Nie żartujcie sobie. Jeden bardzo słaby celny strzał na własnym boisku przeciwko Warcie Poznań do 95. minuty. Wtedy „Portowcom” objawił się Kostas Triantafyllopoulos i uchronił Pogoń od kompromitacji. Ale do tego momentu gospodarze nie stworzyli sobie absolutnie żadnej niezłej okazji. Dlatego zasłużenie nie przezimuje na pierwszym miejscu, bo wcześniej do siatki trafił Zrelak.
Ale po kolei.
Dramatyczna I połowa
Chciałbym coś tutaj napisać, ale nie mam o czym. Pogoń totalnie zdominowała przeciwnika, a Warta ograniczała się głównie do bardzo głębokiej obrony. Oczywiście, nie można winić poznaniaków za to, że przez to, że się zamurowali, zepsuli nam to widowisko. Winimy głównie gospodarzy, bo to oni powinni być bardziej kreatywni i dochodzić do jakichś sytuacji.
Ale drużyna Dawida Szulczka była dzisiaj fantastycznie zorganizowana, była asekuracja, był agresywny doskok, było wszystko, czego trzeba oczekiwać od drużyn pokroju Warty. Dodatkowo, Adrian Lis musiał się trudzić jedynie wybijaniem piłki z piątki, bądź złapaniem futbolówki, którą źle zagrywał któryś z gracza Pogoni. To też pokazuje, jak wybitnie wyglądała obrona, która, przypominamy, mierzyła się z zespołem, mającym średnią zdobytych bramek u siebie wynoszącą 2,88.
W I połowie oglądaliśmy łącznie dwa strzały celne – wszystkie Warty. Oba Szymona Czyża, ale bez większej historii – prosto w ręce Dante Stipicy. Wg statystyk, widzieliśmy także dwa niecelne uderzenia Pogoni, ale w poważniejszych ligach zostałyby one uznane jako niedokładne podania.
Pogoń się nie budziła
Dalej prezentowała to samo. Ataki głównie lewą stroną, a może Grosicki coś zrobi, a może piłka się odbije. Można tak wygrać mecz, oczywiście, ale większa szansa na zwycięstwo jest wtedy, gdy tworzysz sobie dużo akcji, oddajesz dużo strzałów, a Pogoń była tego zaprzeczeniem
Mimo wszystko warto docenić Kowalczyka, który oddał jedyny celny strzał w drugich 45 minutach. Uderzenie z półwoleja z 16. metra w sam środek, przy którym przeszkodził mu Grosicki. Taki to był mecz…
Mecz, który, wydawało się, że wygra Warta, bo Robert Ivanov odważnie przedarł się lewą stroną i perfekcyjnie wyłożył ją Adamowi Zrelakowi, który nie mógł nie trafić z takiej pozycji. Aha, i trzeba jeszcze podkreślić, że fiński defensor Warty to nie sobowtór Ronaldo czy Messiego, tylko półlewy stoper. To pokazuje, jak bardzo Pogoń popsuła się w defensywie, jeśli chodzi o umiejętność zachowywania czystych kont. Bo już abstrahując od Ivanova – przy Zrelaku także nie było żadnego zawodnika. Jakaś masakra.
Ale kończy się remisem
Fornalczyk dostał piłkę na prawym skrzydle i niby był przy nim obrońca, ale zachowywał się bardzo biernie względem niego, z czego skrzydłowy „Portowców” skorzystał. Wyłożył piłkę do niepilnowanego Kostasa Triantafyllopoulosa, a ten uderzył mocno na bramkę i to wystarczyło. Lis ostatnio nic nie broni i wydaje nam się, że mógł zrobić więcej przy bramce.
Tak więc obie drużyny mogą czuć niedosyt. Pogoń nie awansuje na pierwsze miejsce w tabeli, Warta drugi raz w ciągu dwóch tygodni traci zwycięstwo w ostatnich sekundach. Teraz czas na reset, odpoczynek i mamy nadzieję, że „Portowcy” wyciągną wnioski z tego spotkania i nie zobaczymy już paździerza z ich udziałem.
PKO BP Ekstraklasa
Szczecin (Stadion Miejski im. Floriana Krygiera)
Pogoń Szczecin 1-1 Warta Poznań (0-1)
Triantafyllopoulos 90 – Zrelak 74
Pogoń: Stipica – Stolarski (58 Łęgowski), Triantafyllopoulos, Zech, Luis Mata (82 Matynia) – Kucharczyk, Żurawski (79 Parzyszek), Kowalczyk, Jean Carlos Silva (79 Fornalczyk), Grosicki – Zahović (82 Stasiak).
Warta: Lis – Grzesik, Kopczyński (46 Ławniczak), Szymonowicz, Ivanov, Kiełb – Czyżycki (67 Kuzimski), Czyż (90 Fiedosiewicz), Kupczak, Papeau (88 Burman) – Zrelak.
żółte kartki: Stolarski – Czyż.
sędziował: Damian Sylwestrzak (Gdańsk).