Kulesza jak Cruyff. Dlaczego Nawałka to dobry wybór?

Chyba można się umówić, że dawno takiego zamieszania wokół reprezentacji Polski nie było. Nawet gdy Zbigniew Boniek zwalniał rok temu Jerzego Brzęczka nie pojawiało się tyle nazwisk, co obecnie. Pirlo, Cannavaro, Papszun, Urban, Michniewicz, Prandelli… Można wymieniać i wymieniać, bo nazwisk pojawiało się naprawdę sporo. Jednakże również należy wspomnieć o tym, że chyba Cezaremu Kuleszy pasuje taki stan rzeczy. Przecież Prezes PZPN ma masę zgłoszeń, aplikacji, CV, a przy tym ostateczna decyzja i tak należy do niego. Ponadto, zapewne musiałby się bardzo postarać, by wywinąć większą głupotę od Paulo Sousy zatrudnionego przez Zbigniewa Bońka. Obecny Prezes jest raczej człowiekiem rozsądnym. Pewnie postawi na opcję bezpieczną. Czyli wariant pt. „Adam Nawałka”. I tutaj pojawia się pytanie: czy to dobrze? Odpowiedź brzmi: tak. Dlaczego związek Kuleszy z Nawałką jest sytuacją, gdzie korzystają obie strony?

Zibi?…

Przede wszystkim warto rozpocząć od przypomnienia kadencji poprzedniego Prezesa PZPN. Bo co by nie mówić o Bońku, wiedzę o futbolu ma. Bez tego raczej nie byłby wiceprezydentem UEFA, nie byłby taką osobowością w świecie piłki, a poza tym warto posłuchać Pana Zbigniewa, gdy mówi o jakimkolwiek meczu. Aczkolwiek wiedza o futbolu nijak ma się do tego, co Prezes Boniek zrobił podczas swojej drugiej kadencji w PZPNie. Zresztą ogólnie, Boniek lubi być wyjątkowy. Lubi mieć swoich nieoczywistych kandydatów, by później każdy mówił, że to jego nos zapewnił sukcesy. Wybór Bońka, by postawić na Nawałkę w 2013 roku również taki oczywisty nie był. Ale był trafiony. Natomiast ufanie własnej intuicji w kwestii selekcjonera po mundialu w 2018 roku zakrawają już o żart.

fot. Twitter

Jerzy Brzęczek? Ktoś powie, że wyniki miał. Bo miał. Ale ogólnie raczej ten czas jest dla kadry stracony, to były dwa lata, gdzie dobitnie przekonaliśmy się, że coś ewidentnie nie gra i pewnego poziomu nie przeskoczymy, tym bardziej bez odpowiedniego selekcjonera. Podobnie było choćby w kwestii Paulo Sousy, o którym w roli selekcjonera zdecydował tylko i wyłącznie Prezes PZPN Zbigniew Boniek. Każdy Polak, nawet Ci pracujący w PZPNie, wszyscy byli zaskoczeni tą decyzją. Nic zresztą dziwnego. Żaden z dwójki wyżej wymienionych nie miał podstaw, by być trenerem reprezentacji. Jakiejkolwiek, nie chodzi mi tylko o kadrę Polski. Bo piąte miejsce z Wisłą Płock czy odchodzenie w atmosferze skandalu z Bordeaux, Leicester czy Maccabi Tel Awiw to nie argumenty, które można wpisać do wyśnionego CV. Owszem, Adam Nawałka na starcie też zapewne wielkich osiągnięć i argumentów nie miał. Ale tak jak nie każdy może być Guardiolą, tak nie każdy może być Nawałką.

Boniek i jego ryzykowne podania

Na początek warto przypomnieć słowa legendarnego myśliciela futbolu, ale równie dobrego piłkarza. Johan Cruyff, czyli człowiek z największym wpływem na piłkę w historii. Jednym z wielu cytatów wartych zapamiętania od Holendra były słowa odnośnie prostoty futbolu:

„Piłka nożna to prosty sport, ale najciężej jest grać w nią prosto.”

