Wreszcie wróciła do gry PKO Ekstraklasa. Znów możemy ekscytować się rozgrywkami, które przyciągają w Polsce więcej widzów przed telewizory niż ligi TOP5. Już na samym stracie kolejki odbył się mecz pomiędzy abdykującym mistrzem a najgorszą drużyną tego sezonu. Gra tych zespołów była odbiciem miejsc zajmowanych przez nich w tabeli, bo do porywających spotkań nie można tego zaliczyć. „Wojskowi” do rozgrywek przystąpili bez Mahira Emrelego oraz Luquinhasa. O ile strata Azera była wliczona „w koszty”, o tyle Brazylijczyk miał być symbolem tego, że w Legii Warszawa idzie nowe, lepsze. Obydwoje byli istotnymi elementami w drużynie, a mimo tego nie ma już ich w klubie. Czy Legia bez wspomnianego duetu sobie poradzi? Na pewno. Bardziej chodzi o to, jak należy odczytywać ich odejścia z klubu?
Historia rozstań
Obydwaj piłkarze byli głównymi bohaterami grudniowej „rozmowy wychowawczej” z kibicami stołecznych. W sumie to trudno mieć do nich o to pretensje. Skoro zostali pobici przez swoich fanów tylko dlatego, że Legia zalicza najgorszy sezon w historii, to właściwie można im tylko pogratulować słusznych decyzji. Tamten incydent dobitnie udowodnił, że sytuacja, w której znalazła się Legia w zeszłym roku była nie do opanowania. Im bliżej końca rundy, tym większa nadzieje były, że w Legii Warszawa idzie nowe. Poprzednia runda była wcieleniem wszystkich koszmarów ludzi związanych z klubem. Wydawało się, że gorzej być nie może, bo 13 porażek to najgorszy wynik w dziejach. I nagle wydarzyło się to nie miłe spotkanie z „kibicami”, po którym najbardziej ucierpieli Emreli z Luquinhasem. Nawet żona Brazylijczyka umieściła emocjonalny wpis w social mediach odnoszący się do sprawy. W Legii coraz bardziej wrzało.
Już w pierwszych dniach po incydencie pojawiły się informacje, że klub opuścić mogą zawodnicy, którzy zostali najbardziej poszkodowani. Ale Legia miała wtedy przed sobą jeszcze 2 mecze w lidze, więc do końca roku było na ten temat względnie cicho. Po powrocie „Vuko” na stanowisko pierwszego trenera okazało się, że Serbowi udało się przekonać Brazylijczyka do pozostania w klubie. Vuković miał być dobrym wujkiem, który udobrucha piłkarzy. Z Luquinhasem to się powiodło. Baa! Po Nowym Roku jego żona wrzuciła kolejny wpis do sieci, w którym dziękowała za wszystko „Wojskowym”. Wszystko wskazywało na to, że problemy skończyły się wraz z poprzednim rokiem. Na prawdę można było odnieść wrażenie, że w Legii Warszawa idzie nowe, że wszystko zaczyna się w końcu układać. Aż nagle, na początku stycznia, Emreli wysłał pismo, w którym poinformował Legię, że chce rozwiązać kontrakt z winy klubu.
Król Azerbejdżanu
Azer we wszystkich rozgrywkach od początku sezonu zdobył 11 bramek i 2 asysty. Jak na napastnika wynik bardzo przyzwoity. Swoją postawą na boisku jak i wypowiedziami sprawiał wrażenie zawodnika, dla którego Legia jest trampoliną do wielkiej kariery. Ale już w trakcie sezonu okazało się, że Mahir sprawia problemy wychowawcze, bo prowadzi niesportowy tryb życia. Coraz głośniej było o tym, że piłkarz bardziej niż na treningach skupia się na poznawaniu Warszawy. W szczególności stołecznych klubów nocnych. Oczywiście zarzekał się, że nic takiego nie ma miejsca, bo on jest muzułmaninem. W jego religii zabronione jest spożywanie alkoholu. Tłumaczenie logiczne, ale nie znalazło potwierdzenia w dowodach, bo w sieci pojawiło się zdjęcie Azera w jednej z warszawskich dyskotek. Słabe wyniki drużyny oraz ekscesy zawodnika nie napawały optymizmem całego środowiska związanego z „Wojskowymi”. Nic nie wskazywało, że w Legii Warszawa idzie nowe, poprawia się.
Najgorsze w jego zachowaniu było to, że swój imprezowy styl życia rozprzestrzenił na część drużyny. W zespole pojawiła się tzw. „grupa bankietowa”, o czym wspominał były opiekun klubu z Łazienkowskiej, Czesław Michniewicz, na odprawie przed meczem z Piastem. Spóźnianie się na treningi, obrażanie się na sztab szkoleniowy- Emreli ewidentnie okazywał objawy wielkiej gwiazdy futbolu. Dlatego, po pobiciu przez kibiców, bardziej musiała ucierpieć jego psychika, a dokładniej duma, bo ego Azera było zdecydowanie większe niż stadion Legii. Postanowił zatem, że najlepszym rozwiązaniem dla niego będzie opuszczenie Warszawy, bo od tamtej pory mógł mieć problemy z fanami, których spotykał, wychodząc na miasto. Wydawało się, że po odejściu Emrelego wszystkim w klubie kamień spadnie z serc, bo pożegnany zostanie piłkarz, który siał w drużynie ferment. Znów odżyły nadzieje, że w Legii Warszawa idzie nowe, bo odejdzie „święta krowa”. Niestety nie na długo ten spokój zagościł w klubie.
