Dlaczego Real Madryt tak bardzo męczy się ze słabszymi?

Wczorajsze starcie Realu Madryt z Granadą uwypukliło trapiący Królewskich problem. Nie radzą oni sobie w meczach z teoretycznie słabszymi rywalami, stawiającymi głównie na szczelność defensywną. Po bezbramkowych remisach z Osasuną i Cadiz oraz porażką z Getafe, wczoraj drużynę dopiero rzutem na taśmę uratował Marco Asensio. Bez męczarni się jednak nie obeszło.

Real Madryt, generalnie rzecz biorąc, jest w tym sezonie drużyną bardzo efektowną i skuteczną. Zdobywa sporo bramek, wygrywa ważne spotkania i osiąga pożądane wyniki. Carlo Ancelotti wrócił do poważnego biznesu i udowodnił, że dalej należy się z nim liczyć. Jedyną rysą na szkle tegorocznego wizerunku Królewskich jest postawa w starciach mniej wymagających.

O ile Realowi Ancelottiego nie stanowi problemu przekonujące pokonanie ekip pokroju Atletico, Interu czy Barcelony, tak już mecze z Osasuną, Cadiz czy Getafe okazują się dla nich bardzo problematyczne. Wszystkie te spotkania łączy jeden mianownik. Mianowicie, rywale byli mocno skupieni na kompaktowej i szczelnej obronie. Bez ambicji na odważne rzucenie wyzwania Realowi. Nie można się temu dziwić, bowiem liderzy LaLiga w tym sezonie udowodnili, że w sposób budzący podziw są w stanie wypunktować słabe punkty oponentów.

Orkiestra

Mając w ataku Karima Benzemę- profesora, napastnika fenomenalnie czytającego grę i sytuację boiskowe oraz przede wszystkim nowo narodzonego na wielki futbol Viniciusa Juniora trzeba się słono napocić, by stawić im czoła. Forma Brazylijczyka jest czymś, co niewątpliwie jest wielkim osiągnięciem Ancelottiego. Dzięki temu, Real nie rozpaczał po fiasku letnich negocjacji z PSG w sprawie Kyliana Mbappe. Miał bowiem w swoich szeregach kogoś, kto jest w stanie natchnąć drużynę do sukcesów i wprowadzić pierwiastek magii na skrzydle. Gdy ten duet łapie nić współpracy, a do tego fortepian CKM (Casemiro, Kroos, Modrić) w środku pola komponuje przyjemną muzykę, Real „chodzi po wodzie”. Jest drużyną zachwycającą swym artyzmem. Artyzmem wielkich muzyków z domieszką młodej inwencji i przebojowości. Idealistyczna wizja, która długo utrzymywała się w madryckim powietrzu.

Każdy kij ma dwa końce

Każdy kij ma jednak dwa końce. Rywale widząc możliwości i potencjał Królewskich zaczęli tracić pewność kreacyjną. A jak wiadomo, gdy głowa i nogi obawiają się rywala, posuwają się do ostatecznych, mało artystycznych wizji. Głównym nurtem słabeuszy stała się więc taktyka „na żółwia”. Okopy, zwarta linia defensywna, kompakt i odpieranie ataków. Nie jest to co prawda styl, o którym fantazjują dzieci kopiące piłkę na osiedlowych boiskach, marzące, by w przyszłości uprawiać futbol. Natomiast takie są realia. I jak się okazało, realia mogące rzeczywiście przynosić efekty. Wymienione wyżej Osasuna i Cadiz jesienią i zimą zeszłego roku udowodniły, że można w ten sposób skomplikować życie Realowi. Wyrwali na Santiago Bernabeu remisy 0:0, choć przez większość czasu meczu nie opuszczali połowy. Okazali się dla Królewskich pułapkami. Faworyci bili głowa w mur, regularnie ostrzeliwali bramkę, kreowali grę, zaciskali pętle na szyi przeciwników, jednak na koniec nie dawali rady wyprowadzić śmiertelnego ciosu

Real Madryt w starciach z Osasuną, Cadiz, Getafe i wczoraj z Granadą łącznie oddał 92 strzały. Ile z nich zatrzepotało w siatce? Jeden! Jeden jedyny Marco Asensio zdołał przełamać impas w tego typu meczu. Dla takiego zespołu jak Real Madryt, to liczby bijące na alarm. Królewscy jasno udowadniają, że popadają w ogromne tarapaty, gdy drużyna przeciwna skupiona jest tylko na destrukcji. Tracą wtedy znaczną część swoich atutów. Nie wykorzystują wolnych przestrzeni, z których mogliby korzystać szybcy skrzydłowi, nie zaskakują rywali w tranzycji, nie wyprowadzają szybkich kontr. Przeciwnik narzuca więc Realowi wyjście ze strefy komfortu. Spycha ich w szpony mozolnej gry pozycyjnej, zamiast bezpośredniego naporu.