Trzeba przyznać wprost. Zbigniew Boniek raczej prosto w piłkę nie grał. Zresztę nic dziwnego: był on bardzo kreatywnym środkowym pomocnikiem, głównie ofensywnym. Mógł sobie pozwolić na zagranie ryzykownego podania prostopadłego nawet kosztem straty piłki. Bo taka była jego rola. Jednakże podczas prezesury czy też ogólnie zarządzania klubem piłkarskim takie zagrania mogą się kończyć katastrofą. Być może idealnym przykładem jest pan Mioduski, który niekiedy miewa pomysły od czapy i chce pokazać światu, że zna się na piłce jak nikt inny (np. przy zatrudnieniu Jozaka). Podobnie było z Bońkiem jako prezesem. Bo umówmy się, samo zatrudnienie Brzęczka było dość ryzykowne i intuicyjne, nieoczywiste. A zwolnienie go przed Euro i powierzenie kadry Paulo Sousie było właśnie jak ryzykowne podanie przy stanie remisowym. Może się udać. Ale równie duże są szanse na niepowodzenie.

Kulesza jak Cruyff

Natomiast obecny Prezes PZPN, być może z nieco mniejszym ego od Zbigniewa Bońka, jest z pewnością gościem, który aż takiego ryzyka nie podejmuje. Który od początku wiedział, że warto zbudować pozory mówiące o szansie na tego typu podanie prostopadłe w stylu poprzednika. Przecież gdyby nie takie chęci nie spotykałby się z Fabio Cannavaro, a informacje o innych kandydatach nie wyciekały by tak łatwo do mediów. Jednakże tak się działo. A to wszystko po to, by zagrać piłkę bezpiecznie, do boku. Bo nasza reprezentacja nie potrzebuje obecnie nikogo w stylu Paulo Sousy, magika, który będzie nam wyciągał królika z kapelusza przy każdej okazji. Polakom trzeba prostoty i nieutrudniania sobie życia. A przynajmniej na ten moment opcją idealną i wpisującą się w tę koncepcję jest Adam Nawałka. Dlatego też – de facto od początku – to on był faworytem do objęcia reprezentacji Polski na baraże. I dobrze. Bo to opcja, która nie zakłada zbędnego ryzyka i doskonale pasuje do wyżej przytoczonej cruyffiańskiej sentencji. Najciężej jest grać w piłkę prosto. Jednakże z reguły jest to najlepsze, co może się zdarzyć.

Dlaczego Nawałka jest idealny?

Przede wszystkim ustalmy, co wnosi do kadry Nawałka. Bo to najważniejsze. Warto nakreślić na początek okoliczności, w jakich żyjemy: Paulo Sousa zostawił nas na lodzie tuż przed barażami. Mecz z Rosją odbędzie się 24 marca w Moskwie, później ewentualny finał o awans na Mistrzostwa Świata w Katarze. Dwa mecze. Potrzebujemy trenera na jeden, a maksymalnie na dwa mecze. Nie mniej, nie więcej. Dlatego też jeśli jest ktoś, kto zna drużynę, odnosił z nią wcześniej sukcesy, dlaczego by z niego nie skorzystać? Adam Nawałka doskonale poznał realia pracy w kadrze i przede wszystkim ma poparcie drużyny. Bo piłkarze tacy jak Glik, Szczęsny, Krychowiak, Lewandowski czy nawet Milik to właśnie za Nawałki odnosili w kadrze największe sukcesy. Ponadto, każdy wie, jak zżyty z kadrą był były trener Górnika. A to jest najważniejsze.

FOT. FOTO OLIMPIK/REPORTER

Albowiem jeśli w Rosji będzie coś grać to głowa. Mental. To jest najważniejsze ogólnie w piłce, ale przede wszystkim w finale, jakim jest dla nas mecz z wschodnimi sąsiadami. Należy połączyć mental z odpowiednią taktyką. A Nawałka słynął z tego (i słynie), że wie wszystko o swoich podopiecznych. Zna ich hobby, dziewczyny, imiona ich dzieci, wszystko. To pozwala zachować odpowiednią atmosferę. Przy tym, prawdopodobnie były selekcjoner jak nikt inny był w stanie wprowadzić żelazną odpowiedzialność taktyczną. Oczywiście, za Brzęczka goli traciliśmy też mało, ale raczej we wskaźniku xG mistrzami nie byliśmy. Za Nawałki dosłownie Polacy umieli kontrolować mecz bez piłki i było nam z tym dobrze. Dlatego też, powtórzę tezę: jeśli jest ktoś, kogo reprezentanci lubią, szanują, znają i wiedzą, czego się po nim spodziewać, a ponadto ten sam trener umie zadbać o szczegół i atmosferę, trzeba po prostu z niego skorzystać. Innej opcji nie widzę. Zwłaszcza, że to szansa. I dla Nawałki, i dla Kuleszy.

