Christian Eriksen wraca do gry. Czy Duńczyk pasuje do Brentford?

Jeszcze siedem miesięcy temu świat nie wierzył w to, co widzi. Dania – Finlandia, jeden z wielu meczów fazy grupowej na Euro. Christian Eriksen pokazuje się do gry, odgrywa piłkę i pada na murawę. Przez kolejne dwie godziny mecz jest wstrzymany. Duńczyk doznał zawału serca i jak opisuje jeden z lekarzy „W pewnym momencie zmarł.”. Jednak nie. Dość szybko były piłkarz Tottenhamu wrócił do żywych, połączył się na kamerce wideo z kolegami i powiedział, żeby grali. Mecz został dokończony. Podobnie jest z karierą piłkarską Christiana Eriksena. W pewnym momencie wydawało się, że nie ma szans na powrót do gry. Ale teraz coraz więcej sygnałów wskazuje na to, że Duńczyk zmartwychwstanie w sensie sportowym i podpisze kontrakt z Brentford. Czy to dobra opcja? 

Eriksen i Serie A

Po zawale serca, który sam w sobie jawi się jako coś dramatycznego, do Eriksena musiała dojść jeszcze mniej pozytywna informacja. Mianowicie fakt, iż w Serie A nie można grać z rozrusznikiem serca. A to właśnie w swoim ciele ze względu na zaistniałą sytuację ma duński pomocnik. Dlaczego? Włochy to kraj dość mocno wyciągający wnioski po tragediach, a prawda jest taka, że dość często na półwyspie apenińskim zdarzały się dość nieprzyjemne wypadki związane z atakami serca. Choćby historia Davide Acerbiego, kapitana Fiorentiny, który zmarł w nocy przed meczem z Udinese. Ponadto, w 2012 roku w tragicznych okolicznościach Włosi musieli pożegnać Piermario Morosiniego, który również odczuł najpoważniejsze skutki ataku serca. W związku z tym wszystkim Christian Eriksen zwyczajnie nie mógł kontynuować gry w Serie A, gdzie przepisy zabraniają profesjonalnej gry w piłkę z rozrusznikiem serca.

źródło: gettyimages

Co dalej?

Przede wszystkim jednak należy spojrzeć w przyszłość. I co by nie mówić, Eriksen w przyszłość patrzy na pewno. Niedługo po dojściu do zdrowia zaczął trenować nieopodal swojego domu, później ćwiczył w Szwajcarii, następnie udostępnił filmik, gdzie trenuje rzuty wolne. Ponadto, Duńczyk sam mówi, że jest już w normalnej, piłkarskiej dyspozycji fizycznej. Czy obawia się tego samego, powtórki, jeśli chodzi o zawał serca? Jeszcze w ambulansie tuż po dramatycznym zdarzeniu z meczu z Finlandią piłkarz Interu miał mówić, że nie zagra w piłkę nigdy więcej, bo nie chce. Ale gdy emocje opadły, pasja wróciła. Teraz Eriksen uspokaja kibiców mówiąc, że nie. Nie boi się. Nawet jeśli coś by się stało, na co i tak jest dość mała szansa, zawsze ma w sobie urządzenie mające mu pomóc. Oczywiście, ciężko jest się nie obawiać z perspektywy fana, lecz skoro sam zainteresowany czuje się bezpieczny, to czemu nie?

Przy tym, niedawno Duńczyk za pośrednictwem swoich social mediów zadeklarował, że jego celem na 2022 rok jest gra na mundialu w Katarze z reprezentacją Danii. Trzeba przyznać, że byłoby to dość wzruszającym momentem. Niektórzy w romantyzm futbolu nie wierzą, i być może słusznie. Ale taka historia byłaby godna filmu z naprawdę świetną obsadą. Jeden z najbardziej lubianych piłkarzy prawie umiera, wydaje się, że nie ma szans na powrót do gry, bo liga, w której występiuje kategorycznie mówi nie. A jednak udaje mu się powrócić na największą imprezę piłkarską na świecie. Do idealnego zakończenia brakuje jedynie triumfu Danii, ale w to ciężko jest uwierzyć. Poza tym nim zaczniemy się rozpływać w scenariuszach z happy endem warto rozpatrzeć w ogóle użyteczność piłkarską Eriksena. Bo to, że jakość Duńczyk ma, wiemy. Ale wciąż jest on bez klubu. Co konkretnie może zaoferować swojej nowej drużynie Christian Eriksen?

