Barcelona przed Klasykiem. Trzy wnioski po meczu z Granadą

Wczorajszy wieczór miał być udany dla fanów Blaugrany. I długo wydawało się, że taki będzie. Barcelona miała okazję wskoczyć na trzecie miejsce w tabeli La Liga w przypadku zwycięstwa. Już w pierwszej połowie gola w drugim meczu ligowym z rzędu strzelił Luuk De Jong. Natomiast później wszystko potoczyło się nie tak, jak powinno. Granada naciskała, zdobywała przewagę, a to przyniosło efekty. Drużyna gospodarzy wyrównała w samej końcówce, czym zabrała Barcy upragnione trzy punkty. Jednakże kolejny mecz ekipa Xaviego rozegra już w środę, a do tego jej rywalem będzie lider hiszpańskiej La Liga i największy rywal, Real Madryt. Co drużyna Katalończyków powinna wiedzieć po starciu z Granadą, a przed El Clasico? 

  • Barcelona i zabójcze końcówki

Ile razy słyszeliśmy w futbolu o dramatach rozgrywanych w ostatnich minutach spotkań. Do historii przeszedł przecież finał Ligi Mistrzów w 1999 roku i comeback Manchesteru United w doliczonym czasie gry. Zresztą Czerwone Diabły bardzo często wykorzystywały tzw. „Fergie time”: gdy Sir Alex Ferguson żuł nerwowo gumę przy linii bocznej i stukając w zegarek pokazywał swoim piłkarzom, jak mało czasu im zostało, nagle Ci umieli zdobyć gola na wagę co najmniej punktu. Ponadto, przecież nawet Barcelona doskonale musi zdawać sobie sprawę z tego, jak ważne jest walczenie od pierwszego do ostatniego gwizdka sędziego. Przykładem może być mecz z Realem Madryt w 2017 roku i gol Messiego na 3:2 w 93 minucie czy remontada z PSG i zwycięski gol Sergiego Roberto. Bo gra się do końca.

Natomiast jeszcze częściej Duma Katalonii zwyczajnie wypuszcza prowadzenia z rąk w ostatnich minutach meczów. Nie będziemy się rozwodzić nad sytuacjami historycznymi jeśli chodzi o dramatyczne końcówki na niekorzyść Barcelony, takie jak Liverpool i „corner taken quickly…” czy słynne Tamudazo lub gol Torresa w 2012 roku. W ostatnich dziewięciu meczach Barcelona straciła łącznie siedem punktów z powodu straty gola w końcówce meczu. Obecnie Blaugrana jest na szóstym miejscu w tabeli. Już wczorajszy gol Granady w końcówce spowodował stratę dwóch punktów. A gdzie byłby zespół Xaviego, gdyby nie choćby comeback Celty Vigo i wyrównanie w 96 minucie po strzale Iago Aspasa? Albo powrót Osasuny i gol na 2:2 cztery minuty przed końcem? Barcelona musi zacząć grać do końca. Być może takie rozluźnienie w końcówkach to efekt słabego przygotowania fizycznego, być może zbyt luźnego podejścia. Ale w Klasyku na takie pomyłki w końcówce błędu nie będzie.

  • Stałe fragmenty bolączką

Tego faktu również ciężko nie zauważyć. Barcelona często miewała kłopoty z bronieniem SFG. Jeszcze za Guardioli. Zazwyczaj najniższy skład w La Liga, mikrusy świetne przy piłce (Xavi, Messi, Iniesta, Alves, Alba itp.), ale gorsze przy bronieniu wrzutek z kornerów. Nie tylko biorąc pod uwagę gorsze warunki fizyczne. Przecież równie często, co wypuszczanie wyniku w końcówkach zdarza się Barcelonie głupio tracić koncentrację przy kornerach czy rzutach wolnych rywali. Już nawet nie ma sensu przywoływanie po raz kolejny kuriozalnego zachowania obrońców Barcy przy rzucie rożnym na Anfield. Ponadto, warto zwrócić uwagę na to, że rywale – jako że zazwyczaj są gotowi na to, iż piłki raczej nie powąchają w meczu z Barcą – starają się przygotować coś szczególnego właśnie pod ekipę z Camp Nou. By wykorzystać braki Katalończyków wielu przeciwników po prostu szlifują na to starcie szczególne warianty SFG.