Nic do stracenia

Bo czy Adam Nawałka ma coś do stracenia? Patrząc wstecz widzimy, że sukcesy, które odnosił z reprezentacją to nasze złote lata. Być może pojawiają się głosy, które mówią o tym, że końcówka pracy Nawałki w kadrze to była porażka. I mają rację. Jednakże patrząc na następców widać, że najwyraźniej tak już musiało być. Na polskich stadionach często niesie się przyśpiewka „Co ja widzę, o mój Boże, tu Guardiola nie pomoże”. Tak właśnie było z Polską kadrą od 2017 roku. Po prostu prime przeminął i trzeba to zaakceptować. Tak już bywa. Próbował zapobiec temu Nawałka, Brzęczek i Sousa. Nikomu się nie udało. Ale Nawałka wciąż wspominany jest jako świetny trener dla Biało-Czerwonych.

FOT. ANDRZEJ IWANCZUK/REPORTER

Teraz szybki rachunek prawdopodobieństwa. Jaka jest szansa, że kibice uznają Nawałkę za złego selekcjonera w skali historii? Obecnie były trener Polaków ma świetne recenzje wśród społeczeństwa i wydawać by się mogło, że do stracenia ma wiele. Aczkolwiek z drugiej strony jego przyjście i zakończenie tego związku nie zmieni opinii publiki. Jeśli Nawałce nie wyjdzie: trudno, miałem półtora jednostki treningowej, czego oczekiwaliście? Pretensje miejcie do Paulo Sousy, ja zrobiłem co mogłem. Ale przy scenariuszu optymistycznym, czyli co najmniej jednej wygranej w barażach należy spodziewać się ponownej Nawałkomanii, która opanowałaby kibiców choć na chwile. Oto On: The Special One w polskim wydaniu. Niby Mojżesz wracający i ratujący swój naród. Jeśli się nie uda: nie będzie to z pewnością w 100% jego wina.

Opcja na… przyszłość?

Paradoksalnie jednak również jest to wybór idealny dla Prezesa Kuleszy. Spójrzmy na to z jego perspektywy: można oczywiście powierzyć kadrę jakiemuś nowemu człowiekowi. Np. Michniewiczowi, który ma doświadczenie w pracy z młodzieżówką i jest świetny w przygotowywaniu zespołu pod danego rywala. Brzmi idealnie na baraże. Albo Marek Papszun, który mógłby zbudować długofalowy projekt. Lub jakiś zagraniczny trener, który również byłby traktowany perspektywicznie, na pewno nie na same baraże. Aczkolwiek jeśli nam baraże by nie wyszły, nie byłoby już tak kolorowo: piłkarzom ciężko byłoby zaufać trenerowi, który zawalił mecze o awans. Nawet jeśli miałby mało czasu. Nie jest to najlepszy sposób na rozpoczęcie swojej przygody i budowania relacji z zawodnikami.

Natomiast Adam Nawałka te relacje ma. Nie ma też nic do stracenia. Ponadto, sam chce przyjść na niedługi okres. Zgasić pożar, wygrać baraże i adieu. Wtedy dopiero zacznie się szukanie nowego selekcjonera, który będzie miał zbudować kadrę na najbliższe lata, by dać jej trochę stabilności. Dlatego też nie warto byłoby po pierwsze ryzykować postawieniem na człowieka obcego, gdy obok stoi gotowy i chętny idealny kandydat na tymczasowego selekcjonera, a po drugie po co wyrzucać potencjalne asy od razu na stół? To pokerowe rozdanie Kulesza może wygrać wystawiając wyświechtanego już jopka, a dopiero później postawić na króla w formie Michniewicza, Kollera czy kogokolwiek na dłużej dla kadry. Nawałka jest opcją na przeczekanie, przyszłość stoi otworem. Wtedy będzie można atakować z ciekawszymi kandydatami. I to jest mądrość Prezesa.

Sztuka

Sztuka. Tak należy opisać to, co zrobił Cezary Kulesza. Jeśli chodzi o rozegranie całej tej afery z Paulo Sousą, z jego odejściem i szukaniem następcy. Umiejętne żonglowanie nazwiskami i wywieranie presji tu, tam, podpytywanie, konsultacje. Zawsze nowemu władcy zależy na tym, by być innym od poprzednika. Nie zawsze jest to czymś dobrym. Ale w przypadku Cezarego Kuleszy trzeba przyznać, że jest to dobra zmiana. Bo w takiej sytuacji, w jakiej jest reprezentacja Polski obecnie najważniejsze jest to, by nie zagrywać ryzykownego podania wtedy, gdy nie trzeba tego robić. I Prezes Kulesza się z tego wywiązuje bez zarzutów. Chapeau bas, Panie Prezesie!

Udostępnij:

Facebook
Twitter