Luquinhas miał być nowym symbolem
Aleksandar Vuković bardzo się ucieszył na wieść, że Brazylijczyk chce zostać w klubie. To naturalne, bo Luquinhas był jednym z nielicznych zawodników, do których nie można było mieć zastrzeżeń. On był takim promyczkiem nadziei w ponurej, jesiennej rundzie. „Vuko” postanowił wprowadzić swoje zmiany w zespole, więc mianował piłkarza z „kraju kawy” kapitanem. Miał on być symbolem nowej drużyny, która się nie poddaje i nie patrzy za siebie. To dzięki temu gestowi świat miał uwierzyć, że w Legii Warszawa idzie nowe, a runda wiosenna będzie solidną rehabilitacją za dwucyfrową liczbę porażek w sezonie. Zimowe sparingi mogły potwierdzić tę tezę, bo wszystkie mecze kontrolne Legia wygrała. Nawet z silnym Krasnodarem. Ale Legia swoje, a życie swoje, bo na dniach przyszła oferta za Brazylijczyka z MLS opiewająca na 2,5-3,5 mln dolarów. I wszystko wskazuje na to, że Legia przyjmie tę ofertę.
Biorąc pod uwagę sytuację ekonomiczną Legii, transfer tego zawodnika jest niezbędny. Finanse „Wojskowych” są w opłakanym stanie, więc pieniądze za Luquinhasa na pewno się przydadzą. Ten argument raczej przechyli szalę na korzyść zawodnika, który też chce odejść. Samo mianowanie zawodnika kapitanem podzieliło środowisko, bo nie wszyscy uważają Luquinhasa za piłkarza, który mógłby pełnić tę rolę. Tym bardziej że piłkarz ten nie mówi ani po polsku, ani po angielsku, co już wzbudza sporo kontrowersji. Druga sprawa jest taka, że zawodnik nigdy nie przejawiał cech przywódczych. To nie jest boiskowa persona, która da sygnał do ataku, zareaguje na wydarzenia meczowe, czy po prostu ochrzani kolegów. Często w każdej drużynie jest zawodnik, który ma więcej do powiedzenia niż kapitan, ale biorąc wszystkie okoliczności pod uwagę, można dojść do wniosku, że Vuković podjął tę decyzję bardziej pod publikę niż z powodów sportowych. W trakcie rundy może się ten gest na nim zemścić.
Czy na prawdę w Legii Warszawa idzie nowe?
Odejście Emrelego i prawdopodobne rozstanie z Luquinhasem mogą oznaczać kolejne kłopoty dla „Wojskowych”. Czy zarząd był/jest przygotowany na odejście dwóch kluczowych zawodników? Nowy dyrektor sportowy- Jacek Zieliński- już raz pokazał, że nie wszystkie pomysły właściciela klubu zostaną wcielone w życie, bo nie dogadał się z Markiem Papszunem. Jeśli Brazylijczyk odejdzie, oznaczać to będzie, że Dariusz Mioduski znów rzucił słowa na wiatr, bo wcale nie oddał całej decyzyjnej władzy w ręce ludzi, którzy znają się na piłce. Nie jest to dobra wiadomość dla kibiców stołecznych. W Legii Warszawa idzie nowe- nie, nie idzie nowe, a nawet nie widać zalążków tego nowego. Sama zmiana personalna dyrektora nic nie zmieni, jeśli nie będzie miał on wpływu na podejmowane decyzje. A sprawa jest poważna, bo osłabienie (dość znaczne) przed startem rundy rewanżowej nie wpłynie dobrze na drużynę. Atmosfera w szatni, morale, pewność siebie- te wartości zostaną w ten sposób osłabione.
Tylko, czy ktoś w klubie ma tego świadomość? Pozbycie się swojego kapitana, piłkarza, który miał być symbolem chęci poprawy sytuacji, w której znalazł się klub, jest absurdalnym rozwiązaniem. Szczególnie w takim momencie. W meczu z Zagłębiem Lubin nie było w składzie Luquinhasa, a gra Legii nie różniła się wiele od tego, co prezentowała w poprzedniej rundzie. Oczywiście to był dopiero pierwszy mecz, na podstawie którego nie powinno się wyciągać wniosków. Ale po grudniowym meczu z „Miedziowymi” w klubie zapanowała euforia. Na krótko, bo 3 dni później Radomiak pokazał Legii miejsce w szeregu. Wtedy Luquinhas był w zespole, lecz nie jako kapitan. W tym roku drużyna przeszła cały okres przygotowawczy z Brazylijczykiem jako kapitanem, a w pierwszym meczu go zabrakło. To jest cyrk na kółkach. Dlatego na pytanie, czy w Legii Warszawa idzie nowe, odpowiadam- nie i nawet nie widać tego objawów.
Jaki będzie finał dla Legii?
Ten sezon nie jest kolorowy dla Legii, a runda wiosenna będzie niezwykle trudna. Ale skończy się na tym, że „Wojskowi” się utrzymają, bo ta liga jest za słaba, aby taka drużyna jak Legia z niej spadła. Dobrze by było, gdyby ludzie decyzyjni w klubie dostrzegli całą masę problemów, które skumulowały się przy Łazienkowskiej od początku sezonu. Może to być bardzo cenne doświadczenie, które zaowocuje w przyszłości. Piłka nożna nie ma w sobie ani krztyny logiki. Zarówno jako sport jak i jako dziedzina gospodarki. Zarządowi Lecha Poznań zrozumienie tego zajęło długo, bo całe 10 lat. Dopiero w tym sezonie budują drużynę, która może być zespołem wiodącym w PKO Ekstraklasie przez kilka następnych sezonów. Im szybciej Dariusz Mioduski to pojmie, tym lepiej dla Legii, Lecha i całej ligi.