Premier League to jego plac zabaw

Trzeba to otwarcie przyznać: statystyki Duńczyka z gry w Interze są po prostu mocno przeciętne. Być może w ostatnich latach zaliczył on spory regres formy, czego dowodem są tylko cztery gole i dwie asysty w 43 meczach Serie A. Jednakże warto również wspomnieć, że dyspozycja i jej efekty często zależały od systemu gry zespołu Antonio Conte, który dawał możliwości zdobywania bramek głównie przez duet ofensywny w postaci Romelu Lukaku i Lautaro Martineza. Natomiast Eriksen zdecydowanie częściej występował raczej w roli środkowego pomocnika, ósemki, a nie dziesiątki, gdzie zwykł grywać. Dlatego też – jeśli oczywiście chcemy być przychylni – Duńczyka można oceniać po liczbach z Premier League. I tutaj naprawdę będzie na co popatrzeć.

Sezon, klub

Mecze Gole Asysty
20/21, Inter 26 3 0
19/20, Inter/Tottenham 37 3 4
18/19, Tottenham 35 8 12
17/18, Tottenham 37 10 10
16/17, Tottenham 36 8 15
15/16, Tottenham 35 6 14
14/15, Tottenham 38 10

2

Ostatnie dwie kampanie to okres stanowczo do zapomnienia dla Eriksena. Ale poprzednie? Kosmos to mało powiedziane. Przeciętnym sezonem dla Eriksena był rok, gdy zaliczał on mniej więcej 20 udziałów przy golach. Czy sam je strzelał, czy wykładał piłkę: różnicy nie ma. Jednakże warto również zwrócić uwagę na fakt, iż w okresie gry Duńczyka w Premier League żaden piłkarz nie zaliczył tylu asyst, co Eriksen. Ponadto, nikt nie stworzył takiej ilości szans kolegom na zdobycie gola.

James Williamson – AMA/Getty Images

Przy tym nie było zawodnika, który strzeliłby więcej bramek zza pola karnego czy z rzutów wolnych w latach 2013 – 2020 od byłego piłkarza Spurs. Po prostu grając w Premier League Eriksen zmienił ją we własny plac zabaw. I nie grał w City, Chelsea czy innym zespole, który zdobywał seryjnie trofea. Tottenham przeżywał wtedy najlepszy okres w ostatnich latach, ale wciąż daleko mu było od zdobywania mistrzostw Anglii. A Eriksen wykręcał takie liczby, że ręce same się składają do oklasków.

Najlepszy beniaminek?

Jednakże warto też pochylić się nad zespołem, do którego Christian Eriksen miałby trafić. Brentford. Klub, który trafił do Premier League po raz pierwszy od 1947 roku w obecnej kampanii może zaskakiwać. Jeśli chodzi o organizację, sposób grania, a także zaciętość. Bo chyba mało kto się spodziewał po The Bees, że będzie to zespół aż tak ciężki do pokonania. Pokazują to wyniki, zwłaszcza w meczach domowych ekipy Thomasa Franka: 3:3 z Liverpoolem, 0:1 z City czy przegrana również 0:1 z Chelsea mimo nacisku na bramkę rywali przez całą drugą część meczu. Poza tym starcia z United, gdzie Brentford też było zapewne lepszym zespołem oraz wygrana z Arsenalem 2:0 na inaugrację. Brentford gra w sposób imponujący pod każdym względem, ale przede wszystkim patrząc na organizację całego klubu.

Clive Rose/Getty Images

Brentford bowiem jest znane z podejścia do futbolu pt. „moneyball”. To znaczy: patrzymy na piłkę jedynie przez pryzmat kasy i potencjalnych zysków. Akademia? Nie mamy, bo tylko wydawalibyśmy na to mamonę, a i tak największe talenty wypływałyby do Chelsea, Tottenhamu czy Arsenalu. Ale zamiast tego możemy te same fundusze, które włożylibyśmy w akademię zainwestować w piłkarzy. Dlatego też często Brentford słynie z zawodników wyciągniętych z nikąd, a jednak posiadających niebanalny talent. Doskonałych przykładów nie trzeba szukać daleko: Ollie Watkins, Said Benrahma, Neal Maupay czy Ivan Toney, którzy wpierw zjedli Championship, a teraz błyszczą poziom wyżej. To wszystko gracze ściągnięci i „wyszukani” przez skauting The Bees, który opiera się jedynie na danych statystycznych. Jednakże to, co jest puentą to fakt, iż Brentford zwyczajnie piłkarzy zbędnych nie kupuje. I tu rodzi się oytanie: po co im Christian Eriksen?

