Dlaczego młodzieżowa piłka jest okrutna? – horrory angielskich akademii

Współczesna piłka charakteryzuje się bardzo profesjonalnym podejściem do szkolenia młodzieży. Praktycznie każdy większy klub posiada okazałą akademię, w której szkolą się młodzi adepci futbolu. Gdy wychowankowie klubów przebijają się do pierwszej drużyny praktycznie za każdym razem z miejsca stają w blasku reflektorów. Ten zaszczyt jednak przypada zdecydowanej mniejszości młodzieży, która trenuje w takich miejscach. Jak się okazuję, cała reszta jest przez nie trawiona i wyniszczana.

Z całą pewnością możliwość pracy w wielkich kompleksach treningowych pod okiem najlepszych trenerów w swoim fachu jest zbawienna dla kariery młodego zawodnika. System ten wydaje się być niemal bezbłędny do momentu, w którym okazuję się, że dany piłkarz niespełna oczekiwań klubu i musi się spakować. Łatwo zbagatelizować ten problem. Wszak większość z nas za dzieciaka chciała grać w takich ekipach, jak Real Madryt, czy też Manchester United. Fakty są jednak takie, że żaden z nas nie był nawet blisko debiutu na Old Trafford. Chłopcy, którzy w pewnym momencie życia dostają informację, że są w orbicie zainteresowania takiego klubu, czują, że ich marzenia są na wyciągnięcie ręki. Owszem, czeka ich wiele pracy, ale przynajmniej dostali szanse. Jak straszny musi być dla nich moment, w którym tę szansę się im odbiera, w którym dowiadują się, że nie spełnili oczekiwań. Niestety, przez takie coś musi przejść większość dzieciaków, które w młodym wieku trafiają do wielkich piłkarskich akademii – prędzej, czy później.

Angielskie akademie – wyścig szczurów

Anglia króluje, jeżeli chodzi o ilość ogromnych akademii piłkarskich w ich kraju. W końcu jest to naród z największymi piłkarskimi tradycjami. Podczas euro 2020 sporządzono statystkę, która pokazywała średni wiek, w jakim piłkarze danej reprezentacji dołączali do profesjonalnych akademii. Anglia zdobyła pierwsze miejsce z wynikiem 7.86 lat (Jako ciekawostkę można dodać, że Polska zajęła miejsce ostatnie z wynikiem 14.20). Nie chciałbym sprowadzać tego materiału, tylko i wyłącznie do szkółek znajdujących się w Wielkiej Brytanii, ale fakty są takie, że ich system jest najbardziej rozbudowany, przy czym najklarowniej pokazuje istotę problemu.

Przytoczona wyżej statystyka pokazuję, że angielskie talenty kształtuje się w sposób profesjonalny już w 7-8 roku życia. Z jednej strony niejako gwarantuję to efekty. Pozwala już od najmłodszych lat wyeliminować pewne błędy i rozwijać swoje atuty. Dostaje się również pomoc wszelakich trenerów, analityków i ekspertów, którzy mają, jak najbardziej ułatwić drogę na sam szczyt. Z drugiej strony, już od najmłodszych lat poddaje się ich ogromnej presji. Dobrze wiesz, że tylko nieliczni przebiją się do wielkiego futbolu. Twoi rówieśnicy to nie tylko koledzy z zespołu, ale też konkurencja. Rozpoczyna się wówczas jeden wielki wyścig szczurów, dla którego młodzi adepci sztuki piłkarskiej często poświęcają rozwój w innych dziedzinach. Co w tym wszystkim najgorsze, żaden z nich nie ma zagwarantowanego tego, że zdoła się utrzymać z futbolu.

W Anglii piłkę regularnie trenuje ok. 1.5 mln młodych zawodników. Tylko 0.01 procenta zadebiutuje w Premier League. Co z resztą? Większość poświęciła wszystkie młodzieńcze lata futbolowi, oddalając inne dziedziny na dalszy plan. Oczywiście, wiek, w którym są oni wydalani z akademii, wciąż pozwala na wiele ciekawych ścieżek rozwoju. Poza tym inne, mniej renomowane szkółki często z zapartym tchem czekają na tego typu zawodników, aby wyciągną do nich pomocną dłoń. Czasami jednak zdarza się tak, że pomoc nie nadchodzi. Nikt nie dzwoni, nie piszę. Wówczas młodemu człowiekowi pozostaje uczucie odrzucenia – to właśnie jest najbardziej destrukcyjne.

