Barcelona męczyła bułę. Inaczej po prostu tego się nazwać nie da. Podobnie jak Deportivo, które uosabiało w tym meczu to, jak w ostatnim czasie bronią drużyny w La Liga. Ogólnie jeśli ktoś nie wierzył w kryzys ligi hiszpańskiej, a oglądał ten mecz to z pewnością zaczął. Bo bierność i zwyczajna stagnacja w tym meczu raziły po oczach. Czasem zdarzają się słabsze mecze w Premier League, jednak tam chociaż jest intensywność. Tu nawet tego nie było. Jednakże finalnie to Barca zgarnęła trzy punkty i być może jej fani powinni się z tego cieszyć. Ale czy jest z czego? Po taki meczu ciężko jest w to uwierzyć.
Śpiączka
Tak, jest to nazwisko piłkarza Górnika Łęczna. Ale nie tylko. Albowiem w śpiączkę można było wpaść również podczas oglądania pierwszej połowy meczu Deportivo Alaves z Barceloną. Bo to, co ciekawsze, zdarzyło się przed meczem: Deportivo Alaves obchodzi bowiem 101 urodziny i w związku z tym mogliśmy oglądać efektowną celebrację. Tifo rodem z Fify, a do tego rozpoczęcie meczu przez męża legendarnej fanki Deportivo. To wszystko złożyło się na niezwykle uroczystą i gorącą atmosferę już przed pierwszym gwizdkiem. A później? Może nie warto mówić.
𝐇𝐀𝐏𝐏𝐘 1⃣0⃣1⃣th 𝐀𝐍𝐈𝐕𝐄𝐑𝐒𝐀𝐑𝐘, 𝐆𝐋𝐎𝐑𝐈𝐎𝐒𝐎! #GoazenGlorioso 🦊 pic.twitter.com/SSKUuPNJ48
— Deportivo Alavés 🇬🇧🇺🇸 (@alaveseng) January 23, 2022
Ponieważ naprawdę ciężko jest coś mądrego napisać. Ekipa Mendilibara miała prosty cel: zrobić przysłowiowe „Burnley” Barcelonie. Fani Premier League doskonale wiedzą, o czym mowa. Przeszkadzać, gryźć, utrudniać życie. Tyle. I liczyć na okazjonalne, partyzanckie wypady na połowę Barcy. Natomiast Duma Katalonii robiła to, co robi często. Czyli grała, podawała i tak do uśpienia… Oczywiście, do sytuacji dochodził Luuk De Jong i jego koledzy z ofensywy. Ale co z tego, skoro owe szanse nie były jakościowe. Barcelona grała niechlujnie, niedokładnie i wyglądała iście dramatycznie. O ile w poprzednich meczach (Athletic, Real) można było znaleźć pozytywy, o tyle w dzisiejszym starciu raczej wielu byśmy nie odnaleźli. Ciężko sobie przypomnieć tak niedokładnego Pedriego czy De Jonga. Dlatego też – czy to nam się podobało czy nie – do przerwy był remis 0-0. Jeśli ktoś oglądał pierwszą część meczu to niestety, ale stracił 45 minut życia. Lecz to nie koniec złych wieści.
Czy to powtórka z meczu Polska – Japonia?
Bo w drugiej połowie wyglądało to naprawdę źle. Nie da się inaczej tego opisać. Chciałbym, ale nie umiem. Jak można wytłumaczyć to, jak wyglądało to spotkanie w każdym tego słowa znaczeniu? Przecież to definicja La Liga i jej kryzysu w ostatnich latach. Deportivo Alaves chciało tylko przerywania. Nic więcej. Po prostu przerwać, zamknąć drogę do własnej bramki i tyle. Niski pressing – tak, taki jak w meczu Polska – Japonia w 2018 roku – to był sposób Deportivo. Po prostu się zamurować.
Natomiast Barcelonie to pasowało, Barcelona nawet się nie starała zrobić czegoś więcej. Jeśli rok temu taki mecz przytrafiłby się Dumie Katalonii to były powody, by na niego spojrzeć. Był POWÓD. A ową zachętą był niejaki niziutki Argentyńczyk, Leo Messi. Który chociaż starał się i brał ciężar gry na siebie, robił coś magicznego. I pewnie taki mecz Barca z nim w składzie by wygrała, bo Messi w żadnym meczu bezbarwny nie był. Czasem nie szło (rzadziej), czasem szło (częściej), ale zawsze próbował. A dzisiaj obie strony były zadowolone z takiego obrotu spraw. Nic się nie działo i super. Naprawdę to było jak w meczu Polska – Japonia. Gdyby nie gorąca atmosfera na trybunach zapewne większość widzów by usnęła. Lecz na szczęście zdarzyło się to, co w pewnym sensie stać się musiało.
Odwrócone przeznaczenie
Aczkolwiek w końcu kibice Barcy i przede wszystkim Xavi mogą powiedzieć: „Oliwa nieżywa, ale sprawiedliwa”. Z reguły to Barcelona traciła gole w końcówkach. Można jedynie wymieniać: wyrzucenie w błoto trzybramkowej przewagi z Celtą, gol Betisu w końcówce, Granada w 89 minucie na 1:1… i tak dalej. Nawet ostatnie dwa mecze, z Realem i Athleticiem, wskazują na problem, czyli bramki tracone w końcówce. Jednakże dzisiaj to Barcelona zyskała dzięki walce do końca. W końcu nastąpił doskok po stracie piłki jak za najlepszych lat, a później? Potem znów przypominało to najlepszy okres. To znaczy Iniesta za obronę do Alvesa, który podaje do Messiego, który jedyne co musi zrobić to strzelić do pustej bramki. Jednakże dzisiaj byli w tej roli kolejno Alba, Torres i De Jong. Być może niektórzy powiedzą, że warto było dla takiej kombinacji tyle czekać. Nie, nie było. Aczkolwiek jeśli komuś zależy na punktach: proszę, oto są trzy zdobyte mimo gry godnej odjęcia oczek zarówno Deportivo jak i Barcelonie.
FRENKIE DE JONG SCORES A GOAL AND FERRAN TORRES WITH AN ASSIST 🤩🤩🤩🤩 https://t.co/Bxp0iPZnKE
— ZIAD IS HAPPY FOREVER 🇦🇷 (@Ziad_EJ) January 23, 2022