Co Eriksen da Brentford?

Wiemy już jakim piłkarzem jest Christian Eriksen. Być może pytania mogą pojawiać się względem jego dyspozycji fizycznej, ale to już zostawimy lekarzom i sztabowi medycznemu Brentford. Aczkolwiek warto również zwrócić uwagę na stricte jakość piłkarską, którą wniesie do drużyny The Bees Duńczyk. Bo z całym szacunkiem do piłkarzy środka pola Brentford, ale nie są oni wirtuozami. Czy to jest Christian Norgaard, czy Vitaly Janelt albo Mathias Jensen, nie ma szans na to, by uwierzyć w ich umiejętności odnośnie rozrywania obrony rywala. Organizacją i kolektywem drużyna Thomasa Franka zasłania wszelkiego rodzaju wady tych piłkarzy, ale brak w drużynie Brentford rasowego, kreatywnego pomocnika. Lecz wszystko wygląda na to, że The Bees mogą jednak kogoś takiego ściągnąć jeszcze w styczniu. I tym kimś jest Christian Eriksen.

Bo warto spojrzeć choćby na to, ile strzałów oddają zawodnicy Brentford. Jeśli chodzi o liczbę strzałów: wszystko pozotaje w normie, 250 uderzeń, połowa stawki. Ale gdy już spojrzymy na to, skąd biorą się uderzenia zespołu Thomasa Franka, zobaczymy koszmarną dysproporcję. Najprawdopodobniej ludzie wewnątrz klubu również odnotowali tę przepaść i szukają opcji, by ją zasypać.

Skąd biorą się strzały Brentford w Premier League?

Na tle Premier League
Strzały po SFG 3. miejsce w Premier League
Strzały z gry 17. miejsce w Premier League

Różnica jest kosmiczna. Zresztą nawet patrząc na ostatni mecz z Wolverhampton widać wyraźnie, w czym Brentford jest najlepsze. The Bees oddali aż 11 strzałów, ale tylko jeden był celny. Ten wyjątek to oczywiście wolej zakończony golem Ivana Toneya, który padł po stałym fragmencie gry. Natomiast kto jak kto, ale Christian Eriksen z pewnością wie, w jaki sposób stowrzyć szanse kolegom. A to jakieś zagranie między obrońców, a to gierka na jeden kontakt. Zwłaszcza, że do napastników Brentford raczej nie można mieć pretensji. Oczywiście, mogło być lepiej. Ale ani Ivan Toney ani Bryan Mbuemo nie są złymi snajperami. Czasem potrzebują jedynie nieco więcej pomocy. Dlatego też prawdopodobnie Eriksen jest opcją, którą warto rozważyć. Szczególnie, że raczej nikt nie ma tu nic do stracenia.

Jak w PZPNie

Bo umówmy się, ale co może stracić zespół Thomasa Franka? 14 miejsce i 10 punktów przewagi nad strefą spadkową po 23 seriach gier to naprawdę dorobek godny utrzymania. Ponadto, zapewne kontrakt Eriksena zakładałby związanie się na zaledwie sześć miesięcy. Co później? Zależy od rozwoju sytuacji. Albo przedłużamy albo się rozstajemy i szukamy pernamentnego kreatora. I tyle. To trochę sytuacja jak w Polskim Związkim Piłki Nożnej i Adamem Nawałką. Były selekcjoner tak naprawdę nie ma nic do stracenia, a ma więcej do zyskania w barażach. Z kolei PZPN może spróbować Nawałki na dwa mecze i reagować zależnie od wyników. Oczywiście, obecnie to Shevchenko najpewniej zostanie selekcjonerem. Jednakże sytuacja jest analogiczna, bo Eriksen – podobnie jak były trener Lecha – potrzebuje angażu i pracy. Chce się pokazać. Nie wyjdzie? Nic się nie stanie, przecież wracał po zawale. Wyjdzie? To będzie znaczyć, że może być tylko lepiej. I drugiej opcji się trzymajmy.

Udostępnij:

Facebook
Twitter