Co, jeśli nie wyjdzie? – historia Jeremy’ ego Wistena

Odrzucenie przez wielką akademię piłkarską u wielu młodych zawodników doprowadziło do schorzeń natury psychicznej takich, jak depresja, czy zaburzona samoocena. Duża ilość zdołała z tego szybko i bezproblemowo wyjść, ale niektórzy okazywali się być zbyt wrażliwi. Rok temu świat obiegła informacja na temat samobójczej śmierci byłego juniora akademii Manchesteru City – Jeremy’ ego Wistena.

akademii
Fot: Jon Rigby

Jeremy do pewnego momentu był uznawany za wielki talent. W młodym wieku trafił do akademii Manchesteru City – jednej z najbardziej profesjonalnych i największych szkółek na świcie. Był on szykowany jako swoisty następca Vincenta Kompany’ ego. Niestety, ale miał jeden element, który łączył go z Belgiem – był niesamowicie podatny na kontuzje. Przez kolejne urazy i przerwy od gry w piłkę, zaczął coraz bardziej odstawać od swoich rówieśników, a jego rozwój stanął w miejscu.  Zdecydowanie najgorsza była jego kontuzja kolana z 2018 roku, która wyłączyła go z gry na 5 miesięcy. Niektórzy powiedzą, że to nie tak dużo patrząc na niektóre urazy zerwanych więzadeł zawieszające karierę nawet na rok, ale dla młodego piłkarza walczącego o przebicie się do pierwszego zespołu, to wystarczyło, aby pogrzebać jego karierę.

W maju 2019 roku dostał informację mówiącą, że City już go nie potrzebuje.  Podobno sam zawodnik czuł się pokrzywdzony, jego ojciec mówił, że nie wierzył, iż City zrobiło wszystko, aby mu pomóc. Owszem, rozsyłało wideo z jego umiejętnościami do różnych mniejszych akademii, ale nikt się na niego nie skusił ze względu na jego kontuzjogenność. Ostatecznie został on na lodzie.

Jeremy podobno zawsze był dość cichym, pokornym chłopakiem. Po wyrzuceniu z akademii był zdruzgotany, ale co ciekawe jego rodzice nie widzieli ogromnej różnicy w jego zachowaniu. Bardzo możliwe, że zmagał się z głęboką depresją, ale była ona dobrze zakamuflowana. W ostatnią sobotę października tego samego roku został on znaleziony martwy w swoim pokoju. 17-latek popełnił samobójstwo poprzez powieszenie się.

Jego sytuacja rozbudziła dyskusje na temat traktowania młodzieży przez piłkarskie akademie. Według niektórych jest im przykuwana zbyt mała uwaga po tym, jak okażą się być niepotrzebni. Jest w tym pewna racja. Wszystko zależy od polityki danej akademii, ale trzeba przyznać, że pod tym względem futbol bywa niesamowicie okrutny i nie każdy jest w stanie sobie z tym poradzić. Przypadek Jeremy’ ego Wistena nie jest jednak odosobniony.

Podobny, ale zgoła inny wypadek miał miejsce w 2013 roku. Samobójstwo popełnił wówczas były zawodnik szkółki Tottenhamu – Josh Lyons. Zrobił to w wieku 26 lat, dekadę po tym, jak został wyrzucony. Fakty są jednak takie, że ta krótka przygoda w barwach „Kogutów” miała ogromny wpływ na jego przyszłe życie. Gdy w wieku 16 lat dowiedział się, że jest „za słaby”, wpadł w ogromną depresję, która ciągnęła się za nim do śmierci. W pewnym momencie nie wytrzymał i odebrał sobie życie. Jego ojciec przyznał, że po oddaniu białej koszulki traktował siebie jako „jedną, wielką porażkę”.

