W czwartek Lech Poznań zagrał naprawdę dobry mecz w Walencji. Wynik, który osiągnął w spotkaniu z Villareal poszedł w świat. „Kolejorz” pokazał dobry futbol. Pomimo tego, że do przerwy przegrywał już 3:1, nie poddał się, bo w II połowie zdołał wyrównać stan rywalizacji. Właśnie takiego Lecha wszyscy chcą oglądać- walczącego, nie odpuszczającego, dążącego do zwycięstwa. Przegrana z Hiszpanami była wkalkulowana w bilans meczów grupowych. Ten start sezonu bardzo przypomina początek rozgrywek sprzed dwóch lat, choć można dostrzec kilka różnic. Czy te różnice udowadniają, że Lech uczy się na błędach? Odpowiedź na to pytanie pojawi się w niedziele w Szczecinie.
Fatalny początek ligi
W tej kwestii nadal nic się nie zmienia, bo Lech ma z tym problem po zdobyciu tytułu. Za każdym razem tak się dzieje. Kilka lat temu Jose Mourinho powiedział, że najtrudniejszy sezon to ten, który jest następny po zdobyciu jakiegokolwiek trofeum. Zawodnicy są wtedy nasyceni, bo udało im się zrealizować cele przedsezonowe. Na kolejne rozgrywki trzeba już inaczej zmotywować zawodników, bo łatwiej jest coś zdobyć niż to obronić. Chociaż dziwnie brzmi szukanie nowej motywacji dla piłkarzy, którzy, w teorii, mają walczyć co roku o mistrzostwo Polski. To delikatny „kamyczek do ogródka” dla zarządu, bo okazuje się, że nie sprowadza on zawodników z mentalnością zwycięzców. Takich, którzy nie zatrzymują się tylko na jednym sukcesie. Dla tych ludzi sam tytuł powinien być przystankiem, a nie celem nadrzędnym. W tym przypadku Lech absolutnie nie uczy się na błędach. Mało tego on ciągle te mankamenty powtarza.
Punkty gubione w pierwszych kolejkach nowego sezonu są wynikiem osłabiania drużyny. Zawsze po zdobyciu tytułu mistrzowskiego „Kolejorz” pozbywał się swoich ważnych graczy. W 2010- Roberta Lewandowskiego, w 2015- Zaura Sadajewa. A po poprzednim tryumfie lekką ręką oddał Tibę, Ramireaz oraz wytransferował Kamińskiego. W ten sposób nie da się znaleźć w 50tce najlepszych europejskich zespołów. Dobrze, że klub szkoli wychowanków i sprzedaje ich za ogromne sumy, ale nie znajduje to odzwierciedlenia w sukcesach sportowych. To niepojęte, aby przeprowadzać transakcje na wiele milionów euro, nie przekładając tego na regularną grę w Europie. Ewidentnie Lech nie uczy się na błędach i to doprowadza jego kibiców do frustracji. Moder i Kamiński odeszli za łączną kwotę ponad 20 mln euro. Na polskie warunki to gigantyczne środki, a jednak przysporzyły Lechowi więcej złego niż dobrego. To prawda, że w marnowaniu potencjału Lech nie ma sobie równych.
Trener z europejskiej półki
Zakontraktowanie Johna van den Broma mogło świadczyć, że „Kolejorz” idzie za ciosem. Rok wcześniej sprowadził jakościowych zawodników za duże pieniądze. Kibice byli z tego zadowoleni, bo mieli nadzieję, że w ten sposób klub przestaje oszczędzać i inwestuje, bo zależy mu na sukcesie sportowym. Pojawiło się przekonanie, że Lech uczy się na błędach, bo po zdobyciu tytułu chce po prostu osiągnąć więcej. Szkoleniowiec, który zdobył mistrzostwo Belgii z Anderlechtem, musi wiedzieć, o co chodzi w futbolu. Ma on również doświadczenie na arenie europejskiej, bo wprowadził „Fiołki” do Ligi Mistrzów. Dużą częściej trenerskiej kariery spędził w Holandii. Drużyny prowadzone przez niego osiągały pozytywne rezultaty. W sezonie 2010/2011 prowadził ADO Den Haag. Udało mu się zająć miejsce w lidze dające prawo gry w el. LE. Podobnie było z SBV Vitesse. W tych mniejszych klubach osiągał wyniki ponad stan, a to znaczy, że potrafi się dostosować do środowiska, w którym pracuje.
Nie przeszkadza mu taka, a nie inna jakość zawodników, bo uważa, że trzeba się zaadoptować do tego, co się posiada. Przygoda z klubem ze stolicy Belgii wzbogaciła go o ogromną dawkę wiedzy. Takiego szkoleniowca w polskiej lidze jeszcze nie było. W tym aspekcie Lech uczy się na błędach, bo szturmował już Europę z trenerami na dorobku (Rumak, Żuraw). Byli też tacy, którzy zetknęli się z pucharami (Skorża, Urban, Bjelica). Skutki tych działań były różne, ale nie były w stanie zapewnić ciągłości sukcesów. Czy Holender jest w stanie to zrobić? Okaże się to z czasem. W dużej mierze zależy to od zarządu. Jakie cele przed nim postawi i czy pomorze mu w ich realizacji. Na ten moment Lech bardziej przeszkadza van den Bromowi, niż go wspiera. Ze składu mistrzowskiego odeszło kilku piłkarzy, może nie kluczowych, ale takich, którzy mieli ogromny wpływ na drużynę.
