Dlaczego Levante zamyka tabelę?

W ostatnią sobotę Levante po raz pierwszy udało się odnieść zwycięstwo w tym sezonie. Pokonanie Mallorki miało wyjątkowy smak, bowiem Żaby uwikłały się w czarną serię. Ich zwycięska indolencja sięgnęła 26 meczów. Pobili przy tej okazji niechlubny rekord ligi. Co stało się, że zapaść solidnego hiszpańskiego klubu jest aż tak wyraźna?

O ile braki i problemy z wygrywaniem w końcówce zeszłego sezonu można było zrzucić na karb pewnej pozycji w środku tabeli, bez widma spadku, tak regres w obecnej kampanii trudno zrozumieć. Levante, zaczynające sezon z Paco Lopezem u sterów prezentowało przyjemny dla oka futbol. W pierwszych tygodniach rzucili wyzwanie nawet Realowi Madryt (3:3). Biorąc jednak pod uwagę całościowy obraz, zaczynało robić się nieciekawie. Drużyna nie potrafiła złapać pewności w grze, łatwo było ją wyprowadzić z równowagi i stłamsić. Ulubieniec trybun Paco Lopez nie uzdrowił zawodzącego organizmu i w październiku, po blisko 4,5 roku pracy, dość niespodziewanie został zwolniony.

Pochopny eksperyment

Z perspektywy czasu decyzja o pożegnaniu się z 54-latkiem okazała się zupełnie nietrafiona. Na jego następcę prezydent Quique Catalan wybrał wariant dość nieoczywisty. Trenerem został bowiem Javier Pereira- niegdyś asystent pracujący w złotych czasach Levante, ostatnio błąkający się po Chinach. Pomysł niekonwencjonalnego zatrudnienia trenera spoza klasycznej karuzeli był godny pochwały, natomiast w tym przypadku, przy sytuacji wzburzonego morza, nieopierzony sternik nie zdołał zaprowadzić porządku na łodzi, która niechybnie zmierzała do zatonięcia. Praktycznie nie zaradził żadnym problemom jakie wcześniej trapiły Levante. Eksperyment trwał 2 miesiące i kosztował drużynę kolejne utraty punktów i koncepcyjne zamieszanie. Przyszła więc pora na powrót do manewru, który sprawdził się w 2018 r,

Na ratunek trener rezerw

Misja ratowania bytu Żab na najwyższym szczeblu została powierzona trenerowi-debiutantowi. Alesssio Lisci, pracujący dotychczas w klubowych rezerwach został rzucony na głęboką wodę. Catalan, decydując się na taki ruch, z pewnością miał w pamięci okoliczności zatrudniania Paco Lopeza, który również przed objęciem posady bossa, pracował w klubowych strukturach. Najmłodszy obecnie pracujący trener w LaLiga (36 lat) stanął przed nie lada wyzwaniem. Zespół zupełnie rozjechał się z oczekiwaniami, na domiar złego nie omijał go pech. Lisci za swej niedługiej kadencji doświadczył już rzeczy niecodziennych. Jego drużyna w defensywie zupełnie przeciekała. Świadczą o tym wyniki spotkań ligowych (3:4 z Espanyolem, 3:4 z Valencią i 0:5 z Villarreal) jak również odpadnięcie w dramatycznych okolicznościach z Pucharu Króla.

Levante Lisciego dalej pozostawało drużyną ciekawą w odbiorzę. Ich mecze należały do tych z kategorii porywających, pełnych zwrotów akcji i napięcia. Nie napawało to jednak optymizmem jej sympatyków, ponieważ zazwyczaj to Levante wychodziło z tych starć ranne. Wiele wody w Turii (rzeka przepływająca przez miasto Valencia) musiało upłynąć zanim doczekaliśmy się przełomu. Taki nastąpił w 20. kolejce sezonu. Doświadczeni wyjadacze: Roberto Soldado, Aitor Fernandez i lokalna ikona Jose Luis Morales poprowadzili Levante do triumfu. Radość na Ciudad de Valencia była ogromna. Z pewnością odetchnął także zarząd, nad którym czuwało widmo utraty pieniędzy sponsorskich w związku ze zapaścią sportową Żab. Drużyna nareszcie mogła kończyć tydzień w poczuciu dobrze wykonanego zadania.

Starcia bezpośrednie

Co przyniesie przyszłość ciężko przewidzieć. Levante, z 11 punktami w dorobku dalej ma sporą stratę do bezpiecznej stefy (7 punktów). Mecz z Mallorcą zostawia po sobie nadzieję na poprawę. Zwłaszcza gdy spojrzymy w kalendarz. W najbliższych tygodniach Levante czekają niezwykle ważne starcia z ekipami zaangażowanymi w walkę o utrzymanie- Cadiz i Getafe. Korzystne rezultaty w tych starciach znacznie przybliżą Alessio Lisciego do upragnionego celu.

Udostępnij:

Facebook
Twitter