolwiek żeby nie było: dużo działo się też rzeczy stricte boiskowych. Adama Traore, po iście imponującym ponownym debiucie w Barcelonie, dzisiaj również prezentował się kapitalnie. Do ideału być może zabrakło gola, chociaż szansę niemalże idealną Hiszpan na bramkę miał, ale wtedy trafił wprost w Sergio Lopeza. Barca miała mecz w 100% pod swoją kontrolą. I paradoksalnie z tego padł gol dla Espanyolu. Kto popełnił błąd? Ciężko jednoznacznie wskazać jednego winnego, lecz nie byłoby tego gola Papużek gdyby nie niecelne podanie Marca Andre Ter Stegena. Później wszystko poszło lawinowo, a bramkę naprawdę cudownej urody zdobył Sergi Darder. Do przerwy 1:1, choć Barca de facto straciła kontrolę na własne życzenie.
https://twitter.com/ElForadeportivo/status/1492962788930568195
Brak kontroli
Z kolei w drugiej części meczu de facto zmieniło się jedno w Barcelonie: zszedł z boiska kontuzjowany Ronald Araujo, wszedł na nie Eric Garcia. O różnicy między tymi piłkarzami wspominać nie trzeba, zresztą jeszcze o tym będzie jeszcze mowa. Aczkolwiek początek drugiej części meczu to tak naprawdę kontynuacja pierwszej połowy pod względem gry Dumy Katalonii. To Barca przeważała i dominowała, to Barca miała lepsze okazje na zdobycie gola. Ba, wręcz bramka dla ekipy z Camp Nou padła. Strzał Jordiego Alby, przecięcie Pedriego, piłka odbita od De Jonga, błąd w komunikacji piłkarzy gospodarzy i… gol Gaviego! Ale byłoby zbyt pięknie, powiedzieliby kibice Barcelony. Bo niedługo po tym, jak skończyły się celebracje Blaugrany okazało się, że De Jong był na ofsajdzie i na tej podstawie bramka nie została uznana. I od tego momentu wszystko prysło.
Prysła dominacja, panowanie i kontrola. Jedyna różnica to strata Araujo, filara defensywy na rzecz wejścia Erica Garcii. Hiszpan – co by nie mówić – raczej gwarancją spokoju w obronie nie jest. I było to widoczne w 64 minucie. Wpierw Garcia złamał linię, później popełnił karygodny błąd, bo nawet nie wyskoczył do główki, co pozwoliło Raulowi De Tomasowi zdobyć bramkę na dwa do jednego. Przy tym Hiszpan był idolem tłumu zgromadzonego na Cornella El Prat, wracał się do defensywy, zatrzymywał Adamę Traorę, walczył o każdą piłkę. Espanyol prowadził, wybijał Barcę z rytmu. A Xavi próbował pomóc zmianami, Dembele, Aubameyangiem czy Nico. Ale finalnie to inny joker dał Barcelonie remis.
Zakryjcie czoło i będzie Messi
Bo wydawało się, że wszystko stracone. Ale wtedy zjawił się on. Zbawca. W obliczu całego napięcia, kontrowersji, czerwonych kartek dla Pique i Melameda to on nie zawiódł. Z jednej strony może chodzić o Adamę Traorę, który do świetnego występu dorzucił asystę. Lecz prawda jest taka, że to Luuk De Jong jawił się jako zjawca Barcelony. Barca liczyła jedynie na pojedynki i szybkość Traore w końcówce, ale nikt nie wyskakiwał do jego centr. Aż w końcu pojawił się Luuk De Jong i strzelił gola na 2:2 w samej końcówce. Co za finisz!