Podobnie było w meczu z Granadą. 89 minuta, Barcelona gra w 10. Trzeba się bronić. Antonio Puertas przy rzucie rożnym znajduje się sam w polu karnym Barcy. Punkty stracone. Natomiast jest to ogólnie większy problem niż może się z pozoru wydawać. Od przyjścia na Camp Nou Xaviego aż pięć z ośmiu goli rywali padło po stałych fragmentach. Ponadto, ogólnie w La Liga nikt nie stracił więcej goli po SFG od Barcy. Nie jest to zatem wyjątek, tylko bardziej tendencja Blaugrany do tracenia goli po kopnięciach stojącej piłki. Real Madryt aż tak skuteczny z kornerów czy wolnych nie jest, bo po odejściu zawodników takich jak Sergio Ramos czy Cristiano Ronaldo nie ma już takich wieżowców w ekipie Los Blancos. Jednakże wciąż 11% goli Realu padło z stałych fragmentów (poza rzutami karnymi). Barcelona przed El Clasico musi to przynajmniej w jakimś stopniu poprawić. Bo tam taki drobiazg może zdecydować o rzeczach wielkich.

  • Nowy lider?

Wielu szuka w Barcelonie lidera. Po odejściu Leo Messiego brak w ekipie Blaugrany jednoznacznej postaci numer jeden, która wzięłaby na swoje barki odpowiedzialność i pociągnęła Barcę w ciężkich chwilach. Mówiło się, że to będzie Ansu Fati, ale Hiszpan jest wciąż kontuzjowany. Sergio Aguero zakończył karierę. Ousmanne Dembele żąda absurdalnych kwot. Natomiast Memphis Depay, który miał być (przynajmniej zdaniem pewnego programu analitycznego) w 72% podobny do Leo Messiego okazuje się być co najmniej dwie półki niżej od najlepszego piłkarza w historii klubu z Camp Nou. Ciężko się żyje w obecnej Barcelonie, abstrahując już od długu. Nie ma kogoś wyrazistego z przodu.

A może nie było? O ile poprzednie dwa wnioski są dość negatywne, o tyle tutaj już będzie można się uśmiechnąć. Być może z sytuacji, być może z tezy, być może z tego powodu, że powieje optymizmem. Aczkolwiek ostatnie mecze Luuka De Jonga w barwach ekipy z Camp Nou mogą napawać optymizmem. Wielu mówi „Nowy Rok, nowy ja” i zapewne z podobnego założenia wyszedł Luuk De Jong. Wyśmiewany, wyszydzany przez kibiców Blaugrany. Aczkolwiek pracujący. Mówił o tym Xavi, ceni sobie pracę i podejście De Jonga. Nie jest idealny, ale dostał szansę zarówno w meczu z Mallorcą tydzień temu, jak i w starciu z Granadą.

W obu strzelił gole. Ponadto, kto wie, czy Holender nie założył, że ma strzelić gola sezonu? W starciu z Mallorcą były to nożyce, minimalnie chybione, tydzień później skorpion. Dlatego też można sądzić, że – jakkolwiek paradoksalnie by to nie brzmiało – Luuk De Jong raczej jest nowym liderem linii ofensywnej Barcy. I być może Barcelona wcale nie potrzebuje Moraty. Oczywiście, to tylko dwa dobre mecze, ale zawsze coś. Tyle w Barcelonie wystarczy, co tylko podkreśla sytuację drużyny Xaviego.

  • Mecz założycielski

Nie jest łatwo, na pewno z perspektywy Barcelony. Jednakże środowy Klasyk, nawet jeśli grany o pietruszkę, to „mes que un El Clasico”. Parafrazując motto Barcy po prostu chodzi o to, że wszystkie z poprzednich meczów z wielkimi rywalami drużyna nie tylko Xaviego, ale też Setiena czy Koemana przegrywała. Zresztą pasmo niepowodzeń i mentalnych oraz boiskowych frustracji sięga końcówki sezonu 18/19 i porażek z Liverpoolem czy Valencią. Wtedy też Barcelona wygrała ostatnie El Clasico. W Polsce często mówimy w przypadku reprezentacji o meczu założycielskim, np. Anglii na Wembley czy Niemcach Nawałki. Teraz czas na taki mecz dla Barcelony Xaviego Hernandeza. Wóz albo przewóz. Łatwo nie będzie, ale kiedy jak nie teraz?

Udostępnij:

Facebook
Twitter