Ze stadionu do kryminału

Tak jak wspominałem, odrzucenie z akademii piłkarskiej w młodym wieku może wpłynąć negatywnie na kształt przyszłego życia danego człowieka. Przykłady Lyons’ a i Wistena są dość radyklane i pozostają w zdecydowanej mniejszości, co nie zmienia faktu, że nie należy ich traktować poważnie. O wiele łatwiej za to znaleźć przykłady byłych zawodników, którzy ratunku swojego życia szukali w kryminale.

Gdy dostajesz szansę gry z najlepszymi w kraju, raczej nie myślisz, co będzie, jeżeli ci się nie uda. Stawiasz wszystko na jedną kartę, odkładając na bok inne, mniej istotne sprawy, jak np. nauka. Nie jest to pewniak, ale w większości przypadków tak właśnie jest. Przez to gdy zdarzy się sytuacja beznadziejna, jak chociażby dwie powyższe, nie ma się wielu alternatyw. Wówczas bardzo łatwo zabłądzić i wybrać drogę na skróty, aby zarobić na chleb.

Ciekawym przykładem takiego obrotu wydarzeń jest postać Toma Hamiltona. Szkolił się on w akademii Bristol City od 12 do 19 roku życia, ale w pewnym momencie mu podziękowano. Wtedy postanowił przejść na ciemną stronę:

– „Chciałem zdobyć pieniądze, status i styl życia podobny do tego, który posiadają piłkarze. Chciałem zyskać to, co podobało mi się najbardziej w tym sporcie za dzieciaka. W regionach, w których się kręciłem, znałem wielu ludzi, którzy dobrze zarabiali na sprzedaży narkotyków.” – mówił w wywiadzie dla Sky News.

Tom spędził osiem miesięcy w areszcie dla młodocianych przestępców po tym, jak policja znalazła go z kokainą. Na szczęście ta konkretna historia ma happy end. Hamilton zgłosił się do kliniki, która pomaga byłym sportowcom, którzy wdali się w uzależnienia. Dziś ma 31 lat jest trenerem, konsultantem fitness i prowadzi wykłady w najróżniejszych akademiach, aby przestrzegać młodych adeptów futbolu przed niemiłymi konsekwencjami ich możliwego odejścia.

– „Cała moja tożsamość została zbudowana wokół bycia piłkarzem. To przez to byłem popularny, to przez to ludzie mnie lubili. Taki właśnie byłem. Mam wielu przyjaciół, którzy też byli w akademiach i wszyscy w jakiś sposób, na jakiś kształt lub formę wpłynęła utrata tej tożsamości” – mówił Tom.

W pewnym sensie akademia stworzyła niego wydmuszkę. Wszystko jednak zależy od podejścia danego człowieka. Niektórzy bardziej przywiązują się do swojego zawodu/hobby, inni mniej. Niemniej, jednak jeżeli ktoś jest mocno przywiązany do danej tożsamości, stanowi ona podstawę jego jestestwa, to po jej utracie cały jego świat się zawala. Nie jest już piłkarzem, więc czym jest, skoro nie potrafi robić niczego innego? Na całe szczęście w dzisiejszych akademiach jest spory nacisk na ten fakt. Trenerzy uświadamiają swoim zawodnikom, że nie każdy z nich będzie piłkarzem i nie ma w tym nic złego. Z tego powodu np. w słynne szkółce Barcelony, La Masii istnieje zasada, według której dany zawodnik nie gra lub może zostać wydalony ze względu na naganne zachowanie, lub słabe stopnie. Przestało hodować się święte krowy – i dobrze.

Jak z tym walczyć?

Jak z tym walczyć? Chociażby tak, jak robią to ludzie pokroju Toma Hamiltona. Pamiętajmy, że w zdecydowanej większości przypadków winy nie ponosi sam klub, ale również dany zawodnik. Brak alternatywy na życie, skupienie swojej całej tożsamości tylko i wyłącznie na piłce nożnej. Bezpośrednio mogą być winni samym sobie.  Z drugiej strony, należy pamiętać, że mówimy tu o osobach niesamowicie młodych. Mimo że akademie wymagają mimowolnie szybkiego dojrzewania, w praktyce młodzież zawsze będzie podejmować głupie decyzje i popełniać błędy. Mówimy o osobach, które jeszcze kształtują swój cały światopogląd.