Polityka rotacji

Innym, niejako pochodnym czynnikiem i elementem dyskusji przy okazji takich zawodów jest polityka rotacji Carlo Ancelottiego. Zarzuca się mu przesadne obciążanie podstawowych zawodników, preferowanie wąskiej części kadry i zbyt małe przekonanie do rezerwowych. Ulubione trio środka pola posiada ogromną jakość, jednak w kwestiach intensywności gry nie brylują. Są raczej artystami niż fizycznymi demonami (może poza Casemiro, który spaja oba style).

Stąd też może zastanawiać dozowanie minut Fede Valverde, który w fizycznej walce, parciu do przodu i wytrwałości jest dużą wartością. Ma swój urugwajski charakter. Jednak nie cieszy się wielką estymą Carlo. Daje mu co prawda grać, natomiast raczej z ławki. 23-latek nie ma tak zaawansowanych umiejętności technicznych. W porównaniu tego elementu z Kroosem czy Modriciem wypada niekorzystnie. Ma zaś swoje silne strony, które mogłyby się przydać w tych problematycznych starciach dla Realu w większej przestrzeni czasowej. Jego wejście z Granadą zdecydowanie zwertykalizowało grę, nadało Realowi świeżości i nowej energii. U boku technicznych asów, Valverde mógł rozpościerać skrzydła w (niewielu, ale jednak) wolnych przestrzeniach i nadawać sznytu grze Królewskich.

Wczoraj ten napór przebił fantastycznie spisującego się Luisa Maximiano (10 interwencji- największa liczba udanych interwencji bramkarza w tym sezonie LaLiga). Real zerwał się ze stryczka. Na Bernabeu fanom spadł wielki kamień z serca. Wreszcie udało się przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę w tego typu spotkaniu. Real, wyraźnie osłabiony brakiem kontuzjowanych Benzemy i Casemiro oraz zawieszonym za kartki Viniciusem, przeżywał katusze z Granadą. Trio Rodrygo-Isco-Asensio nie miało takiej siły przebicia. Z wymienionych, prym wiódł głownie Marco Asensio. W przeciwieństwie do niefortunnych słów, jakie kiedyś wygłosił, tym razem był gotowy „ciągnąć wózek” i być liderem formacji ataku.

Antidotum

Gdyby wczorajsze starcie było odosobnionym przypadkiem, postawę Królewskich można byłoby zrzucić na karb osłabień. Gdy jednak spojrzymy szerzej, dojdziemy do wniosku, że nie można tak spłycać tej kwestii. Real Madryt jest zespołem z DNA wygrywania, silną mentalnością i wysoko zawieszoną dumą. Nie może więc ze wzruszeniem ramion przejść do porządku dziennego nad faktem tego rodzaju męczarni, jak ta wczorajsza, czy wcześniejsze, bardziej opłakane w skutkach (Osasuna, Getafe, Cadiz). Jest to temat, który Carlo Ancelotti wraz ze sztabem muszą dogłębnie przeanalizować i znaleźć antidotum.

Meczami z tego rodzaju rywalami można przekreślić lub znacznie zwiększyć swoje szanse na mistrzostwo. Real, co prawda dalej komfortowo prowadzi w lidze, głównie ze względu na nieregularność grupy pościgowej, jednak taki stan rzeczy nie musi trać wiecznie. By zachować ciągłość, powtarzalność i spokój należy zapobiegać wpadką z maluczkimi. Przy okazji być może nieco otworzyć się na rezerwowych i dać im pole do popisu. Tylko w takich meczach mogą zyskać ewentualne zaufanie Carletto. Zachowując odpowiednie proporcję, można pogodzić i zaradzić tej sytuacji. Zjeść ciastko i mieć ciastko- odnosić sukcesy, przy jednoczesnym zadowoleniu kadry i wymagających kibiców. Carlo Ancelotti to niezwykle doświadczony trener. Możemy więc zakładać, że ma swoją wizję na funkcjonowanie drużyny w tym kluczowym okresie sezonu. W tym również pojedynków z niżej notowanymi rywalami.

Udostępnij:

Facebook
Twitter