Europejskie puchary najważniejsze
Za czasów panowania koncernu Amica, klub ze stolicy Wielkopolski czterokrotnie dostawał się do faz grupowych europejskich pucharów. Dwa razy udało mu się awansować do fazy pucharowej i zagrać dwumecz na wiosnę. Co ciekawe w sezonie 2020/2021 „Kolejorz” też pozostawił po sobie dobre wrażenie po meczu z Benficą. Co prawda spotkanie to zakończyło się porażką 2:4, ale gra zespołu dawała nadzieję na naprawdę dobre rezultaty. Zarówno w lidze jak i w Europie. Po owym starciu media się rozpisywały, że Lech ma się nie martwić tą przegraną, bo grał z zespołem, którego miejsce jest w LM. Że postraszył silnego przeciwnika i z taką postawą są duże szanse na wyjście z grupy. Najbardziej interesujące jest to, że po czwartkowym meczu z Villareal odczucia są bardzo podobne. Poznaniacy napsuli sporo krwi półfinalistom poprzedniej edycji Champions League. Sprawili im dużo problemów, ale to kosztowało drużynę nie mało energii.
Przed dwoma laty było widać po Lechu, że z meczu na mecz tracił siły. Końcówkę rundy grał już na oparach. Symbolem tego zmęczenia było przegrane spotkanie 0:4 z przeciwnikiem, który czeka już na zespół w niedzielę. Pogoń Szczecin rozbiła „Kolejorza” w grudniu 2020 roku nie specjalnie dając z siebie wszystko. Smaczku dodawał fakt, że mecz ten miał się odbyć latem, ale został przełożony przez władze ligi. „Portowcy” nie zgodzili się na takie rozwiązanie, bo uważali, że Lech był w takiej formie, że nie ma potrzeby zmiany daty spotkania. Na drugi dzień stwierdzono u zawodników Pogoni covid-19 i koniec końców mecz się nie odbył. Przekładanie meczów zemściło się na „Kolejorzu”, który pod koniec roku nie był w stanie rozgrywać spotkań. Tutaj też Lech nie uczy się na błędach. W tym sezonie również przełożył dwa spotkania. Na szczęście dla niego jedno już zostało odrobione.
Mydlenie oczu przez zarząd
Dwa lata temu Lech przekonywał, że aktualna kadra jest gotowa na trzy fronty. Piłkarze, którzy rozpoczęli zmagania w sezonie 2020/2021 mieli dobrze prezentować się w lidze, pucharach i PP. Jak to się zakończyło, wszyscy dobrze wiemy. Nawet sam Dariusz Żuraw, który prowadził w tamtym okresie drużynę, mówił po czasie, że słaba postawa zespołu w tamtych rozgrywkach była wynikiem wąskiej kadry. Wiadomo, że nie mógł tego stwierdzić, gdy był trenerem „Kolejorza”. Drużyna oparta w dużej mierze na wychowankach miała zagwarantować jakość, jakiej w PKO Ekstraklasie nie miał nikt. Tacy piłkarze jak Kamiński, Moder, Skóraś potrzebowali wartościowych zmienników. Oszczędna polityka transferowa nie pozwoliło na takie ruchy, ale Tomasz Rząsa był przekonany, że ten zespół jest gotowy na wszystkie rozgrywki. Teraz dzieje się podobnie, bo Piotr Rutkowski, może nie powiedział tego wprost, uważa, że „Kolejorz” ma wystarczającą kadrę. Nieudane transfery Michała Helika i Damiana Kądziora przeczą tej tezie.
Do piłkarza Piasta Gliwice zarząd miał kilka podejść. O tym, że władze klubu informowały w mediach o kwotach, jakie za piłkarza oferował Lech, Rutkowski odniósł się, że to brak szacunku, bo są jakieś zasady przy przeprowadzaniu tego typu transakcji. Lech na tym polu też nie uczy się na błędach, bo nie wzmocnił drużyny przed sezonem. Wątpliwe, aby Mateusz Żukowski pełnił rolę zbawiciela drużyny. Duży wpływ na brak transferów miała oczywiście decyzja Macieja Skorży o odejściu. Ale Lech już kilkakrotnie powtarzał, że obserwuje trenerów, którzy mogliby podjąć pracę w Poznaniu. Niestety w czerwcu okazało się, że wszyscy są niedostępni. Tutaj nasuwa się pytanie: w takim razie, po co jest ta lista, skoro nikogo nie można z niej wyjąć? Czy to nie są pieniądze wyrzucone w błoto? Czas poświęcony na obserwacje tych szkoleniowców można było przeznaczyć na monitorowanie większej ilości potencjalnych piłkarzy, którzy mogliby zasilić Lecha.
Lech nie uczy się na błędach
„Kolejorz” przystępuje do rozgrywek 2022/2023 w bardzo podobny sposób, jak przed dwoma laty. Różnica jest tylko taka, że zakontraktował trenera z europejskim doświadczeniem. Być może z nim na ławce Lech wygra jeszcze kilka meczów, zajdzie daleko w PP lub nawet wyjdzie z grupy LKE. Będzie to jednak miało odbicie w PKO Ekstraklasie, bo mało realne jest, aby ta kadra wytrzymała taki natłok spotkań. Lech nie uczy się na błędach i zapłaci za to dużo więcej niż chociażby 1,5 mln euro za Dawida Kownackiego. Teraz poznaniacy mieli okazję, aby zostawić w tyle całą ligę. Przynajmniej na kilka lat. Nie zrobili tego. Pytanie brzmi czy nie chcieli, czy nie potrafili tego uczynić?