Z tego więc powodu akademie mają wręcz obowiązek edukować swoje młode gwiazdy na temat tego, że może im nie wyjść i warto mieć także „zapasowy” plan na życie. Klubowi psychologowie są równie ważni co analitycy, skauci, czy też trenerzy. W końcu ich praca nie rzutuję tylko i wyłącznie na obraz danego piłkarza na boisku, ale także poza nim.

Innym sposobem na ograniczenie w jakimś stopniu tragedii związanych z wyrzuceniami z akademii jest umniejszanie ich roli. Albo raczej całkowite jej zmodyfikowanie. Wyścig szczurów, z jakim od najmłodszych lat mierzą się juniorzy na wyspach, jest skrajnie niezdrowy i zdecydowanie stanowi nieodłączną część wspomnianych wyżej nieprzyjemnych zdarzeń. Porównując wiek, w jakim polscy zawodnicy trafiają do większych akademii, można zobaczyć ogromną różnicę. Przykładowo bohater dzisiejszego hitu transferowego, Kacper Kozłowski, zanim trafił do Pogoni Szczecin do u13 szkolił się w Bałtyku Koszalin. Takich przypadków można znaleźć u nas wiele więcej. Znajdą się jednak złośliwi, którzy powiedzą, że to właśnie przez to nasz system szkoleniowy kuleję. Może więc przekona was polityka szkolenia młodzieży w Danii.

– „Wiele klubów nawet dzielnicowych ma rozwinięty skauting, dzwonią do rodziców, zaczepiają dzieci, przekonują, że zawodnik potrzebuje lepszego klubu, bo nie zostanie piłkarzem. Kult skautingu jest niewiarygodny. Duże kluby potrafią ściągać zawodników mieszkających i po kilkadziesiąt kilometrów od centrum treningowego. Tymczasem wśród nowej generacji Duńczyków zdecydowana większość do 12, 13 roku życia grała w lokalnym klubie. Joakim Maehle w Ostervii, Joachim Andersen w Graeve, Robert Skov w Sejs-Svejbæk, Pierre-Emile Hoejbjerg w Skold, Kasper Dolberg w Voel, w końcu fenomenalny 20-latek Mikkel Damsgaard w Jillynge.” – piszę Marek Wawrzynowski z WP SportoweFakty.

Czy jest to zdrowszy sposób? Jak najbardziej. Czy wciąż pozwala się rozwijać zawodnikom? Oczywiście. Może właśnie dzięki temu w ostatnich latach nastąpił nagły wybuch duńskich talentów. Jeżeli chcielibyście poczytać więcej o systemie szkolenia młodzieży w Danii odsyłam do całego artykułu. Oparty jest ona na eliminowaniu niepotrzebnej presji i czerpaniu radości z gry w piłkę.

Zabawa, przyjaźń, rozwój – jak Duńczycy zmienili myślenie i stali się poważną europejską drużyną. 

Podsumowanie

Nie piszę tego tekstu, aby całkowicie zdemonizować wielkie akademie piłkarskie. Nie o to w tym wszystkim chodzi. W świecie, w którym nazwiska piłkarzy to praktycznie marki, a młody człowiek z miejsca może stać się wielką gwiazdą i zyskać ogromną popularność, warto się czasami zatrzymać i pomyśleć co stało się z resztą, co stało się z osobami, którym nie wyszło. Czasami są to ciekawe, ale zrazem depresyjne i tragiczne historie. Powinniśmy traktować j poważni i zrobić wszystko, aby się nie powtarzały. Młodzieżowa piłka jest okrutna, a jej złagodzenie wydaje się być praktycznie a wykonalne. W końcu nie każdemu młodzieżowcowi przyjdzie być światowej klasy piłkarzem. Tak naprawdę zdecydowana większość nie zapisze się w historii i zostanie jedynie byłym sparingpartnerem kogoś znanego. Większość w pewnym momencie będzie musiała zderzyć się z rzeczywistością. Warto jednak zadbać o to, aby to zderzenie/upadek był w miarę możliwości, jak najbardziej miękki.

Udostępnij:

Facebook
Twitter