Droga do marzeń nie wiedzie przez Warszawę

Rozwiązała się sprawa trenera Rakowa odnośnie jego przyszłego pracodawcy. Marek Papszun pozostanie w swoim dotychczasowym miejscu pracy, a Legia ponownie musi zmienić swoją koncepcję. Największym wygranym tego starcia jest właściciel częstochowskiego zespołu, bo Michał Świerczewski w ten sposób odegrał się Dariuszowi Mioduskiemu za oficjalne „podkradanie” jego szkoleniowca. Papszun uświadomił sobie, że jego droga do marzeń nie wiedzie przez Warszawę. Trener, który jest wymieniany jako kandydat na selekcjonera, ugrał dzięki tej decyzji znacznie więcej.

Nie chciał wejść na minę

Na samym początku należy skupić się na jednej, bardzo istotnej sprawie. Czy Legia byłaby w stanie zapewnić Papszunowi rozwój? Oczywiste jest, że w drugą stronę by to wypaliło. Objęcie stanowiska trenera stołecznych (w tej chwili lub po sezonie) to swoiste wejście na minę. Bardzo mnie to przypomina sytuację po Euro 2012, które było rozgrywane w naszym kraju. Po dymisji Smudy selekcjonerem został Waldemar Fornalik. Przejął on zespół, który  był rozbity mentalnie. Były spore oczekiwania co do tego turnieju, a przede wszystkim do reprezentacji Polski. Po ME okazało się, że mamy zbyt wygórowane wymagania do naszej drużyny narodowej, ale ktoś musiał zostać kozłem ofiarnym. Padło oczywiście na selekcjonera, na którego miejsce przyszedł „Waldek King”. Praca w Chorzowie to była jego droga do marzeń, bo nagrodą za dobre wyniki „Niebieskich” był odzew z PZPN. Dostrzegam w owej sytuacji podobieństwa do położenia Papszuna.

Stanowisko trenera „Wojskowych” to w tej chwili bardzo gorący stołek. Legia też o tym wie, bo inaczej nie wzywałaby na pomoc człowieka- legendę tego klubu. Wątpię, aby Vuković w normalnych okolicznościach otrzymał propozycję powrotu na Łazienkowską. Legia potrzebowała kogoś z wewnątrz, kto zna korytarze między klubowymi gabinetami, jednocześnie czując wielką więź z kibicami, i który wyciszy cały szum powstały wokół klubu. Legia potrzebowała Vukovicia bardziej niż on Legii. Był to swego rodzaju objaw bezradności, frustracji, braku planu, bo trudno nazwać planem publiczne oświadczenie, że chce się ściągnąć latem Papszuna. Serb wie, że nie tędy jego droga do marzeń. Papszun również. Wygląda na to, że przekalkulował, ile może zyskać i stracić decydując się na przeprowadzkę do stolicy. Wywnioskował, że na tej pracy można się tylko spalić. Trener Rakowa nie dostałby wiele czasu na osiągnięcie dobrych wyników, bo „Wojskowi” po prostu nie mogą sobie na to pozwolić.

Chęć nieustannego rozwoju

Nie twierdzę, że Marek Papszun nigdy do Legii nie trafi. Uważam go za elitę polskiej myśli szkoleniowej i chciałbym zobaczyć takie drużyny jak Legia albo Lech pod jego wodzą. Papszun cały czas pragnie się uczyć czegoś nowego, bo to go rozwija jako trenera. To naturalne, że chciałby pracować w drużynie, która co roku walczy o mistrzostwo Polski i ma ambicję na poważną grę w pucharach. Problem polega na tym, że Legia od pewnego czasu przestała się rozwijać. Awans do fazy grupowej LE miał być rozgrzewką przed maratonem, jakim z pewnością byłyby regularne występy na tym szczeblu europejskich pucharów. Ten zespół trzeba odbudować, ale nie tylko piłkarsko. Papszun może i by się do tego nadawał, ale Legia działa jak korporacja, więc trudno byłoby mu wprowadzić wszystkie swoje pomysły na poprawę sytuacji klubu. Ten człowiek ma swoje zdanie i nie wiem, czy jest ono zgodne ze zdaniem Dariusza Mioduskiego.

Nie trzeba być pracownikiem Legii, aby zauważyć, że wiele osób z zarządu nie mówi jednym głosem. Duży wpływ na to miała zmiana na stanowisku dyrektora sportowego. Choć nie sądzę, aby z tym właścicielem zmiana jednego z nazwisk wiązała się z postępami. Nawet Papszun wypowiedział się o tym. Stwierdził, że obie strony muszą chcieć tej umowy. Czy te słowa oznaczają, że Legia nie zrobiła wszystkiego, aby zakontraktować Papszuna? Przecież ten klub to droga do marzeń wielu szkoleniowców i zawodników. „Stołeczni” kontraktowali piłkarzy nawet z obozów swoich rywali- Lecha i Wisły Kraków (Bereszyński, Hamalainen, Cierzniak). Te transfery zostały doprowadzone do końca, bo obie strony tego chciały. A może po prostu Legia przestała być konkurencyjna? Pieniądze nie załatwią wszystkiego. Musi być przede wszystkim marka klubu. A na tę markę składają się też działania i wypowiedzi zarządu, które obecnie, mówiąc delikatnie, nie zachęcają poważnych ludzi do współpracy z Legią.

Kto bardziej straci na odmowie?

