W pierwszej połowie dość nudny mecz. Najciekawsze było to, co poza boiskiem. Ale na szczęście druga połowa naprawdę mogła porwać, zaciekawić i zachwycić swoim pięknem. Takich meczów w Premier League nam potrzeba. Brentford przegrywa z Wolves 1-2, lecz poważnie mówiąc, było na co popatrzeć. Jak przebiegał ten mecz?
Niecodzienna pierwsza połowa
Już wczoraj w meczu Norwich z Watfordem doświadczyliśmy czegoś niecodziennego. Bo ile razy mecz na Waszych oczach był przerwany z powodu awarii jupitera? I nie uznaję tu odpowiedzi w stylu Rakór – Legia. Z jednej strony można to pod to podciągnąć. Ale z drugiej Premier League organizacyjnie jest trzy półki wyżej od Ekstraklasy. Dlatego też już wczoraj można było się zdziwić. A co dopiero dzisiaj? Gdy arbiter główny przerwał mecz Brentford – Wolves, na ogół dość nudny, z powodu pojawienia się nad murawą drona, mało kto mógł uwierzyć w to, co widzi. Czegoś takiego jeszcze nie grali. Ale może i lepiej dla przebiegu meczu, że coś takiego się stało? Zwłaszcza, że pierwsza część spotkania była po prostu nudna. Jeśli nie przerwa w grze spowodowana niekontrolowanym dronem zapewne i tak trzeba byłoby odpuścić mecz, by zrobić sobie kawę. A tak i wilk syty i owca cała. Zresztą czy ktokolwiek słyszał o pierwszej połowie, która kończy się w 72 minucie? Chyba nie. Dlatego też w gruncie rzeczy pierwsza część meczu była ciekawa. Na swój sposób zapowiadała to, co stanie się później.
Portugalczyków dwóch
Ogółem jeśli patrzymy na skład Wolves widzimy tam sporo portugalskich nazwisk. Neves, Moutinho, Semedo, Neto, Silva, sztab trenerski też z Portugalii. Można tak wymieniać i wymieniać. Dlatego też nie powinno nas dziwić, iż gol padł właśnie po strzale Portugalczyka. Asystował mu – zgadnijcie – Portugalczyk! Bo właśnie po akcji dwójkowej Joao Moutinho z Nelsonem Semedo (który notabene zagrał świetny mecz) padł pierwszy gol dla gości. Były piłkarz choćby AS Monaco po raz kolejny pokazał kunszt wybitnego piłkarza i w sposób analogiczny do swojego reprezentacyjnego kolegi, Ricardo Quaresmy, czyli fałszem, pokonał golkipera Brentford. Podobnie jak kilka tygodni temu na Old Trafford, Moutinho ukąsił. Wolves 1-0.
Z czego może gola strzelić Brentford?
Odpowiedź jest dość prosta: ze stałego fragmentu. Zresztą wystarczy przypomnieć sobie choćby pierwszy mecz tego sezonu, Brentford-Arsenal, i gol na 2:0. Albo mecz z Liverpoolem. I tak dalej, i tak dalej. Bo stałe fragmenty gry i zaciekłość, dobra organizacja, to są rzeczy, z których słynie drużyna The Bees. Nie inaczej było w meczu z Wolverhampton, gdzie bramka dla gospodarzy padła – a jakże – po stałym fragmencie. Kto mógł ją zdobyć? Zapewne na takie pytanie większość osób w ankiecie odpowiedziałoby „Ivan Toney”. Najlepszy strzelec Brentford i rekordzista Championship pod względem ilości goli strzelonych w jednym sezonie. Nic zatem dziwnego, nic zaskakującego, w tym, iż to właśnie Anglik strzelił bramkę. Po stałym fragmencie. Świetnie wrzucona piłka na zamknięcie, gdzie odosobniony dzięki wyblokom kolegów stal Toney skończyła się golem. Naprawdę ładnym, z woleja, na 1:1. Warto tego gola obejrzeć, bo The Bees potrafią rywali zaskoczyć po kopnięciach z piłki stojącej jak nikt inny.
Znów to samo
Jednakże umówmy się: faworytem w tym meczu byli piłkarze Wolverhampton. Dlatego też nie powinno nas zaskoczyć to, co ostatecznie się stało. Bo to Wilki były zespołem dążącym do większego spokoju na murawie i finalnie na tym skorzystały znów z pomocą Portugalczyków. Wpierw wycofanie piłki przez Nelsona Semedo, później rozegranie wzdłuż linii szesnastki, podanie Joao Moutinho do Rubena Nevesa i gol. Brzmi prosto. Znów Portugalczyk do Portugalczyka, tym razem duet w środku pola.

Ktoś mógłby mieć całkiem uzasadnione pretensje do golkipera Brentford, Jonassa Lossla, który wpuścił ten strzał przy krótszym słupku. Ale zamiast marudzić, można zachwycić się kunsztem Rubena Nevesa. Albo Joao Moutinho. Obojętnie, którego gola wybierzecie, by go obejrzeć i tak powinniście wstać i bić brawo. Bo oba są cudowne.
Wilki do Europy?
Przed tym sezonem mówiło się o tym, że Wolverhampton chce pod wodzą Bruno Lage’a ma cel, by wrócić do Europy. Po słabym starcie wydawało się, że jest już po herbacie, ale teraz? Obecnie Wolverhampton ma trzy punkty straty do piątego West Hamu. Przy tym warto wspomnieć, że Wilki mają dwa mecze mniej od Młotów. I najsilniejszą defensywę w lidze po Manchesterze City. Ostatni gol stracony z gry przez zespół Bruno Lage’a to początek grudnia. Czyli w momencie startu następnej kolejki będą dwa miesiące od ostatniej bramki, którą Wilki straciły nie po stałym fragmencie. Jeśli jest zaś coś, na czym można budować sukcesy, to jest to defensywa. I trzeba przyznać, że na tej podstawie można sądzić, że Wolves na ten moment mogą zrobić coś ciekawego w tym sezonie. Bo mogą, prawda?