Marek Papszun w Częstochowie stworzył swoją autorską drużynę. Drugi sezon z rzędu walczy o tytuł, nie poddaje się, a właściciel drużyny spod Jasnej Góry jest na tyle zadowolony z jego pracy, że się bardzo zirytował, gdy przeczytał prowokujący wywiad Mioduskiego. Jego trener będzie po prostu dalej robił swoje, bo ta strategia przyniosła wiele korzyści. Częstochowa to miejsce na ziemi Papszuna i teraz tylko propozycja od Cezarego Kuleszy mogłaby go skłonić do opuszczenia tego miasta. Co prędzej czy później na pewno nastąpi. Pewnie prędzej, bo droga do marzeń to konsekwentne działanie w podejmowanych decyzjach. No i cierpliwość, której w Warszawie brak. Naturalnym, kolejnym przystankiem w karierze Papszuna powinna być reprezentacja Polski. Może nie teraz, nie w tych okolicznościach, ale Papszun- selekcjoner to byłby odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu.

A Legia? Legia znowu sama rzuciła sobie kłody pod nogi. Uciekanie od problemu nie jest jego rozwiązaniem. Odmowa Papszuna to kolejna kompromitacja Dariusza Mioduskiego. W warszawskim klubie pewne jest tylko jedno- nie wiadomo jaką decyzję jutro podejmie prezes. To wizerunkowa porażka, gdy perspektywiczny, polski trener nie okazuje chęci podjęcia pracy w takim klubie jak Legia. Ponownie należy zmienić plany, ponownie należy obrać właściwą koncepcję na wyjście z kryzysu. W takich sytuacjach panika nie jest wskazana, a cała poprzednia runda opierała się na takich krokach ludzi odpowiedzialnych za klub. Ten sezon pokazuje, że Dariusza Mioduskiego droga do marzeń jest bardziej wyboista, niż mogłoby się to wydawać. Nie wyobrażam sobie, żeby któryś z hiszpańskich trenerów odrzucił propozycję Barcelony. A jest ona aktualnie w dużo większych tarapatach niż Legia. To powinno dać prezesowi do myślenia. „Stołeczni” mogą przestać być drużyną wiodącą w PKO Ekstraklasie. O ile utrzymają się w rozgrywkach.

Droga do marzeń nie jest taka sama

Przedłużenie umowy z Papszunem stawia Raków w bardzo komfortowej sytuacji. Co najmniej do końca sezonu 2022/2023 Michał Świerczewski nie rozstanie się ze swoim trenerem. Samemu Papszunowi raczej też na rękę spokojne ulepszanie swojego projektu, z dala od presji mediów i właściciela klubu. Cały sens pracy owego szkoleniowca w Częstochowie polega na tym, że postępuje on zgodnie ze swoimi przekonaniami. Robi to, co chce, a nie to, co musi. Dzięki temu drużyna przez niego prowadzona straszy całą ligę. Jest to też sprawdzona recepta na sukces- krok po kroku realizowanie swoich celów. Marek Papszun posmakował w tym sezonie europejskich pucharów i jestem pewien, że chce ten wyczyn powtórzyć. Być może uda mu się zakwalifikować do fazy grupowej? Taka europejska przygoda zdecydowanie by podniosła jego notowania w PZPN, bo reprezentacja Polski potrzebuje Papszuna. On sam potrzebuje reprezentacji Polski. Może nie dziś, lecz szkoleniowiec Rakowa na pewno kiedyś zostanie selekcjonerem.

Odejście w czerwcu do Legii oznaczałoby jedno- musiałby, jeszcze przed podjęciem pracy w nowym miejscu, zastosować strategię „Na Darka”- niespodziewana i przede wszystkim niepożądana zmiana planów. To nie jest dobry moment w karierze Papszuna, aby przenosić się do stolicy, Nie jest też do końca wiadomo, jak będzie wyglądać Legia na początku okresu przygotowawczego. Oczywiście przed startem rozgrywek będą wychodziły z Łazienkowskiej buńczuczne zapowiedzi. A to, że czujemy wstyd za poprzedni sezon. A to, że tylko mistrzostwem i awansem do pucharów można zmyć plamę na honorze, jakim była poprzednia kampania. Właściciel też zapewne odpali jakąś bombę swoimi wypowiedziami. Ale nie wiem, czy akurat taka otoczka będzie wskazana dla Legii. Ten sezon to dla całego klubu lekcja pokory, z której warto wyciągnąć wnioski. Marek Papszun też był tego świadom i pewnie to również miało wpływ na jego decyzję. „Wojskowi” są na zakręcie i potrzebują pomocy fachowca, żeby z tego wyjść.

Najważniejsza jest przyszłość

Wspomnianym fachowcem na pewno nie będzie Marek Papszun. Legia musi się szybko z tym pogodzić, a trener skupić się na pracy z Rakowem. Decyzja odmowna wcale nie oznacza, że drogi trenera i warszawskiego klubu nigdy się nie skrzyżują. Nawet nie wiemy, czy nie zapewnił sobie klauzuli w kontrakcie na wypadek, gdyby jednak Kulesza zadzwonił z pewną ofertą (taki aneks w kontrakcie z Górnikiem Zabrze miał Adam Nawałka, gdy otrzymał nominację na selekcjonera w 2013 roku). Jasne jest tyle, że telenowela pt.: „Papszun w Legii” właśnie się zakończyła. Przyszłość przyniesie ciekawe scenariusze. Musimy tylko uzbroić się w cierpliwość.

Udostępnij:

Facebook
Twitter